rozdział 39 (???)

257 18 1
                                    

Jutro jest Wigilia. Jutro. To już jutro. Zakrywam twarz poduszką i jęczę w nią, leżąc w łożku z rana. Muszę szykować się na ostatni dzień szkoły w tym roku. Wzdycham i wstaję z łóżka z zamiarem przygotowania się.

Pół godziny później schodzę na dół do ojca, który stoi właśnie przy blacie w kuchni, robiąc mi chyba kanapki do szkoły. Zatrzymuję się na schodach na ten widok. Tata wrócił parę dni temu i jakoś lepiej się czuję z myślą, że nie śpię w nocy w pustym domu. Na szczęście większość ostatniego czasu i tak przebywałam poza domem, z Jakiem u niego lub gdzieś indziej. Ojciec oczywiście nie wie, że spędziliśmy też pare nocy razem, ale lepiej, by tak akurat pozostało.

- Z szynką ci odpowiada, prawda?

Staję przed tatą, dającym mi opakowane kanapki. Kiwam głową, wpatrując się w niego chwilę dłużej niż zwykle. Dostrzegam, że się ogolił i że był jeszcze wczoraj wieczorem u fryzjera. Odchrząkuję, zadając pytanie, nad którym zastanawiam się już jakiś czas.

- Jak spędzimy święta?

Ojciec zatrzymuje się w pół kroku do lodówki i odwraca w moją stronę z uśmiechem.

- Tak, jak zwykle, skarbie, ale tym razem bez mamy.

Wstrzymuję oddech i mimo że mogłam się takiego obrotu spraw spodziewać to wciąż nie dowierzam, że matka niemal zniknęła z mojego życia.

- Czyli we dwoje? - pytam, gdy wychodzimy właśnie z domu i idziemy w kierunku auta. Wsiadamy do środka, a tata odpala silnik.

- W trójkę.

Zerkam na niego zdezorientowana. W trójkę? Kogo on zamierza jeszcze zaprosić? Nawet, jak była mama to nasze święta zawsze spędzaliśmy tylko we własnym gronie, czasem może jeździliśmy do babci na wieś, tam, gdzie teraz niby aktualnie przebywa mama.

Ojciec odchrząkuje, zerkając w lusterko.

- Zaprosiłem Jake'a.

Marszczę brwi, ale uśmiech sam wyrasta mi na ustach. Jake spędzi z nami Wigilię. Przełykam głośno ślinę i zagryzam dolną wargę.

- Dlaczego?

Nie rozmawiałam dotąd z Jakiem o tym, jak spędza święta, ale jakby pomyśleć, spędza je pewnie samotnie. Nie ma żadnej rodziny, więc jak inaczej miałby je obchodzić jak nie sam? Jak to możliwe, że to ojciec wpadł na ten pomysł, a nie ja?

- Tyle nam ostatnio pomaga, z resztą widzę, że macie dobry kontakt. Wiem też, jaka jest jego sytuacja rodzinna. Uznałem, że nie powinien zostawać sam.

Uśmiecham się na fakt, że tata pomimo początkowych objekcji w stronę Griffina, ostatecznie bardzo go polubił. Tak, jak ja z resztą. Siadam wygodniej na fotelu i cieszę, jak ostatecznie potoczyły się moje ostatnie miesiące. W dodatku ojciec po swoim powrocie pozwolił mi ponownie gdzieś wychodzić. Oczywiście kazał wracać do domu o konkretnej godzinie, ale ja ostatnio w ogóle nie wracam późno do domu. Jakoś nie mam takiej potrzeby włóczyć się gdzieś po mieście.

***

Maluję właśnie drugie oko, wzdychając, gdy tusz znów nachodzi mi na powiekę. W tym samym momencie słyszę dzwonek do drzwi. Jake. Wczoraj zdążyłam po szkole pójść jeszcze do sklepu i kupić im małe drobiazgi, ale nie wiem, czy im się spodobają, więc nerwy mnie trochę zżerają. Ojciec gotuje coś właśnie na dole, chociaż kupiliśmy akurat już sporo gotowego jedzenia, bo jednak większość potraw zwykle gotowała nam mama. Poprawiam szybko makijaż i wygładzając swoją sukienkę wychodzę z pokoju. W tym samym momencie zauważam na schodach Jake'a, który chyba zmierzał w stronę mojego pokoju. Uśmiecham się na jego widok. Mierzę spojrzeniem jego strój, ponieważ nigdy wcześniej nie widziałam go w zwykłej białek koszuli. Spodnie ubrał zwykłe, czarne. Włosy ułożył na żel, więc nie ma ich tak rozczochranych, jak zwykle.

ChitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz