Rozdział 26

279 34 4
                                    

Niestety rozdział spóźniony :< Przepraszam Was bardzo, ale szkołę stawiam na pierwszy miejscu no i są jeszcze znajomi, więc Wattpad poszedł trochę w tył. Trochę krótszy niż reszta rozdzialik, ale mam nadzieję, że i tak się spodoba. No cóż powoli zbliżamy się do końca. Zostało jeszcze kilka tajemnic, ale wszystko wyjaśni się wkrótce ^.^ Miłego czytania życzę i do kolejnego ♥

- Nie, nie, nie – W kółko szeptałam te same słowa. Podniosłam się do klęczek i nachyliłam nad przyjaciółką. Obłąkana łza spłynęła po moim policzku lądując na jej roztrzepanych włosach. Drżącą ręką pogłaskałam ją po nich. W żelaznym uścisku trzymałam urządzenie, które nie wydawało żadnego dźwięku. Jednak jeszcze żyła. Ale umierała. Świadczyła o tym ta czarna ruszająca się kropeczka. Czarna ikonka serduszka mrugała strasznie wolno.

- Nie odchodź. Błagam – szepnęłam jej we włosy. – Nie opuszczaj mnie.

Załkałam trzęsąc się od szlochu. Upuściłam ciche urządzenie i położyłam sobie Kari na kolanach. Jej głowa opadła bezwładnie na moje udo. Głaskałam ją po włosach, a po policzkach ciekły mi łzy. Co chwila spoglądałam na monitorek z ciągle poruszającym się serduszkiem. Gdzie David?! Gdzie lekarz?!

- David! – wydarłam się w przestrzeń szlochając. – Błagam!

Rozespane oczy reszty rannych patrzyły na mnie ze współczuciem. Niektórzy płakali razem ze mną. Inni zaciskali oczy. Starsi szeptali niezrozumiałe modły.

Położyłam twarz na klatce piersiowej Kari. Ciche dudnienie mogłyby być wiatrem muskającym moje białe pasma. Nie przypominało serca. Jej serca. Jej serca, które zawsze było wesołe i uśmiechnięte. Wybijające jej własny rytm, który tylko nieliczni rozumieli. A jeszcze mniej go kochało. Kochało ją. Wydawałam z siebie dźwięki, których nie można było nazwać płaczem.

Usłyszałam kroki zbliżające się, a następnie silne ramiona obejmujące mnie w pasie.

- Musisz ją teraz puścić – usłyszałam Davida. Zachrypiany głos nie należał do tego chłopaka, o którym opowiadała moja przyjaciółka. Należał do zranionego w walce rycerza, który traci resztki siebie.

- Nie – wykrztusiłam ściskając mocniej przyjaciółkę.

- Proszę – dodał łamiącym się głosem. Potrząsnęłam głową. Objął mnie mocniej i zaczął odciągać. Kari zsuwała się z moich kolan, a ja machałam rękami, aby utrzymać ją przy sobie.

- Puść mnie! – krzyknęłam. – Muszę z nią być. Nie opuszczę jej! Puść mnie!

Chłopak odciągnął mnie tak, aby Thomas mógł spokojnie ukucnąć przy dziewczynie. Serce rozrywał mi ból i rozpacz. Kari była moją jedyną przyjaciółką. Smutek, żal, cierpienie. Tyle emocji. I moje kruche serce, które z każdą chwilą łamało się jeszcze bardziej.

Walnęłam Davida, kiedy ten chciał mnie przytulić. Odepchnęłam go, a gdy zagrodził mi podejście do przyjaciółki wrzeszcząc rzuciłam się przed siebie. Mimo zaszklonych oczu nie wpadłam na nic, ani na nikogo. Nogi same mnie niosły w tylko im znanym kierunku. Dopiero kiedy energicznym ruchem otarłam oczy zauważyłam gdzie jestem. Powoli zeszłam po schodach. Na dole przywitały mnie znajome kraty.

Stanęłam widząc Rafaela. Stał w wejściu do jednej z cel i widać przerwałam mu w rozmowie. Odwrócił się i spojrzał na mnie zaskoczony. Kiedy jednak zobaczył moje popuchnięte oczy i łzy spływające po policzkach jego wzrok złagodniał.

- Vanilla – szepnął. – Co się stało? Och skarbie, nie płacz.

Wtuliłam się w jego tors i mocno ścisnęłam materiał białej koszuli barwionej zaschniętą krwią. Drgałam i nie mogłam powstrzymać płaczu.

- K-k-kari – wyszlochałam mu w brzuch. Zatrzęsłam się i mocniej wtuliłam w mężczyznę.

Głośno westchnął i pogłaskał mnie włosach.

- Uspokój się – powiedział łagodnie. – Thomas zrobi wszystko co się da, ale musisz się uspokoić.

Odetchnęłam głęboko i powstrzymałam kolejny szloch.

- Ty n-nic nie rozumiesz. O-ona umiera. O-ona u-umiera.

- Będzie żyć zo...

- Nie kłam! – krzyknęłam. Powoli się uspokajałam, ale prawda nadal ciążyła mi na moim obolałym sercu.

Odważyłam się zajrzeć do celi przed, którą stałam z Rafaelem. Na mojej twarzy zagościł smutny uśmiech widząc zmartwioną twarz blondynki. Odwzajemniła gest i powoli do mnie podeszła. Wahając się delikatnie mnie objęła, a ja czując ciepło bijące od jej ciała przytuliłam ją mocniej.

- Dziękuję ci – szepnęła. Już chciałam pytać za co kiedy uświadomiłam sobie po co Rafael tu przyszedł. Dziewczyna jest wolna. Uwolniłam ją od Leonarda. Nieco histeryczny śmiech wyszedł z moich ust, a płuca od razu zaalarmowały przeciążeniem. Skrzywiłam się i odsunęłam od dziewczyny.

- Czyli to ta dziewczyna, którą za wszelką cenę miałem wydostać? – spytał Rafael już spokojniejszy, że przestałam histeryzować. Uśmiechnęłam się do niego i przytaknęłam.

- W takim razie chodźmy. Te lochy przyprawiają mnie o mdłości – powiedział kierując się w stronę schodów, ale ja jak sparaliżowana stałam patrząc przed siebie. To jedno słowo. Jedno słowo szalało po mojej głowie grożąc wybuchem. Lochy, lochy, lochy, lochy...

Rozlatanym wzrokiem przejrzałam wszystkie cele i zatrzymałam się na tej, w której niedawno więził mnie Leonard. Dwa błyszczące szmaragdy wpatrywały się wprost w moje oczy. Przepełnione ulgą, smutkiem, żalem, bólem, nadzieją i milionem innych uczuć sprawiały, że moje ciało drgnęło mimowolnie. Widok Nicka za kartkami był tak samo bolesny jak uczucie, gdy nas zdradził.

Otworzyłam usta, by cokolwiek powiedzieć, ale od razu je zamknęłam. Pokręciłam tylko głową i spuściłam wzrok. Nie było co mówić. Odwróciłam się do niego tyłem i zerknęłam na Rafaela. Mierzył cele swoim wyniosłym wzrokiem, a następnie spojrzał na mnie. Ciemne oczy od razu złagodniały, a delikatny uśmiech mówił „wynośmy się stąd".

Tak też zrobiłam. Nie oglądając się ruszyłam za nimi po schodach. Idąc przypatrzyłam się uważniej swoim ubraniom. Biała koszula poplamiona była krwią, a spodnie zdarte na kolanach, również brudne od szkarłatnej cieczy. Jedyne co się utrzymało to buty. Jedynie trochę zapiaszczone i pochlapane niezauważalnie. Białe włosy sterczały na wszystkie strony. Masakra. Ale nie tak straszna jak ta, która toczy się przed bramą. Na najdalej wysuniętym materacu.

Zatrzymałam się na schodach przed dziedzińcem, a puls przyśpieszył gotowy na wiadomość o tragedii. Chwiejnym krokiem szłam za Rafaelem i blondynką trzęsąc się ze strachu. Nie wiedziałam co zastanę. Bladego trupa mojej przyjaciółki? Zwłoki owinięte w koc? A może za sprawą magii stoi już tam trumna czarna jak jej loki? Wszystkie wizję były przerażające i budziły we mnie najskrytsze koszmary.

To co mnie przywitało nie było nawet w połowie tak straszne co sobie myślałam. Na tym samym materacu leżało blade ciało Kari. Urządzenie nadal było przypięte do jej klatki piersiowej, ale monitor leżał pod kocem. Zakryłam ręką usta i zatrzymałam się kilka kroków od materaca. Thomas jako pierwszy do mnie podszedł. Szybko oderwałam drżącą dłoń od ust i spojrzałam głęboko w jego oczy. Błagam. Proszę.

- Powiedz mi tylko prawdę.


Tam gdzie giną marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz