Rozdział 21

272 36 5
                                    

Hejka! Oto jestem, a oto rozdział 21. Ta dam!!! Od dzisiaj rozdziały będą już regularnie, czyli co trzy dni. Wróciłam zadowolona, wypoczęta, opalona i pełna świeżej weny. Jakieś dwa rozdziały (czyt. 21 i 22) były napisane przed wyjazdem, także tego. Będą tak samo beznadziejne jak wcześniejsze. ^.~ Kolejne zaś już piszę z ogromną weną, która napadała mnie i w górach i na obozie i nawet w morzu, kiedy pływałam. ^.^ Muszę też w końcu wyznać, że zostało około 10 rozdziałów do zakończenia historii Van.  Ale nie przejmujcie się, będą to najlepsze rozdziały we wszechświecie!!! ^.^ .... Nie no. Kogo ja oszukuję? Także ten. Wróciłam i życzę Wam miłego czytania ^.^


Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem do Rafaela, który obserwował jak Oliver staje obok mnie z dwoma mieczami.

- Pomyliły wam się korytarze do pokoi? – Zapytał z uśmiechem, zamykając drzwi. Nim zdążyłam pomyśleć o odpowiedzi Oliver już zaczął się tłumaczyć.

- Chciałem z nią tylko poćwiczyć. Musi umieć posługiwać się mieczem, a z tego co widziałem idzie jej kiepsko – spojrzał na mnie figlarnie. Rafael wyciągnął rękę po miecze.

- Prześpij się chłopcze - powiedział posyłając Oliverowi uśmiech. Gdy mijali się i chłopak dawał mu bron usłyszałam szept Rafaela. – Proszę pamiętaj, że to nie jest żadna ona tylko księżniczka. Odnoś się do niej z szacunkiem.

Oliver zesztywniał i ledwo dostrzegalny rumieniec wypłynął mu na twarz. Skłonił głową i wyszedł. Po tych słowach uśmiech zniknął mi z twarzy i z powagą przyglądałam się jak Rafael odkłada miecze.

- Nie chcę od niego większego szacunku niż daje mi teraz – powiedziałam. Mężczyzna spojrzał się na mnie rozbawiony.

- To nie zachcianka. Czy tego chcesz czy nie inni mają się do ciebie odnosić z szacunkiem.

Prychnęłam zniesmaczona, a w odpowiedzi usłyszałam cichy śmiech. Sprawdził czy ostrza się nie przewrócą postanowione na prowizorycznych stojakach i spojrzał się na mnie.

- Co będziemy robić? – Spytałam po chwili, gdy nic się nie działo. Rafael spoważniał.

- Chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział wskazując materac w koncie pomieszczenia. Nie pewnie poszłam w jego ślady i skierowałam się w róg. Usiedliśmy i ze spuszczoną głową patrzyłam na swoje brudne i poranione dłonie. Paznokcie, które zawsze były proste i długie teraz były połamane, a pod nie powłaziły mi resztki ziemi. Pozasychana krew zdobiła wnętrze dłoni, a na knykciach były widoczne rany.

- Nie pamiętasz mnie? – Spytał przerywając moje myśli. Zaprzeczyłam ruchem głowy i znów ją spuściłam. Zaległa niezręczna cisza. Chciałam mu tyle powiedzieć. O tyle się spytać. Jednak kiedy siedziałam teraz z nim twarzą twarz nie mogłam się przełamać. Siedziałam bijąc się z myślami i próbując zetrzeć krew z sukni. W końcu nie wytrzymałam.

- Jak chcecie obalić Leonarda? I co ja mam robić? – Spytałam. Z zrezygnowaniem pokręcił głową. Nadzieja, która towarzyszyła mi odkąd uciekłam ulotniła się widząc wątpliwości w oczach mojego opiekuna.

- Sam bym chciał wiedzieć. Wcześniej wszystko wydawało się takie łatwe. Miałem wszystko poukładane. Każdy szczegół zaplanowany. Ale nie przewidziałam ani tego, że mnie znajdą i pojmą, ani tego, że ty tak wcześnie zjawisz się w Terze. Ale... Ale najbardziej nie spodziewałem się zdrady – powiedział łamiącym się głosem. Już zbyt dużo łez uleciało z mojego organizmu. Z niektórymi sprawami trzeba się pogodzić nawet jeśli bolą. Cierpienie towarzyszące ze wspomnieniami o Nicku było nie do zniesienia. Jednak obiecałam sobie, że już więcej nie będę płakać z tego powodu. Dlatego teraz nawet oczy mi się nie zaszkliły.

- Nie rozumiem jednego – powiedziałam patrząc w jego brązowe oczy. – Dlaczego?

Pokręcił głową. Też tego nie wiedział. Nic nie odpowiedział. Siedzieliśmy chwilę w ciszy.

- Dlaczego muszę zasiąść na tronie przed moją osiemnastką? To już za tydzień.

Nie zawahał się nawet nad odpowiedzią.

- Jeśli przed osiemnastymi urodzinami nie zostaniesz koronowana Leonard będzie miał więcej upoważnień do zasiadania na tronie.

- Jak to? – Spytałam.

- Staniesz się pełnoletnia. Prawo Terry mówi, że jeśli król lub królowa nie zasiadają już na tronie, i nie chodzi tu tylko o śmierć, prawowity następca musi zostać koronowany przed osiemnastką. Jest on wtedy brany najbardziej pod uwagę. Jeśli jednak do tego czasu koronacja się nie odbędzie ma takie same szansę na tron jak teraz Leonard – wytłumaczył.

Siedziałam chwilę bez ruchu przyswajając słowa Rafaela. Gdy wszystko do mnie dotarło pokręciłam głową i spojrzałam na niego jak na idiotę.

- To głupie – powiedziałam z pogardą. Twarz mu się rozpogodziła, a z ust wyszedł niekontrolowany śmiech.

- To Prawo – poprawił mnie. Nie ciągnęłam dalej tematu. Nie było co ciągnąć. Oczywiste stało się to, że mamy tylko tydzień czasu. Cisza, która trwała nie była niezręczna. Nie musieliśmy mówić. Nagle sama jego obecność była dla mnie pocieszająca. I tak w końcu musiałam to przerwać.

- Rafael – spojrzałam na niego. – Tam ktoś był. Dziewczyna.

- Gdzie? – Spytał mrużąc oczy.

- W lochach. Musimy jej pomóc. Walczyła za mnie – powiedziałam czując jak zasycha mi w ustach.

Rafael uśmiechnął się obiecująco.

- Pomożemy jej, ale na razie najważniejsze, żebyś była bezpieczna – powiedział zbliżając się. – Z resztą sobie poradzimy.

Wtuliłam się w niego. Może i nie pamiętałam jego obrazu. Jednak uczucia, które wtedy do niego czułam zostały.

- Dziękuję – szepnęłam, gdy objął mnie i wtulił twarz w moje włosy.

- Za co?

- Za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Przecież przez tyle lat nie wiedziałam o twoim istnieniu, a ty ciągle walczyłeś... dla mnie.

Mocniej mnie przytulił. Siedzieliśmy tak kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły i wleciał przez nie zdyszany David. Jego brązowe włosy sterczały na boki jakby dopiero co wstał z łóżka. Z resztą co w tym dziwnego. Jest środek nocy.

- Rafael – wykrztusił. – Leonard wysłał straż. Wie, że Vanilla uciekła.

Poderwaliśmy się na równe nogi i pospiesznie ruszyliśmy za brunetem. Prawie biegiem przeszliśmy przez główny hol i weszliśmy w korytarz prowadzący do sali obrad. W środku zebrali się już wszyscy, którzy byli obecni na naradach. Zajęłam swoje miejsce i spojrzałam na przyjaciółkę.

- Jest nie dobrze – szepnęła nim Abram zabrał głos.

- Nie mamy już czasu! Cała wioska wie o ucieczce księżniczki. Prędzej czy później rycerze znajdą wejście i wtedy na pewno nie będziemy mieć szans.

- Nie mamy opracowanego pełnego planu.

- Nie mamy na to czasu Rafael! – Abram spiorunował go wzrokiem.

- Więc co zrobimy? – Spytałam przerywając niezręczną ciszę.

- Wyruszymy już dziś.

Tam gdzie giną marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz