Rozdział 10

388 50 9
                                    

Spóźniony... Wiem. Błagam nie bijcie! Ale cóż koniec roku to i skleroza dopada. Na szczęście rozdział był dopracowany tylko czekał na opublikowanie. No i właśnie... koniec roku! Wakacje!!! Może nie wymarzone, bo szczerze na wakacje mi się nie śpieszyło ze względu spraw sercowych, ale wiem, że mimo iż go nie ma to o mnie pamięta ;) ♥ Musicie być gotowi, że teraz będę na Was wypłakiwać żale :P Nie no żartuję... Chyba. A jak tam świadectwo? Ja paskiem pochwalić się nie mogę, ale z ocen jestem dumna ;) Dobra, dobra... Nie przedłużam, bo to nie po to tu przyszliście by o mnie czytać. Oto 10 rozdział!!! Miłego czytania ;*


Jedną ręką szarpnęłam drzwi od oranżerii i usiadłam na pierwszej ławce. Niewidomym wzrokiem wpatrywałam się w czarne futro Tenebris. Było ciemno, a dach był lekko uchylony i wiatr rozwiewał moje włosy. Lisica zaczęła wiercić się niespokojnie.

- Co się stało mała? – Szepnęłam i wierzchem dłoni otarłam łzy. Oczy lisiczki zabłysnęły na niebiesko i skierowały się w stronę najdalszej ławki. Ktoś na niej siedział. Ubrany cały na czarno miał posturę mężczyzny. Tenebris zaczęła syczeć, a gdy człowiek się poruszył warknęła.

- Odejdź stąd – ostro powiedział obcy. Poznałam ten głos. Ton tak dobrze wyrył mi się w pamięci, że poznałabym go wszędzie.

- Nick? Co ty tu robisz? Wszyscy cię szukają.

- Czyżby? – Syknął. Przeraził mnie chłód w jego słowach, ale czego miałabym się spodziewać po wczoraj?

- David się o ciebie pytał.

- Ciebie? – Podniósł głowę i mimo ciemności dostrzegłam jego zielone oczy.

- T-tak – szepnęłam.

- Odejdź stąd – rzucił, a gdy nic nie zrobiłam dodaj już ciszej i spokojniej. – Proszę.

Postawiłam Tenebris i wstałam, ale zamiast skierować się do wyjścia podeszłam do niego. Usiadłam obok i przez pewien czas milczeliśmy.

- Przepraszam – szepnęłam i spojrzałam się na smutną twarz chłopaka. On też się na mnie spojrzał.

- To ja powinienem przeprosić. Ale nie cofnę tego, że powinnaś trzymać się ode mnie z daleka. Dla własnego dobra.

- Dlaczego?

Nick milczał, a ja już nie ponowiłam pytania. Wiedziałam, że i tak nie uzyskam odpowiedzi. Nie mam pojęcia ile siedzieliśmy tak w ciemnościach. Ciszę przerwał nam dźwięk otwieranych drzwi. Potem lampy na ścianach błysnęły światłem. Przy wejściu stał Abram.

- Mogę prosić? – Pokłonił się nisko. Wszystkie te pokłony i zginanie się do kolan zaczynały mnie denerwować.

- Oczywiście – wstałam i podeszłam do mężczyzny.

- Nick. Ciebie też proszę ze mną – dodał Abram. Chłopak z niechęcią podniósł się i razem ruszyliśmy do sali obrad gdzie niedawno słyszałam Lisy. Wierna Tenebris dotrzymywała mi kroku. Weszliśmy do środka i Abram zajął miejsce u szczytu stołu, natomiast ja i Nick po jego lewej i prawej stronie. Lisiczka wskoczyła na stół i zwinęła się w kłębek przede mną.

- Widzę, że znalazłaś kolejną przyjaciółkę – Szatyn uśmiechnął się smutno.

- Tak – uśmiechnęłam się na widok pomrukującego zwierzaka.

Nick podniósł się z krzesła i oparł rękami o długi stół.

- Możesz nam wytłumaczyć po co tu przyszliśmy? Mam co innego do roboty.

- Po pierwsze – Abram też się podniósł. – Nie takim tonem chłopcze. Po drugie mam kilka spraw do omówienia z wami i są one na pewno ważniejsze niż te twoje sprawy.

Blondyn z oburzoną miną usiadł na swoim miejscu. Rysy mężczyzny trochę złagodniały i kontynuował spokojniejszym już głosem.

- Zacznę może od najłagodniejszej sprawy. Chcę wiedzieć co się wydarzyło, że opuściłeś, po raz kolejny, kryjówkę i wybrałeś się na „spacer" – Abram zrobił znak cudzysłowu przy ostatnim słowie.

Razem z chłopakiem spojrzeliśmy po sobie. Oczy blondyna przeszył chłód, którego się nie spodziewałam.

- Vanilla?

Niewinnym wzrokiem spojrzałam na mężczyznę. Mieliśmy zacząć od najłagodniejszej sprawy, zaszlochałam w myślach. Czułam jak blondyn przeszywa mnie wzrokiem. Rozumiałam go, nie chciał by Abram się o tym dowiedział. Ale dlaczego?

- Nic... N- nic się nie w- wydarzyło.

Brwi szatyna powędrowały wysoko w górę, a oczy przeniosły się na Nicka.

- To prawda Nick?

- A po co ci to?! – Blondyn wstał z taką siłą, że krzesło przewróciło się na podłogę. Tenebris automatycznie podniosła się i zasłaniając mnie swoim dużym puchowym ogonem i warknęła na Nicka. Złapałam ją i postawiłam na podłodze.

- Uspokój się – powiedział opanowanie Abram. –Pytam się dlatego, że zwróciłeś na siebie uwagę straży Leonarda.

- Co? – wydusiłam. Głos uwiązł mi w gardle. – Czy oni wiedzą, gdzie się ukrywamy?

- Na szczęście jeszcze nie. Ale i tak uważam chłopcze, że to było głupie. Nie pomyślałeś o nas? Nie pomyślałeś, że gdyby widzieli jak tu wchodzisz Vanilla byłaby teraz w drodze do Leonarda albo co gorsza martwa?!

- Przepraszam – szepnął.

- Chociaż i tak twój wybryk spowodował tragiczne skutki.

Zaschło mi w gardle. Ręce zaczęły się pocić, a serce wybijać za szybki rytm. Obydwoje z Nickiem patrzyliśmy przerażeni jak Abram zmaga się ze łzami. Powstrzymał je, ale i tak sporo minęło zanim całkowicie się uspokoił.

- Co się stało? – Głos zabrał Nick. Poprawił krzesło i opadł na nie jakby nogi odmówiły mu posłuszeństwa.

- To przeze mnie.

- Przestań się oskarżać i powiedz co się stało, do cholery!

- Nie pozwoliłem jej zorganizować w najbliższym czasie oddziału na zamek, więc się zbuntowała i poszła sama. Chciała to zrobić jak najszybciej. Straże, które widziały Nicka penetrowały las w pobliżu domku. Ona wyszła i... natknęła się na nich. P- pojmali ją.

- Kogo? – szepnęłam choć znałam już odpowiedź. Abram spojrzał się na mnie obolałym wzrokiem.

- Lisy.

Tam gdzie giną marzenia ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz