Rozdział 8

401 54 4
                                    

Wiem, rozdział spóźniony i bardzo Was przepraszam, ale ten tydzień jest straszny :/ Wystawianie ocen i nie kończące się próby. Ale to tylko jeden dzień spóźnienia, więc może mnie nie zabijecie ;) A tak z zupełnie innej beczki dziś o godzinie 22:30 gram premierę z moim teatrem. Spektakl "Legenda o kwiecie paproci". Od dwóch tygodni martwimy się o pogodę ponieważ zapowiadają na dziś deszcze. Jesteście mega kochani i wiele by mi dała myśl, że pomyślicie sobie o mnie o tej godzinie i poprosicie o ładną noc ;* To tyle ode mnie i zapraszam do lektury :)


- O! Księżniczko. Już wychodzę, nie chcę przeszkadzać – Nick nisko się pokłonił i odwrócił się, żeby wyjść.

- Poczekaj! – Chłopak na dźwięk mojego głosu zesztywniał i stanął. – Zostań.

Obejrzał się przez ramię, ale nic nie powiedział. Spojrzałam na Kari, która entuzjastycznie pokiwała głową. Z uśmiechem znów odwróciłam się do blondyna.

- Nie powinienem – powiedział ostro i wyszedł zatrzaskując drzwi. Wstałam, żeby zanim pobiec, ale przypomniała mi się obecność Kari. Spojrzałam błagalnym wzrokiem.

- Idź – uśmiechnęła się. Wybiegłam z oranżerii i pędem ruszyłam przez korytarz. Nicka znalazłam na końcu. Kierował się w stronę hali z dużym stołem.

- Nick! – Krzyknęłam. Stanął przy białym filarze i zaciekawiony spojrzał się na mnie. – O co ci chodzi?

- Nie chciałem ci przeszkadzać – powiedział tylko. Gdzieś ulotnił się ten jego uśmiech, który widziałam na zewnątrz.

- Przecież ci powiedziałam, że możesz zostać – stanęłam naprzeciwko niego i oparłam się plecami o filar. Byłam na niego zła, ale i też zestresowana. Coś musiało się stać skoro się tak zachowuje.

- Nie jestem twoim znajomym tylko ochroniarzem. Mam cię chronić, a nie ucinać pogawędki w oranżerii – jego głosy zrobił się potężniejszy. Wzdrygnęłam się, kiedy przeszył mnie lodowatym wzrokiem.

- To przeze mnie – szepnęłam. – Rozmawiałeś z Abramem? To on nie pozwolił ci...

- Nie! Rozmawiałem z nim, ale nic mi nie zabronił. Dotarło tylko do mnie, że nie tak powinienem się zachowywać.

- Nie jesteśmy w pałacu! – krzyknęłam na niego. Mój stres zniknął tak szybko jak przybył. – Nie prosiłam się o bycie księżniczką! Nie chcę być tak traktowana. Chcę, żebyś po prostu mógł ze mną usiąść i porozmawiać jak ze znajomą, a nie władczynią.

- Ale nie jesteś moją znajomą – powiedział ostro. Poczułam ukłucie w sercu. Stałam nieruchomo i patrzyłam się na niego szeroko otwartymi oczami. On natomiast bał się spojrzeć mi w oczy i lustrował kafelkową podłogę.

- A szkoda – szepnęłam. – Myślałam co innego.

Odepchnęłam się do filaru i skierowałam się z powrotem do oranżerii. Złapał mnie za nadgarstek, ale nic więcej nie zrobił. Poczułam jego ciepły i przyjemny oddech na karku. Przeszedł mnie dreszcz, ale nie dałam mu tego po sobie poznać. Odwróciłam się do niego. Staliśmy twarzą w twarz. Nasze nosy dzieliły centymetry.

- Przepraszam – powiedział obolałym głosem. Zrobiło mi się cieplej na sercu, bo wiedziałam, że szczerze przeprasza. Delikatnie się uśmiechnęłam. Odwzajemnił gest.

- Choć, chcę ci coś pokazać – szepnął mi do ucha. Nie puszczając mojej ręki poprowadził mnie w stronę, z której przyszliśmy. W środku nie było już Kari, a niebo zdobiły piękne gwiazdy. Zapadła noc. Stanęliśmy po środku oranżerii pod cudownym szklanym dachem.

Tam gdzie giną marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz