Charles i Brianna zdawali się bardzo dobrze bawić, a jedyne co robili to niepotrzebnie zajmowali mój cenny czas. Mógłbym wyrzucić ich za drzwi, jednakże byłoby to w pełni niekulturalne i mijające się z moimi zasadami. Dlatego w ciszy masując się po skroniach słuchałem ich śmiechów i mało inteligentnych żartów oraz rozmów. Nie mówię tu o mojej przyszłej żonie, która swoim chichotem wywoływała uśmiech na twarzy. Siedziała po turecku na krześle, a na kolanach trzymała szklaną miskę z sałatką, którą ze smakiem zjadała. Nie przeszkadzało mi to, że je prosto z naczynia, gdyż wiedziałem, że potrzebuje wartości odżywczych by mieć wystarczająco siły na naszą wspólną noc. Mój telefon znowu zawibrował, wyjąłem go z kieszeni, kolejna wiadomość z firmy. Johnson domagał się współpracy jednocześnie nie chcą jej przyjąć na naszych warunkach. Miałem ochotę rzucić to wszystko w cholerę, najlepiej całe dotychczasowe życie i wyjechać z Eleną na drugi koniec świata.
– Ronan.– usłyszałem moje imię pośród rozmowy, uniosłem głowę znad telefonu przerywając w połowie e-maila.– Możemy przenocować?– zapytała blondynka patrząc na mnie anielskim spojrzeniem.
– Tak, możesz.– odchrząknąłem.– Możecie.
– Wow wielki panicz pozwolił nam się wyspać w swojej rezydencji.– machał rękoma plotąc głupstwa.– Jeszcze wystawi nam rachunek za pobyt.
– Nie bądź dupkiem.– postawiła go do pionu odkładając miskę na stół.– Powinieneś się cieszyć, że pozwoli ci spać w łóżku, a nie na dworze.– wszyscy zaśmiali się harmonijnie mając mnie za jakiegoś bezdusznego potwora.
– Tobie szczególnie.– wyszeptałem do niej na co delikatne rumieńce przyozdobiły jej twarz.– Rachunek to wam wystawie za szkody, które narobiliście.– wskazałem na przypalona trawę od fajerwerków i rozbite szkło na tarasie.
– Wypadek przy pracy.– zarechotał bujając się na krześle, co było kolejna rzeczą na liście, którą zaraz zniszczy.– Odrośnie nie to co twoje zakola.
– No i Charles śpi na dworzu.– ujęła to idealnie szatynka, popijając piwo z wyszczerbionej szklanki.
– Dobra do spania bando gówniarzy.– wstała z miejsca zaganiając wszystkich ręką. Na to zdanie sprzątaczki przybiegły z domu i w pośpiechu zaczęły zabierać rzeczy ze stołu.
Mary przygotowała sypialnie moim gościom, wpierw jednak dopytywała, gdzie będzie spać Elen. Sam chciałem znać odpowiedź. Szła z pijanym Charlesem pod rękę do sypialni gościnnej na parterze. Pomogłem jej go dowlec, rzucając niezgrabnie na łóżko. Wdrapała się z drugiej strony by rozpiąć i zdjąć z niego koszule. Wiedziałem, że wciąż coś ich łączy, czułem od niej tą rozbieżność myśli, walkę z uczuciami. Rzuciła ubranie w moją stronę, które i tak pogniecione złożyłem odstawiając na półkę. Powymieniali się jeszcze krótkimi mało zrozumiałymi zdaniami. Starali się dogadać na dwie upojone głowy. Machnęła ręką schodząc z materaca i oboje wyszliśmy z pokoju zostawiając go w pół śnie. Wydawało mi się, że nawet nie zorientował się o mojej wcześniejszej obecności. Skradaliśmy się do mojej sypialni jak za czasów młodzieńczych lat. Omijając szybkim krokiem pokój Noah'a i tymczasowy Brianny. W połowie korytarza zatrzymała mnie. Szczerząc w moim kierunku zęby w zabójczym uśmiechu. Wyciągnąłem dłonie przed siebie i natychmiastowo objąłem jej poliki i przyciągnąłem do pocałunku. Oświetlona część była tylko dzięki ściennym lampką. Z pokoju młodego wybrzmiewała piosenka ,,You are loved" – Matthew Mole, z nadzieją w głowie wsłuchiwałem się w tekst myśląc, że kiedyś będzie to historia o nas. Złożyłem kilka szybkich pocałunków na jej ustach, po czym oparłem czoło o jej i również na nim moje wargi zostawiły ślad. Objąłem ją ramionami przyciągając bliżej, złapałem za dłoń wyciągając ją lekko w górę i kołysząc się na boki wprawiłem nasze splecione ciała w ruch.
CZYTASZ
The wall you didn't see || ZAKOŃCZONE
RomanceElen przeszła w młodości wiele, teraz żyje pełnią swojego dorosłego życia. Mimo iż ma zaledwie dwadzieścia pięć lat ma za sobą małżeństwo i kilka śmiesznych zaręczyn. Te, jednak stają się ważniejsze niż przypuszczała. Świat obrócił jej się do góry...