Rozdział 21

41 2 0
                                    

Charles stał w kuchni przejęcie szukając czegoś po szufladach. Grzechot przewracanych sztućcy i uderzających o siebie szklanek przeszkadzał w pracy. Dokańczałam planowanie ustawień miejsc na weselu siedząc przy wyspie z kawą w ręku. Była słodka i bez syropu orzechowego tak jak zawsze lubiła. Plułam sobie w brodę bo mogłam przygotować sobie ją sama zamiast prosić Charliego, który nie pamiętam nawet o moim ulubionym kolorze. Przyglądałam się mu, gdy odłożyłam długopis w kotki. Udało znaleźć mu się poszukiwaną rzecz, była to zwykła drewniana deska do krojenia, która leżała w półce cały czas od kiedy się tu wprowadziliśmy. Położył ją na blacie by potem wziąć ananasa do ręki i z trzaskiem oraz siłą zacząć go na niej rolować. Pierwsze o czym pomyślałam było, że powiedziałam ,,tak" skończonemu debilowi. Wtedy podniósł owoc stawiając go pionowo, próbował wyciągnąć jedną kostkę ze środka. Ku jego zdziwieniu nie udawało się to.

- Pokrój.- odparłam załamana, gdy znowu zaczął go rolować wyciskając z niego sok. Złapałam się za głowę wciąż przyglądając się jego próbą.

- Twój narzeczony to geniusz.- powiedział dumnie gdy udało mu się wyjąć pół kostki, którą podarował mi jak cenną rzecz.

- Wątpiłam.- zaśmiałam się, zanim zdążyłam włożyć owoc do ust zabrał mi go sprzed twarzy wielce obrażony.- Nie wątpiłam.- przewróciłam oczami, jednak i tak nie odzyskałam jedzenia.

- Takie ananasy będą na stole dla gości. Sam będę je turlał.- zajadał się, pierwszy raz z jego ust od dawna słyszałam jak mówi o weselu. Przez sekundę miałam wrażenie, że tak naprawdę cały czas się interesował i tylko w mojej głowę wyglądało to jakby go nie chciał.

- Chcę przenieść ceremonię.- zagadałam nagle, spojrzał się na mnie zdziwiony.

- Bardzo chciałaś ślub na plaży we Florydzie.

- To było dawno.- skrzyżowałam ręce na piersi owijając się w sweter.- Teraz marzą mi się Bahamy.- choć nadal śniłam o Florydzie, miałam z nią złe wspomnienia.

- Mam się tym zająć? Postaram się znaleźć coś na ostatnią chwilę.- wyprostowałem się unosząc brew. To było zupełnie nie w jego stylu.

- Naprawdę cię to interesuje?- zapytałam.- Znaczy no wiem, że to nasz ślub i w ogóle ale..- pocałował mnie. To było jak przepaść, z której się wydostałam. Czułam jego zapach i objęcia, zapomniałam o nich.

- Zostaw to mnie.- wyszeptał odsuwając się.- Ty możesz przebukować loty dla gości, bo ja absolutnie się na tym nie znam.

Wziął miskę z ananasem i poszedł do gabinetu. Wmurowało mnie w krzesło barowe, byłam doszczętnie zagubiona w tym co się dzieje. Było to ogromnie podejrzane, a jednocześnie tak przyjemne. Za dwie godziny miałam pojechać do domu Ronana by skonfrontować z nim ciążę, ale w tym momencie chce zostać w domu i cieszyć się chwilą z narzeczonym. Przeszłam do sypialni i usiadłam przy toaletce. Ostatnie dni były jak grom z jasnego nieba, przytłaczające i ponure, a jednak teraz patrząc na moją twarz widzę znowu ten blask, pewność siebie. Wróciłam do dawnego życia, sprzed Howella. Ta relacja mnie zniszczyła.

Chwyciłam za szkatułkę w jednej z szuflad, otworzyłam ją i z małego czarnego pudełka wyjęłam sygnet, mój sygnet. Od dwudziestu pięciu lat należę do zrzeszania rodzin największych szych ze Stanów Zjednoczonych. Przez ostatnie osiem lat ukrywałam to, o mojej przynależności wiedzieli tylko Brianna i Charles. Wsunęłam pierścień na palec, na którym do niedawna znajdował się inny z czarnym diamentem w środku. Dzięki mnie mój narzeczony uzyska miano, a po ceremonii weselnej zostanie prawnie członkiem i z szmaragdowej posady przejmie moją, szafirową. Rozprawa w sądzie zatwierdzi prawa do opieki nad Aidenem, wtedy żadna siła nie będzie mogła wyrzucić mnie z sojuszu. Stanę się wolna, od ośmiu lat o tym marzyłam, teraz jestem bliżej celu i nie mogę dać się omamić. Uniosłam głowę znad dłoni, w moich oczach widziałam ten żar co kiedyś. Potęgę, która we mnie żyje. Teraz nic nie stanie mi na drodze.

The wall you didn't see || ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz