Rozdział 23

266 22 91
                                    

Pov. Tighnari


Nareszcie wróciłem do domu...

Podróż z moim ojcem nie należała do najprzyjemniejszych. Marudził całą drogę o to, że nie ma czasu i nie potrzebnie zawracam jemu i matce głowę.

Wnosiłem walizki i transporter z Luną na górę. Ojciec tylko mnie wysadził i odjechał jak najszybciej. Nie wiedziałem czy Kaveh już śpi więc nie chciałem go budzić. Otworzyłem drzwi, wstawiłem walizki do przedpokoju, a Lunę wypuściłem z transportera.

- Kaveh! Już jestem - krzyknąłem, blondyn nie spał tylko siedział ze swoim księciem w salonie i oglądał telewizję.

- Nariiii!! Stęskniłem się za tobą! - przybiegł, potykając się prawie o własne nogi i wyściskał mnie tak, że prawie wyplułem swoje wnętrzności.

- Ja za tobą też - jeszcze nie wiedział co się szykuje...

- O, hej Tigh - przywitał się ze mną Alhaitham.

- Więc... Kaveh. Mamy do pogadania - popatrzyłem na Kaveh'a i widziałem jak jego twarz staje się jeszcze bledsza. Zauważyłem też jak Al bierze Lunę na ręce i szybko ucieka z powrotem do salonu. On już wiedział co się będzie działo.

- Mam się bać? - zapytał Kaveh.

- Zależy czy będziesz chciał gadać - próbowałem zwiększyć u niego niepokój.

- O-Okej...

- Chodźmy do mnie - uśmiechnąłem się przyjaźnie i wziąłem walizki - Pomożesz mi?

- Yhym... - odpowiedział - O czym chcesz gadać? Nic takiego się przecież nie działo - usiedliśmy na moim łóżku.

- Jesteś pewien? Bo ja słyszałem co innego - skrzyżowałem ręce na piersi.

- Ym... No byłem w szpitalu, ale to nic takiego. Lekarz nawet tak stwierdził - mieszał się coraz bardziej.

- Nic takiego? Chłopie, leżałeś ponad godzinę nie przytomny i masz anemię. To jest dla ciebie nic takiego? - wiedziałem, że Kaveh jest nie ogarnięty, ale żeby aż tak?

- P-Przepraszam... - spuścił głowę.

- I słyszałem na dodatek o zeszycie - popatrzył na mnie zmartwionym wzrokiem.

- C-Co? Haitham ci powiedział?

- I bardzo dobrze, że to zrobił. Wiem, że się zdenerwujesz się na niego za to, ale to dla twojego dobra. Mam nadzieję, że już jest lepiej. Gdzie masz ten zeszyt?

- Nie mam, wyrzuciłem go...

- Może i lepiej, że tak zrobiłeś, nie chciałbym widzieć zakrwawionych rysunków mojego przyjaciela.

- Mam nadzieję, że nie oberwe czymś jak ostatnio - hoho, mylił się i to bardzo.

Spojrzałem na półkę obok.

- Chciałbyś - wziąłem pierwszą lepszą książkę o zielarstwie i walnąłem go w głowę.

- Ał! Za co?! - złapał się za miejsce, w które dostał.

- Głupi jesteś... Gdyby nie ja i Al, nie poradziłbyś sobie. Nie będę się pytać czemu to robiłeś, bo to są niekomfortowe pytania i się domyślam w sumie dla czego. Jak będziesz potrzebował pomocy, to masz nam powiedzieć, rozumiesz?- przerwał mi.

- Nari! Przecież czuję się dobrze, nic mi nie jest. Może czasami nie mam czasu zjeść lub nie chcę, ale jest dobrze, poradzę sobie!

- Właśnie widzę jak sobie radzisz! Kaveh, kurwa nie ściemniaj mi tu! Każdy z nas dobrze wie, że nie jest "dobrze" i sam sobie z tym nie poradzisz. Nie będę cię do tego namawiał ale masz mnie i wiem, że jesteście z Alhaithamem bardzo blisko więc możesz nam mówić wszystko.

Kwiat O Kolorze Kawy   [zawieszone]   Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz