U Alhaithama

273 23 18
                                    

Pov. Kaveh

  
  Obudziłem się na kolanach Alhaithama, nie wiem jak do tego doszło, ale wolę nie wnikać. Muszę niestety przyznać, że Al ma bardzo wygodne kolana, są lepsze od nie jednej poduszki. Spojrzałem na zegar, pokazywał chwilę po pierwszej.
No i dupa... Alhaitham śpi a jak go obudzę będzie największym gburem świata.

  Położyłem się z powrotem na jego kolanach i zacząłem przyglądać się dokładniej jego twarzy. Powiedzieć, że był przystojny to jakby nie powiedzieć nic.  Poczułem, że moje policzki delikatnie różowieją. Boże Kaveh to jest Alhaitham! To tylko przyjaźń, przecież on ci się nie podoba. Poza tym to chłopak...

- długo jeszcze będziesz mi się tak przyglądał? - otworzył oczy i spojrzał na mnie z wrednym uśmiechem. Zrobiłem się cały czerwony.

- nie patrzyłem na ciebie, tylko na... - no k się wkopałem. Nic sensownego nie mogłem wymyślić.

- tak, tak. Już ci wierzę. Poza tym, która jest godzina? - uśmiechnął się...
ALHAITHAM SIĘ UŚMIECHNĄŁ.

Nie dziwię się czemu każda za nim latała. Al był mądry, pomocny (zależy dla kogo), był strasznie przystojny... a jego klaty pozazdrościłby nie jeden... niestety ma też wady, jak każdy. Marudził chyba bardziej niż ja, nie okazywał swoich uczuć i ciężko było się domyślić czy się cieszy, czy się smuci. Według mnie był zbyt surowy. A zwłaszcza dla mnie, kiedy chciałem sobie posiedzieć spokojnie w barze. Wchodził jak do siebie, płacił i wychodził ze mną, czasami na plecach jak się za bardzo szarpałem. To najczęściej ostatnie rzeczy jakie pamiętam gdy się upije.

- wpół do drugiej. Chce ci się spać? - dalej patrzyłem na niego, tak samo jak on na mnie. Rumieńce dalej nie schodziły z mojej twarzy - bo mi nie bardzo

- mi także. Może się czegoś napijemy? - przyłożył palec do ust jakby się zastanawiał i znowu spojrzał na mnie z wrednym uśmiechem.
Podpuszczał mnie, nie dam się mu.
Chyba...

- skoro proponujesz, nie odmówie - powiedziałem ze spokojem. Tak naprawdę w środku cieszyłem się jak małe dziecko. Nie brałem alkoholu do ust od... sam nawet już nie wiem

- chodź ze mną do kuchni- ruszył się delikatnie a ja niestety musiałem się pożegnać z moimi poduszkami.

Próbowałem wstać ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Już? Nawet nic nie wypiłem
Usiadłem z powrotem na kanapę i spojrzałem na Alhaithama. Chyba zrozumiał o co mi chodzi i do mnie podszedł.

- już chodzić nie możesz a nawet nic nie wypiłeś? Chodź pomogę ci - pomijając to, że znowu się uśmiechnął, złapał mnie za ręce i pomógł mi wstać, nie mogłem się utrzymać i uderzyłem o jego tors - ocho, czyli sam nie pójdziesz. Nie ruszaj się

Złapał mnie i uniósł "jak pannę młodą"
- Alhaitham, co ty robisz! Puść mnie! - wierciłem się ale nie musiałem się bać o to, że spadnę. Al raczej by do tego nie dopuścił

- gdybym cię postawił być wylądował na podłodze. Następnym razem nie śpisz na kanapie bo później są takie oto skutki - "Następnym razem"...

Kiedy przyszliśmy do kuchni, Alhaitham posadził mnie na wyspie kuchennej i zaczął szukać w jakiejś szafce kieliszków i wina. Dziwię się, że sam to zaproponował. Zazwyczaj woli unikać alkoholu lub pije jedną lampkę i już.

- o nie, nie, ty nigdzie nie idziesz. Siedź bo upadniesz, a ja nie chcę jechać do szpitala w środku nocy z twoją złamaną ręką czy nogą - powiedział kiedy chciałem zejść już z blatu

Nalał po równo wina do kieliszków i podszedł z nimi do mnie. Podał mi jeden do ręki a ten który trzymał wyciągnął do przodu.

- za co pijemy? - zapytał, przybliżając swoją twarz do mojej. Trochę nawet zbyt blisko

- jak to za co? - odchyliłem się lekko od niego a jedną ręką podparłem się z tyłu

- no normalnie. To jak? Za naszą przyszłość i przyjaźń? - przestał już się przybliżać i wyciągnął kieliszek do przodu

- za nas, naszą przyszłość i przyjaźń - uśmiechnąłem się i delikatnie stulkneliśmy się kieliszkami

Part dwa za chwilę

Nie sprawdzany

Kwiat O Kolorze Kawy   [zawieszone]   Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz