Rozdział 25

56 2 0
                                    

Jedną z zasad stowarzyszenia jest fakt iż najmłodsi członkowie są postrzegani jak boski dar. Choć zrzeszenie na początku przybierało zupełnie inny motyw teraz po latach zmian to oni stanowią naszą przyszłość i każdy, kto ma członkostwo powinien w razie zagrożenia nawet i oddać życie za młodszego. Dlatego dzieci radośnie biegają między stolikami na poważnych bankietach, lub harcują w pokoju ze starszymi, którzy dopinają ważnych spraw. Jedno zdarte kolano jest powodem do masowej paniki, pojedyncza łza spływająca po policzku jest jak powód do morderstwa.

To samo tyczy się matki noszącej pod sercem dziecko. Jest pilnowana jak skarb, traktowana jak delikatna porcelanowa lalka. Nikt nie ma prawa podnieść na nią ręki czy krzyknąć. Każdy gest, który może zagrozić życiu jej lub dziecka jest w momencie niwelowany tak samo jak sprawca.

Więc to jest moment do świętowania. Malutki człowiek wchodzący w skład stowarzyszenia. Szczególnie ten, który jest wnukiem osoby z rubinowego statusu. Nie było ważne jaka jest płeć dziecka, jaki tydzień czy miesiąc. Zasadą było, że zanim urodzi, obowiązkowe jest wyprawienie uroczystości ogłaszającej poczęcie.

Spotkało to i Brooklyn, od której niechętnie odebrałam zaproszenie w wersji maila. U dołu wiadomości podpisane zostały dwie osoby, ona i Ronan obok serdecznych pozdrowień. Westchnęłam ciężko zamykając komputer, chwyciłam za telefon od razu kontaktując się z Andrew czy i on dostał zaproszenie. Nasz kontakt na pewno stał się lepszy i mniej formalny więc i temat naszych byłych nie stanowił problemu czy tabu. W słuchawce słyszałem śmiech małych meksykańskich dzieci z domu dziecka, do których wyjechał jeszcze tego ranka z napakowanymi trzema samochodami dostawczymi pełnymi zabawek, ubrań i jedzenia. Marudził, że wiadomość do niego dotarła, ale nie ma na to głowy żeby ją otwierać. Zastanawia się nad pójściem, ale teraz przeżywa udane chwilę szczęśliwego(nie do końca) singla bawiąc się na boso w drogim garniturze tarzając w piasku. Zaśmiałam się gdy wspomniał o wielkim samochodzie elektrycznym na prezent dla dziecka Brooklyn, tylko nie wiedział na jaki kolor je pomalować. Jest białym i nudnym mercedesem, jednak pomyślał zawczasu i kupił naklejki z dinozaurami lub księżniczkami opcjonalnie ma Minionki, które uwielbia oglądać jego była żona.

A jeżeli chodzi o mnie i moją obecność? Potwierdziłam ją, choć lekko byłam przerażona wspomnieniami z ostatniego bankietu. Nie mogłam przecież dać się ponieść emocją. Poza tym mam ochroniarza, nic mi się nie stanie. Będę cieszyła się i wyjadała słodkie przekąski z bufetu.

Przeciągnęłam się wstając od biurka. W salonie zastałam Charlesa, który siedział przy drzwiach frontowych na krześle z gazetką w ręku. Spojrzałam na niego zaskoczona, on rzucił mi przyjazne spojrzenie.

- Co ty robisz?- zapytałam podchodząc, a ten kazał mi mówić ciszej.

- Jakiś typ ciągle czai się za naszymi drzwi słucham czy nadal tam stoi i co mówi.- wyszeptał. Wiedziałam, że ma na myśli Nathaniela. Faktem było, że Charlie nie wiedział ani o moim ochroniarzu, ani o sytuacji z Ericiem i żadnym z drogich oraz wielkich prezentów od Ronana.

Naiwnie siedział pilnując własnego terytorium przed osobą, która też go broniła. Zaśmiałam się pod nosem całując jego policzek w podzięce za jego rycerską postawę. Ruszyłam więc dalej chwytając kubek z kawy spod expressa. Upiłam łyk lekko się krzywiąc, ale nie ze smaku czy gorąca, a bardziej bólu nadgarstka nieprzerwanie bolącego od wczoraj. Nie przyznawałam się, że boli mnie głupia ręką, przejdzie. Udawałam tylko, że jest super, panując nad sytuacją. Nawet teraz jaki problem przełożyć kubek z prawej do lewej dłoni. Rozkoszowałam się gorzka kawa na przyjaznym balkonie zastawiając się co ubrać z racji, że większość mojej szafy jest w kolorze czarnym przez zasady ojca i stare nawyki. Przyznaje się wiadomość przyszła jakoś tydzień temu, a ja w przypływie desperacji otworzyłam ją dopiero dzisiaj więc trudno będzie znaleźć mi coś na ostatnią chwilę tym bardziej, że przydałoby się unikać Charlesa bo jak zacznie dopytywać nie będę wiedziała co powiedzieć.

The wall you didn't see || ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz