Rozdział 18

332 46 3
                                    

Ponad 1000 słów, ale i tak nie jest to jeden z lepszych rozdziałów. Ostatni rozdział (oczywiście chodzi mi o ostatni w tym miesiącu) pokaże się w ten czwartek (tj. 23 lipca). Przerwa będzie dość długa, bo ponad trzy tygodnie :/ Ale w końcu wakacje to trzeba odpocząć ;) Po czwartku kolejny rozdział ukaże się dopiero 25 sierpnia. Jak widać miesiąc przerwy. Mam nadzieję, że po tej urywce (nie wiem czy takie słowo istnieje... ^.~) wrócicie do historii Van i razem ze mną dotrwacie do końca. Ale "życzenia" wakacyjne i "prośby" poskładam w czwartek, a teraz życzę miłego czytania ♥


Dziewczyna więcej się do mnie nie odezwała. Nawet nie dawała żadnych oznak życia. Gdyby nie to, że jednej nocy, słyszałam jak płacze, pomyślałabym, że jest martwa. Chociaż i tak wydawała z siebie szlochy jakby koniec był już niedługo. W głębi modliłam się jednak o jej życie. Nie wiem kim jest, ale dowiem się. Najbardziej nurtuję mnie, dlaczego mi o tym nie mówi. Muszę wiedzieć co ukrywa...

Cały czas tylko leżałam na tapczanie i myślałam. Wyobrażałam sobie co robi teraz Lisy i Kari. Zastanawiałam się też co musi przeżywać Louis. A co jeśli go więcej nie zobaczę? Co jeśli już nikogo więcej nie zobaczę? Myślałam, myślałam i jeszcze raz myślałam. Tak wyglądał każdy dzień aż w końcu straciłam rachubę czasu. Siedzę tu już... dwa, nie trzy... a może cztery dni?

Jak zwykle dostawałam chleb i wodę. Płyn piłam łapczywie natomiast jedzenie żułam i zazwyczaj pół zostawiałam. Nie miałam apetytu. Głód zaczął pojawiać się dopiero po jakiś dwóch dniach. I właśnie wtedy nie dostałam ani chleba ani wody. Cały ranek wsłuchiwałam się w wołanie o jedzenie mojego brzucha. Na burczeniu nie poprzestało. Skurcze, które atakowały mój żołądek były tak silne, że nie potrafiłam zrobić nic innego jak tylko zwinąć się w kłębek i czekać aż umrę z głodu. W południe usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach. Strażnik. Ubrany w lśniącą srebrną zbroje wyglądał jak rycerz od króla Artura. Równiutko przycięte włosy wystrzyżone przy uszach i posępny wzrok twierdziły jednak inaczej.

- Mam zaprowadzić księżniczkę do jadalni – powiedział i wyprowadził mnie z lochów. Obejrzałam się na blondynkę, która patrzyła na nas z przerażaniem. Czyli to nic dobrego.

Zostałam poprowadzona do wielkiej jadalni. Po prawej stronie znajdowało się okno z widokiem na posągi greckich bogów stojące wzdłuż marmurowego chodnika prowadzącego do głównej bramy w murze. Przy długim stole siedziały trzy osoby. Na szczycie stołu Leonard. Po jego lewej stronie Nick, a obok blondyna jakiś starszy mężczyzna. Posłałam chłopakowi mordercze spojrzenie na co odpowiedział mi kręcąc głową w stronę pustego talerza. Strażnik doprowadził mnie na miejsce po prawej stronie Leonarda i zniknął za złotymi drzwiami, którymi weszliśmy.

- Mam nadzieję, że jesteś głodna. Kazałem przygotować coś co zaspokoi twoje pragnienie – uśmiechnął się przebiegle król. Spiorunowałam go wzrokiem tak samo jak Nicka, który cały czas się na mnie parzył.

- Czuję napięcie – zaśmiał się Leonard. Widać, że go to bawiło. – Chciałbym przedstawić ci księżniczko mojego teraźniejszego doradcę. Josepha. Może niedługo to ty zajmiesz jego miejsce.

Joseph miał gęste siwe włosy i niewiarygodnie czarne tęczówki przebarwiane złotem. Uśmiechnął się do mnie pogodnie. Miał kilka zmarszczek, a jego ręce strasznie się trzęsły. Wydawałby się sympatycznym staruszkiem. Gdyby nie to, że był po stronie Leonarda.

- Od dawna czekałem by cię poznać księżniczko – schylił głowę.

- Zamilcz – wysyczał Leonard. Gdy przeniósł na mnie wzrok automatycznie się rozpogodził i przybrał rozbawiony wyraz. Machnął ręką i do pomieszczenia weszły kobiety ubrane w proste czarne suknie z parującym jedzeniem na srebrnych tacach. Postawiły danie przede mną na złotym talerzu. Na nim były dziwne warzywa, których nigdy w życiu nie widziałam i mięso wyglądające jak schabowy tylko kilka razy większe i bardziej krwiste. Tylko Leonard zaczął jeść. Reszta latała wzrokiem po pomieszczeniu byle by tylko nie spojrzeć na jedzenie. Zmrużyłam oczy. Leonard przy każdym kęsie uśmiechał się arogancko.

- Co to jest? – Spytałam patrząc na mięso. W odpowiedzi usłyszałam śmiech władcy.

- Nie poznajesz? – Zaprzeczyłam ruchem głowy. Zaśmiał się jeszcze głośniej.

- Kotlet – odpowiedział rozbawiony.

- Z czego? – Spytałam niepewnie. Przekręcił głowę przedłużając odpowiedź.

- Z pegaza.

Zatkałam usta ręką. Poczułam jak w kącikach ust pojawiają mi się łzy. Trzęsącą się ręką odsunęłam talerz jak najszybciej. Poczułam odruch wymiotny i znów zatkałam usta. Zgarbiłam się czując przypływ mdłości. Cały głód jak i jego skutki ulotniły jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Wydałam z siebie dziwny jęk i spojrzałam się na Leonarda.

- Jesteś potworem – syknęłam. Zamrugałam kilka razy, by nie pozwolić wypłynąć łzą i z obrzydzeniem spojrzałam na danie. Już wiedziałam dlaczego tylko on to jadł.

- Nie, kochanie. Po prostu lubię koninę – zaśmiał się. I wtedy mnie olśniło. O nie. To nie może być...

- Skąd miałeś pegaza? – Spytałam drżącym głosem. Leonard przecież nie wiedział o Szafirze. Nie mógł jej zabić.

- Dlaczego ciekawi cię skąd biorę pożywienie?

- Skąd go miałeś? – Warknęłam. Poczułam na sobie wzrok Nicka.

- Z własnej hodowli – odpowiedział zdezorientowany moim wybuchem. Odetchnęłam z ulgą i oparłam się o oparcie zdobionego krzesła.

- Skosztuj – podsunął mi mój talerz pod nos.

- Wypchaj się – odparowałam zrzucając talerz na podłogę. Dźwięk tłuczonego szkła rozszedł się po całej sali. Leonard patrzył na mnie po części morderczym, a po części rozbawionym wzrokiem. Dokończył danie, a ja próbowałam nie zabrudzić obrusu zawartością żołądka. Chociaż nie miałam tam za wiele.

- Skoro wzgardziłaś moją ulubioną potrawą nadal będziesz żywić się chlebem i wodą – odpowiedział z przesadną powagą. – Straż! Wyprowadzić ją!

- Ja ją wyprowadzę – Nick wstał ze swojego miejsca. Spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem. Co ten dupek robi?

- Mogę ci ufać? – Spytał Leonard. Na twarzy blondyna zaigrał chytry uśmieszek.

- Oczywiście – odpowiedział mierząc mnie wściekłym spojrzeniem. Władca wydał z siebie pomruk przypominający dławiący się śmiech.

- W takim razie zajmij się księżniczką.

Nick obszedł stół i złapał mnie za łokieć. Wyrwałam się i posłałam mu nienawistne spojrzenie.

- Nie dotykaj mnie – warknęłam i ruszyłam za nim do wyjścia. Na korytarzu zamiast skierować się do lochów poszliśmy w inną stronę.

- Gdzie mnie prowadzisz? – Spytałam. Nie odpowiedział. Wyszliśmy z zamku i stanęliśmy przy bocznym murze. Nick patrzył się na mnie przepraszająco.

- Poczekaj tu – szepnął. Widziałam jak idzie do głównej bramy i chwile rozmawia ze strażnikami. Ci po chwili ruszyli do zamku i zniknęli. Chłopak machnął na mnie ręką, a gdy podeszłam złapał mnie za ramiona. Nim zdążył się odezwać pierwsza zabrałam głos.

- Co ty robisz? Jeśli to jakaś „genialna" zabawa Leonarda to wolę wrócić do lochów. A w ogóle to co ty sobie myślisz? Że tak po prostu... - zatkał mi usta ręką.

- Cicho bądź i mnie posłuchaj za nim tamci idioci wrócą.

Wyrwałam się z uścisku.

- Czego? – Warknęłam. Wydał z siebie przeciągłe westchnienie i rozejrzał się na boki.

-Biegnij ile tchu w płucach. Nie odwracaj się. Kieruj się prosto do chatki. Przypilnuję by nikt cię nie śledził – chłopak energicznie wypowiadał każde słowo.

- Dlaczego mi pomagasz? – Spytałam. Nie doczekałam się odpowiedzi. Blondyn pchnął mnie w stronę bramy, a ja rzuciłam się pędem przed siebie.

Tam gdzie giną marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz