Rozdział 12

288 21 29
                                    

Pov. Alhaitham

Napisał do mnie Tighnari z prośbą o przyprowadzenie Kaveh'a do domu. Pomiędzy nami po tej rozmowie nic się nie zepsuło a nawet można powiedzieć, że się poprawiło. Co prawda kilka razy w ciągu dnia Kaveh mnie irytował i się sprzeczaliśmy ale kończyło się wszystko buziakiem i wracało do normy.

- Kaveh, przykro mi ale musimy już iść, Tigh się o ciebie martwi - mówiłem do blondyna siedzącego w kuchni nad rysunkiem. Takiego syfu nigdy nie widziałem. Ołówki, kartki, linijki i inne przybory walały się w salonie po podłodze - wstawaj z tej zimnej podłogi, przeziębisz się

- ehh no dobra. Gdyby Cyno tu nie mieszkał chętnie zająłbym jego miejsce - wstał z podłogi i zaczął zbierać rzeczy

- no niestety. Pamiętaj, że pomiędzy nami nic się nie zadziało. Jak wypaplesz oboje będziemy mieli problemy - Kaveh raczej nikomu o tym nie powie, nie wiadomo jednak co mu się odpali jak napije się za dużo.

- wiem wiem, nie musisz mi przypominać. Ubierz się i idziemy - mówił wyrzucając wszystkie kartki do śmietnika.

- czekaj, czemu je wyrzucasz?- złapałem go za ręke i spojrzałem na jeden z rysunków. Był to mały drewniany domek w górach. Dookoła było pełno drzew a na jednym była zawieszona huśtawka. Chciałbym kiedyś zobaczyć ten widok na żywo - jest cudowny mogę go zatrzymać?

- co? Ten szkic? Przecież jest tragiczny ale jak chcesz możesz go zatrzymać. Jeśli uznasz, że jest beznadziejny możesz go wyrzucić - Kaveh od zawsze miał zaniżoną samoocenę. Mógłby malować lepiej niż jakiś Van Gogh czy Da Vinci, lecz i tak powie, że to najgorsze co w życiu widział. Powieszę sobie go nad łóżkiem

- nie prawda, wszystko co robisz jest śliczne. Nawet jeśli nie jest doskonałe- pocieszyłem go i przytuliłem - to jak? Idziemy?

- idziemy

Time skip

Staliśmy już pod drzwiami do mieszkania Kaveh'a i Tighnariego. Nie chciałem się z nim żegnać. Od jutra każdy z nas zaczyna pracę czyli będziemy się widzieć rzadziej.

- masz klucze? - spytałem się Kaveh'a który patrzył bez wyrazu na drzwi

- co? Ah, mam. Przepraszam zamyśliłem się

- nic nie szkodzi - odparłem a Kaveh przekręcał już klucz w zamku. Wyglądał na smutnego, może też się smuci z faktu, że nie będzie tak jak dawniej.

- już jesteśmy! - krzyknął na cały dom.

Z kuchni wyleciał Tighnari w beżowym fartuchu w białe paski i chochlą do zupy, cały zdenerwowany a za nim ze spokojnym wyrazem twarzy Cyno. Kiwnął mi na przywitanie i spojrzał na Nariego idącego w stronę Kaveh'a. Czuję, że coś zaraz się stanie.

- Co ty sobie myślisz?! Wychodzisz w taką pogodę z domu, nie bierzesz parasola a później nie odbierasz telefonu i nie dajesz znaku życia! WIESZ JAK SIE MARTWIŁEM?! Ciesz się, że Alhaitham się tobą zaopiekował. JESZCZE RAZ TAK ZROBISZ, LĄDUJESZ NA ULICY!! Od teraz jak będziesz chciał wyjść, masz mi mówić, gdzie, po co, z kim i kiedy wrócisz - wykrzyczał na Kaveh'a Tighnari. Cała ta sytuacja strasznie mnie bawiła. Wyglądało to jakby matka krzyczała na syna który uciekł z domu na kilka dni. Na koniec Kaveh dostał chochlą po głowie. Oj, będzie miał ślad.

Kwiat O Kolorze Kawy   [zawieszone]   Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz