Rozdział 4

451 59 11
                                    

Rozdział chyba jeden z krótszych, ale mam nadzieję, że się spodoba. Postanowiłam wstawiać rozdziały co trzy dni. Może uda mi się trzymać w tych ramach. Miłego czytania i zachęcam do motywujących gwiazdek i komentarzy :)

 

Obudziłam się na łożu z baldachimem i od razu poczułam pulsujący ból głowy. Nadal byłam ubrana w suknie, ale diadem gdzieś zniknął. Byłam sama w pokoju. Poczułam coś dziwnego. Coś kazało mi wstać z łoża i po prostu wyjść. Tak zrobiłam. Nogi same mnie niosły. Nie miałam pojęcia dokąd idę póki nie poczułam pod gołymi stopami ziemi. Pomieszczenie wyglądało jak nieskończone. Znajdowaliśmy się pod powierzchnią ziemi i wszystko (ściany, podłoga, sufit) było z ziemi. Tak jak gdyby nikomu nie chciało się tego wykańczać. Poszłam dalej. Na końcu pomieszczenia coś leżało na dużej kupie siana. Podeszłam jeszcze bliżej i dotknęła delikatnie zwierzęcia. Te z impetem się podniosło, a ja wylądowałam na glebie.

Moim oczom ukazał się piękny biały pegaz. Rozłożył swoje cudowne wielkie skrzydła i zamachał nimi. Witaj Vanilla, rozbrzmiał w mojej głowie melodyjny kobiecy głos. Rozejrzałam się wokół, ale nikogo nie dostrzegłam.

- Kto to? – Spytałam

To ja. Zwę się Szafira i jestem twoim pegazem. Kiedy założyłaś diadem i ożyła w tobie królewska krew, przebudziłam się. Jesteśmy związane krwią. Ja słyszę twoje myśli, a ty moje.

- Wow – szepnęłam. W odpowiedzi usłyszałam melodyjny śmiech. Mimowolnie się uśmiechnęłam.

Masz ochotę na mały lot po okolicy?

- I ty jeszcze pytasz? – Zaśmiałam się i podniosłam z ziemi. Szafira klęknęła na przednich kolanach co ułatwiło mi wejście na nią w sukni.

- Ale my jesteśmy pod ziemią. Jak ty chcesz...?

Zaraz zobaczysz.

Biegiem ruszyła w stronę jednej ze ścian. Nie było w niej przejścia ani nic. Po prostu... ziemia.

- Szafira nie! Nie! – Wydarłam się, gdy klacz wbiegła w ścianę. Wtuliłam się w jej grzywę i zamknęłam oczy. Przywitał mnie lekki podmuch wiatru, więc uchyliłam powiekę i spojrzałam na dół. W miejscu gdzie wyleciałyśmy leżał duży i miękki mech.

Zapomniałaś gdzie jesteś? Tu istnieją czary moja droga. Zaśmiała się.

- Tajne przejście? – Spytałam dla upewnienia. Klacz potrząsnęła głową. Leciałyśmy, a pod nami widziałam piękne łąki. Płynęła tam też długa i błękitna rzeka. Później zaczynały się pola uprawne i małe drewniane domki, przy których bawiły się dzieci. Minęłyśmy małe jezioro z krystaliczną wodą i ujrzałyśmy wioskę, a za nią w głębi pałac. Wioska była mała i uboga. Ludzie wyglądali jak biedaki i nędzarze. Inaczej wyobrażałam sobie wioski w takich krainach. Myślałam, że będzie radośniej... weselej. Przy zamku Szafira wzniosła się wyżej tuż na granice z chmurami.

Nikt nie może nas zobaczyć. A zwłaszcza ciebie.

Za murem na pięknym dziedzińcu stały posągi greckich bogów i bogiń. Sam zamek był nieziemsko wielki i piękny. Biały zdobiony złotem przypominał pałace księżniczek z bajek, które oglądałam jak byłam mała. Za nim rozciągały się pałacowe ogrody. Nie mogłam oderwać od nich oczu.

Wyleciałyśmy za mury zamku. Dalej nie było już nic. Wielki ocean po bokach którego z klifów spadały niesamowite wodospady. Ocean ciągnął się aż po horyzont.

- Co jest za nim? – Spytałam. Stałyśmy w powietrzu i wpatrywałyśmy w kres krainy.

Nikt tam jeszcze nic nie znalazł. Ci co wyruszali, po roku żeglugi wracali tu. Tak jakby nie można było popłynąć dalej. Według mitów i wierzeń na końcu są Zaświaty.

W drodze powrotnej leciałyśmy w chmurach. Nie widziałam co jest na dole tylko płynęłam po białych mgłach.

- Możemy się gdzieś zatrzymać? Nie chcę wracać.

Oczywiście. Szafira zleciała niżej i zatrzymała się na skraju lasu. Sam las znajdował się na lekkim klifie. Zeszłam z klaczy i usiadłam na trawie. Widok miałam akurat na wioskę, która tak mnie ciekawiła. Szafira ułożyła się na trawie obok mnie. Wtuliłam się w nią i po prostu oglądałam jak toczy się życie pod murami zamku. Pomyśleć, że ja mogłabym tym rządzić. Na pewno nie byłabym lepsza od jak mu tam... Leonarda? Nie potrafię rządzić, jęknęłam w duchu.

Oczywiście, że potrafisz. Masz to we krwi.

- Czyli już nawet nie mogę sobie nic myśleć, bo wszystko słyszysz? – Zaśmiałam się i szturchnęłam Szafirę w bok.

Coś jest nie tak.

- Słucham?

Cii.

Klacz podniosła się i spojrzała w las, który rozciągał się za naszymi plecami. Wstałam i spojrzałam w stronę, w którą patrzyła klacz, ale nic nie zauważyłam.

Nagle ktoś złapała mnie za nadgarstek.

Tam gdzie giną marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz