Rozdział 21

190 17 85
                                    

Pov. Alhaitham


Właśnie wróciliśmy z zakupów. Zakupy z Kavehem to katorga... Z godzinę spędziliśmy na wybieraniu łańcuchów i światełek na choinkę. Ciągle mówił "niee, ten kolor nie pasuje" albo "te za bardzo świecą". Zakończyło się tym, że kupiliśmy obydwa kolory i obydwa opakowania lampek.

Szukaliśmy jeszcze dekoracji na stół i innych dupereli o których Kaveh "marzył".

- zadowolony z zakupów? - zapytałem, jednocześnie parkując samochód

- yhym! I to jak! Ale... Haitham? - spojrzał na mnie

- tak?

- bo jutro wigilia to co my będziemy jeść jakoś kolację? - na śmierć zapomniałem

- faktycznie! No cóż. Nie ugotuje się już całej kolacji i dla nas dwóch byłoby to bez sensu. Możemy coś zamówić albo ugotować poprostu jakąś rybę czy zupę - wysiadałem powoli z auta

- nie wiem czy mam w domu... - odpowiedział bardziej zmartwiony

- spokojnie, kupiłem ci zapas jedzenia na co najmniej 4 miesiące - otworzyłem mu drzwi i pomogłem wysiąść

- łoł. No dobra. To ja stoję dom a ty gotujesz, okej?

- okej

Wyciągnąłem zakupy z bagażnika i ruszyliśmy do windy. Pod drzwiami była znowu ta sama akcja z kluczami... Przykleje mu je kiedyś tak, że już ich nigdy nie zapomni

- Al? Gdzie mamy choinkę? - wyjrzał z kuchni Kaveh

- oj, zapomniałem. U mnie w mieszkaniu. Pojadę po nią. Za 30 minut będę, a ty nic nie ruszaj w kuchni - ubrałem znowu płaszcz który ściągnąłem dosłownie minutę temu i zamknąłem drzwi na klucz

Pov. Tighnari

BOŻE JAK JA NIENAWIDZE TEJ RUDEJ SZMATY! Nie wiem co Cyno w niej widzi. Przecież ona jest bardziej tandetna od chińskich zabawek. Nakłada na siebie tyle tapety jakby miało to zmienić jej krzywy ryj, a o ubieraniu się jak dziw- spokojnie Nari... Wystarczy... Wdech i wydech...

- Nari, kochanie! Chodź nam pomóc! - zawołała mnie z domu mama.

Zszedłem po schodach do kuchni i zobaczyłem tam dwie kotki o których rozmawiałem wcześniej z Kavehem i Collei. Ajo była koloru biszkoptowego, a Luna szarego. Ajo należała do tych kotów które latają po całym domu, są wszędzie, a Luna wolała leżeć przed kominkiem lub na kanapie i spać całe dnie.

- o co chodzi? - zapytałem, wyciągając jednocześnie szklankę z szafki

- wydaje mi się, że Luna źle się czuje w towarzystwie Ajo... - mówiła smutnym głosem, wiem jak bardzo kocha zwierzęta. Prawie tak bardzo jak ja rośliny i to zrozumiałe, że gdyby musiała jedną z kotek oddać byłaby smutna

- oh... Naprawdę? Dlaczego tak myślisz?- nalałem sobie wody do szklanki

- Luna zawsze gdy widzi Ajo, chowa się lub ucieka. Widać, że nie lubi jej towarzystwa, kiedy daję im jedzenie, Luna czeka aż Ajo skończy jeść i dopiero podchodzi do miski... Nie chciałabym jej oddawać ale też nie chce by była smutna- przytuliłem mamę i delikatnie głaskałem po plecach

Kwiat O Kolorze Kawy   [zawieszone]   Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz