Rozdział 29

44 3 0
                                    

Przebudziłam się rano w ciepłej pościeli i wygrzanym łóżku. Po długiej nocy we wspólnych objęciach postanowiliśmy, że już zostaniemy nie robiąc problemów miłej pani. Wyciągając ręce by się rozprostować nie poczułam żadnej przeszkody. Część łóżka, w której powinien leżeć Ronan była pusta. Uniosłam się na łokciach, nie dojrzałam go w pokoju. Poprawiłam włosy, które zasłoniły mi widok na krzesła i tam nie było po nim śladu, zabrał ubrania. Drzwi do łazienki były otwarte. Wstałam z materaca ubierając się w rzeczy porozrzucane po pokoju. Miałam nadzieję, że czeka na mnie na dole z pysznym śniadaniem lub wietrzy auto by mnie na nie zabrać. Zarzuciłam na siebie sukienkę męcząc się z zamkiem i z uśmiechem opuściłam pokój zabierając klucze. W podskokach pobiegłam na parter, po zejściu ze schodów droga rozdzielała się na dwie strony, salon czyli strefa wspólna i kuchnia, do której poszłam w pierwszej kolejności. Oprócz woni staroci nie rozchodziły się z pomieszczenie żadne przyjemne zapachy jedzenia, zajrzałam przez próg, nie ma go. To samo zrobiłam w salonie, w którym zastałam tylko tych samych facetów grających w karty pijących herbatę ze szklanki z koszyczkiem.

To jakieś podchodzy? Zachichotałam do siebie rozglądając się po budynku. Z jednego pokoju wyszedł wnuk, tej uroczej pani. Powitałam go na co bezemocjonalnie kiwnął głową.

- Właściwie to.-powiedziałam na co zatrzymał się odwracając na pięcie. Zwróciłam się w stronę chłopak, by zadać mu pytanie.- Widziałeś tego mężczyznę, który wczoraj przelewał ci pieniądze?

- Wcześnie rano spotkałem go przy samochodzie. Pozwolił mi zrobić parę zdjęć w nim.- mruknął żując gumę.

- I gdzie teraz jest?

- Pojechał.- odparł opierając się o ścianę.- Przelał mi parę dolców żebym ci nie mówił, że odjeżdża. Za mało żebym się posłuchał.- cmoknął dwa razy językiem układając z palcy pistolet.

Zamurowało mnie. To było jak cios, ale mocniejsze. Niewidzialna siła, która powaliłaby mnie na ziemię, zamrugałam parę razy. Opuściłam głowę spoglądając na swoją pustą dłoń i wtedy serce stanęło mi w pełni. Nie było na nim pierścienia, Ronan Howell okradł mnie z tak cennej rzeczy i zostawił na pastę losu. Nogi ugięły mi się, starałam się złapać coś o co mogłabym się podeprzeć. Zauroczył mnie, a ja mu uwierzyłam, zaufałam i wybaczyłam. Upadłam na kolana lądując tyłkiem na brudnej podłodze, chłopak stanął zaraz przy mnie zestresowany jakbym miała zaraz umrzeć. Oparłam głowę o drewnianą szafkę i czułam, że naprawdę umieram.

- Pożyczysz telefon?- wyszeptałam nie mogąc powiedzieć tego donioslej. Podał mi komórkę i pierwszy numer jaki wystukałam był ten, który znałam na pamięć.- Halo, Bri?

- Elen? Próbuje się do ciebie dodzwonić od wczoraj! Aiden wariuje i szuka cię po mieście, a ja krążę po Maine! Zwariowałaś, gdzie cię wywiało!? Barrett zachodzi w głowę, a Charles już chciał lecieć na policję!

- Odbierzesz mnie?- wydukałam ledwo trzymając telefon przy twarzy, policzki zaczęły robić się mokre. Skupiłam się w kłębek pod ścianą chcąc się schować i ukryć przed światem.- Wyślę ci pinezkę.- dodałam rozłączając się. Wytarłam komórkę poplamioną w łzach o sukienkę i poprosiłam chłopaka żeby wysłał lokalizację na ten telefon.

- Chcesz może wody? No nie wiem, zawołać babcie?- zapytał zdezorientowany. Pokręciłam przecząco głową i wyciągnęłam rękę w jego stronę na co pomógł mi podnieść się na równe nogi.

Wyszłam z domu i usiadłam tym razem na schodach czekając na przyjaciółkę. Było słonecznie i pięknie, po deszczu nie było ani śladu wszystko wyparowało przez intensywność lipcowego słońca. Wytarłam łzy z polika opierając brodę na kolanach. Siedziałam sama w pięknej, ale brudnej sukience pośrodku niczego. Przede mną rozpościerało się jezioro, wczoraj marzyłam by zobaczyć jego taflę w blasku słońca teraz nie mogę nawet na nie patrzeć. Boże jaka ja byłam głupia. Krzyczałam na siebie w duszy chowając głowę w kolana. Zabrał mi wszystko co miałam status, godność, miłość i resztki nadziei. Jak ja spojrzę komukolwiek w oczy po tym co się stało. Nie dosyć, że jestem w jebanej rozsypce to dzisiaj wieczorem muszę się uśmiechać na próbie wesela! Obiecałam mu wczoraj, że nie wyjdę za Charlesa, po co to było, po co?! Nic już nie ma sensu, wszystko go straciło.

The wall you didn't see || ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz