Rozdział 1

25 2 0
                                    

Wchodzę, do zatłoczonego miejsca. Ustawiam się w kolejce i czekam. Na szczęście kolejka idzie dość sprawnie. Gdy w końcu jest moja kolej odzywam sie do mężczyzny siedzącego przed stoliczkiem.

-Melody Silverbell- Hillsboro.

Ten zerka na zeszyt, przejeżdża palcem szukając mojego nazwiska. W końcu trafia i się uśmiecha.

-Proszę - podaje mi identyfikator - na lewo a potem prosto.

Idę w kierunku który mi pokazał. W Portland jestem trzeci raz. Na targach florystycznych drugi. Kocham te targi. Tyle się tu można dowiedzieć.

Otwieram drzwi i dech mi zapiera. Feeria kolorów, barw, zapachów uderza we mnie. Tłumy ludzi, gwar rozmów i zachwytów.

Tak zdecydowanie kochałam to czym się zajmuję. Bo dzięki kwiatom, można przekazać to, czego nie da się wypowiedzieć.

Wystarczy mi 10 sekund by oczami ułożyć kompozycję kwiatów która jest idealna do każdej sytuacji.

Przechadzam się po wielkiej hali ze stoiskami z kwiatami.
Zachwycona oglądam każde nowinki kwiatowe.
Na niektórych stoiskach, są zwykłe kwiaty typu tulipany, róże, orchidee natomiast floryści, tworzą z nich cuda.
Roziskrzonym wzrokiem oglądam jak dziewczyna na oko 20 letnia splata łodyżki kwiatów i tworzy twarz z burzą kolorowych płatków zamiast włosów.

Przechodząc dalej trafiam na stoisko z prawdziwymi cudami.
Rozchylam usta w zachwycie.

-O boże czy to adenium arabskie??

-Dokładnie tak - odpowiada mi męski głos. - Róża pustyni.

-Róża pustyni.

Mówimy jednocześnie. Zerkam na mężczyznę i parskam śmiechem. On też się uśmiecha.

-Jejciuuu nawet ma Pan Medinilla magnifica! Wspaniała! - wykrzykuję.

-Tak.- uśmiecha się. - Mimoza pudica też zasiliła moje zbiory - chwali się i wskazuje kwiat dłonią.

-Cudo! Ma pan na prawdę imponująca kolekcję.

Uśmiecham się jeszcze, rozglądam i kieruje kroki dalej. W jednym większym pomieszczeniu, do którego wchodzi się bocznym korytarzem, są piękne splecione ozdoby. Statki, serca, kosze, auta.
Przesuwam wzrokiem od jednej kompozycji do drugiej. Jedna szczególnie mnie zaintrygowała. Wygląda trochę jak złamane serce ale jakby, leczone. Ciężko to nawet określić.
Dotykam delikatnie opuszkami palców, przejeżdżając po liściach kompozycji.

-Proszę nie dotykać!

Drgam zaskoczona i odwracam wzrok na mężczyznę od nietuzinkowych kwiatów.

-Przepraszam. Ale nie mogłam się powstrzymać. To wygląda pięknie. Jakby złamane serce ale które się leczy.

-Ma pani bardzo dobre oko. Nie każdy to wychwytuje.

-Trzeba się przyjrzeć, to prawda. Ale jak człowiek skupi się, to widoczne to jest jak na dłoni. Piękne.

-Dziekuję.

-Sam Pan tworzył?

-Tak, jak większość swoich kompozycji. Kilka razy pomagała mi żona. Synowie jednak całkowicie odcięli się od kwiatów. Mają chyba dość mdłego zapachu kwiatów. - zaśmiał się.

-Ależ jak można mieć dość takiego zapachu?! Nie ma piękniejszych perfum.

-Cieszę się że są jeszcze na tym świecie osoby które tak kochają kwiaty i doceniają ich piękno.

10 sekund Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz