Rozdział 7

413 54 4
                                    

Rozdział chciałam zadedykować @Aka_z_Lasu, która tak miło komentuje każdy mój rozdział i wspiera mnie od początku mojego opowiadania. W chwilach wahania to właśnie Twoje komentarze kazały mi się przełamać ;* Dziękuję ;* <3


Jak obiecałam rozdział jest w poniedziałek. Trochę późno, ale to i tak jest prawidłowy dzień tygodnia ;) Postarałam się, aby ta część była dłuższa od jakiś dwóch poprzednich i mam nadzieję, że mi się udało. Terminy trochę nam się poprzesuwały, więc kolejny rozdział już w czwartek :) Życzę miłego czytania i bardzo gorąco zapraszam do komentowania i dawania moich ulubionych gwiazdek ;).


Na podłodze przy wielkiej dziurze robiącej za mały basenik czy tam wannę leżała Kari. Miała podwiniętą ciemno fioletową suknię i razem z Lisy bandażowały kostkę u jej lewej nogi. Na lewej ręce widniały jeszcze pozostałości krwi.

- Kari! Co się stało? - Ukucnęłam obok przyjaciółki. A ta się do mnie uśmiechnęła.

- Nie mogłam cię znaleźć i poszłam pozwiedzać to miejsce. Ale jak wiesz taka niezdara jak ja oczywiście musiała zlecieć ze schodów, zwichnąć kostkę i rozwalić sobie dłoń. Całe szczęście jeden z tych chłopaków co nas tu przyprowadzili był w pobliżu i mi pomógł.

- Skończone - zawiadomiła Lisy i pomogła jej wstać. - Idę na rozmowę z Abramem. Błagam nie zróbcie nic głupiego.

- Za późno - szepnęłam, gdy mama zamknęła drzwi od łazienki.

- Jak to za późno? Co zrobiłaś? - Kari złapała mnie za rękę i pociągnęła na małą złotą ławeczkę. Ławka w łazience? Serio? Usiadłyśmy i opowiedziałam jej wszystko od tego jak obudziłam się sama w pokoju. Już w połowie mojego monologu oczy mojej przyjaciółki świeciły jak diamenciki. Gdy skończyłam przez chwile panowało milczenie.

- Podoba ci się - to pierwsze co przyszło jej do głowy. I do tego to nie było pytanie tylko stwierdzenie.

- Nie! - Podniosłam się z ławki. Oczywiście, że Nick mi się nie podobał. Czasem może był miły i miał cudowny uśmiech, ale był też arogancki i jakiś taki dziwny. Kari tylko patrzyła się na mnie z chytrym uśmiechem.

- A w ogóle to on jest moim ochroniarzem, a księżniczka może poślubić tylko księcia - dodałam na swoje usprawiedliwienie. Przyjaciółka nie przestawała się uśmiechać.

- Van to jest tekst z bajek Disneya, które oglądałyśmy w dzieciństwie.

- A co jeśli ten świat jest na takich samych zasadach? Kari! Jesteśmy w innym świecie - prychnęłam. Wtedy wzrok Kari zjechał po mojej sukni na sam dół. Rozpromieniła się i podskoczyła z ławki tworząc burzę swoimi lokami.

- Jakie cudne! - Pisnęła i pociągnęła moją stopę. Poślizgnęłam się i na szczęście wylądowałam na miękkim dywaniku przy wannie. Chociaż wygląda jak jacuzzi...

Spojrzałam przez sukienkę na moją gołą już stopę. Kari miętosiła balerinki i delikatnie dotykała każdy diamencik i głaskała koronkę.

- Nie nic mi nie jest. Dzięki, że pytasz - syknęłam z uśmiechem. Dziewczyna spojrzała się na mnie i znów na buta, a potem znów na mnie. W końcu włożyła go na swoje miejsce szepcząc przeprosiny i zapięła mi pasek. Pomogła mi wstać i znów usiadłyśmy na ławeczce.

- Skąd je masz?

I tu w mojej głowie zapanował chaos. Przed chwilą wypierałam się, że Nick mi się nie podoba, a teraz powiem jej, że one są od niego? Niby to nic takiego, ale ona nie da mi spokoju.

- Emm... Yhh....

- Nie jąkaj się! Zgadnę! - Złapała się za czarne włosy i zamknęła oczy. Po chwili na jej twarzy zawitał promienny uśmiech odsłaniający duże ładne zęby.

- OD NICKA! - Ryknęła na całe gardło i zaczęła skakać po łazience krzycząc „A nie mówiłam?! Podoba ci się! A ty jemu!" i za każdym razem zanosiła się dziewczęcym piskiem. Pomimo, że miesiąc temu wybiła jej osiemnastka nadal miała w sobie coś z ośmioletniej dziewczynki.

Nie dałam rady, musiałam się uśmiechnąć. Po prostu musiałam. Chciałam się do niej dołączyć, ale sprzeciwiłabym się samej sobie. Nie chciałam jednak przyznawać się Kari ani samej sobie, że mogę coś poczuć do Nicka. To tylko zwykły chłopak! Otrząśnij się Vanilla! Dopiero co zerwał z tobą Patrick, a ty już chcesz się wplątywać na ślepo w kolejną miłość! Nie!

- Wszystko okay? - Kari teraz zmartwiona wpatrywała się w moją twarz. - Zbladłaś.

- Tak, tylko... chodźmy może się przejść. To dobrze mi zrobi.

Wyszłyśmy z pokoju i skierowałyśmy się w głąb zdobionego na złoto białego korytarza. Czy tu wszystko musi być w tych kolorach?

Minęłyśmy drzwi, za którymi pewnie były jakieś obrady, bo słyszałam przemawiającą właśnie Lisy:

- Musimy działać! Jak myślisz co z nim robią?! Bo wątpię, że dali mu pokój jak w hotelu All-inclusive! To mój brat do cholery, Abram! Nie pozwolę, by coś mu się stało! Jak wy mi nie pomożecie to sama tam pójdę! I pieprzę to, że Leonard może mnie zamknąć tak samo jak jego!

Nie słyszałam odpowiedzi, bo drzwi przepuściły tylko rozpaczliwe krzyki Lisy. Zrobiło mi się jej naprawdę żal. Nigdy nie miałam rodzeństwa, ale wyobrażałam sobie jak to jest stracić jednego brata, a teraz siedzieć z założonymi rękami, gdy prawdopodobnie torturują drugiego. Z zaszklonymi oczami ruszyłyśmy dalej.

Doszłyśmy do końca korytarza. Znajdowały tam się szklane, zaszronione drzwi, przez które wpadało światło. Otworzyłyśmy je i weszłyśmy do pomieszczenia ze szklanym dachem. Było tu pełno kwiatów i różnorodnych roślin, których nie ma w normalnym świecie. Stało tu również kilka złotych ławek. Usiadłyśmy na jednej i zaczęłyśmy podziwiać niebo.

- Wiesz co? - Zaczęła Kari. Widać, że biła się z myślami i trochę się bała.

- Mi możesz powiedzieć wszystko, przecież wiesz - poklepałam przyjaciółkę po ramieniu i się uśmiechnęłam. Odwzajemniła uśmiech i na jednym wdechu powiedziała:

- Spotkałam wtedy takiego chłopaka kiedy spadłam ze schodów, to on wtedy tam był i mnie złapał, żebym nie złamała sobie karku i kiedy spojrzałam w jego oczy to coś poczułam, jeszcze nigdy nic takiego nie czułam i to jest taki jeden brunet co wtedy po nas przyszedł do Beaver i ma na imię David i jest mega ciachem.

- Wow - powiedziałam po chwili milczenia. - To najdłuższe zdanie jakie kiedykolwiek słyszałam.

Zaniosłyśmy się śmiechem i Kari zaczęła opisywać dokładniej co się wydarzyło. Więc David uratował jej życie, a ona się w nim zakochała, a teraz boi się, że bez wzajemności. Pamiętałam który to ten David. Stał wtedy koło niej jak wyszli z mojego domu. Całkiem przystojny. Wysoki i wysportowany. Jego owalną twarz okalały czarne włosy strzyżone w przystojny nieład. Kari zakochała się w jego dużych brązowych oczach.

Śmiałyśmy się i rozmawiałyśmy kiedy usłyszałyśmy skrzypienie.

- Słyszałaś? - Spytała się mnie przyjaciółka. Kiwnęłam głową i odwróciłam się w stronę drzwi, które zaczęły się lekko uchylać.

Tam gdzie giną marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz