Potężna konwulsja budzi mnie nagle, więc szybko biegnę do łazienki, ledwo udaje mi się dobiec i trafić.
Wyrzucam z siebie wszystko, mam wrażenie że nawet to co jadłam rok temu, baaa nawet swoje wnętrzności. Szarpie mną tak że ciężko dyszę, siadam na ziemi i obejmuje muszę prawa ręka. To chyba trwa i trwa a ja wyrzucam z siebie kolejne fale. W końcu opadam z sił, kładę się na chłodnych kafelkach i zwijam w kłębek.
Właśnie w takiej pozycji znajduje mnie Tess.-Jezu dziecino, nic ci nie jest?
-Mmmm.. hm? - chrypię, nie jestem w stanie nawet słowa wypowiedzieć.
-Ależ cię sponiewierało to whiski kochanie. Chodź na śniadanie, przygotuje ci coś dobrego.
I to słowo, wydaje mi się że jest jak zapalnik. Zapalnik do moich kolejnych torsji. Z tym że nie mam już czym wymiotować więc tylko mną szarpie. Ciche jęki i postękiwania w męczarniach wydobywają się z moich ust.
-Jezuuu... Ja tu umrę.
Tess marszczy brwi ale wychodzi by po chwili wrócić z mokrym ręcznikiem który kładzie mi na karku.
-Przyniosę Ci tu trochę kleiku ryżowego. Powinnaś go móc utrzymać w żołądku. - mówi i wychodzi, a ja odprowadzam ja zbolałym wzrokiem.
Nim wraca jeszcze 4 szarpnięcia mam za sobą, czuję się jak wypruta nie tylko z sił ale i z wnętrzności.
Tess wraca, stawia kleik na stoliku a do mnie podchodzi i chwyta mnie pod rękę.-Chodź, musisz z tej łazienki wyjść. Zjesz troszkę kleiku a potem dostaniesz tabletkę na nudności. Powinno ci pomóc.
Wyprowadza mnie z łazienki i sadza na krześle przy stoliku i chociaż kleik na prawdę cudnie pachnie, mój żołądek ostrymi warczeniami daje mi do zrozumienia że jednak nic w niego dziś nie wcisnę.
Kręcę głową zrezygnowana.-Nie ma opcji, że cokolwiek zjem. Mam totalne obrzydzenie do jedzenia.
Kładę się na łóżku i zwijam w kłębek, przynajmniej akrobacje żołądkowe na chwilę ustały. Tess zostawia kleik na stole mówiąc że jak tylko przyjdzie mi ochota to żebym chociaż dwie łyżki zjadła.
Wyciągam telefon, nie wiem który już raz, z zamiarem zadzwonienia do mamy, Cindy, Pani Stone ale jest mi tak okropnie wstyd. Nie wiem czy chciałyby mnie słyszeć. Nie wiem, czy chciałyby ze mną w ogóle rozmawiać.
W końcu biorę głęboki wdech i wystukuje numer mamy który znam na pamięć. Czekam jeden, dwa, trzy i cztery sygnały. W końcu odbiera a mi serce zamiera.-Halo? - jedno słowo ale słychać w nim tyle smutku, załamania, czuć jak smutek wylewa się przez słuchawkę, przez jedno pieprzone słowo! Wstyd mi jak cholera.
-Mamuś?
-Melody?! Córcia, kurwa, to ty?! - nigdy nie słyszałam żeby mama przeklinała więc na prawdę musiało być źle.
-Tak mamusiu, tak strasznie cię przepraszam.
-Jezu, Melody!!! Od 8 dni nie dałaś znaku życia!!! Od jebanych 8 dni!!! Ja sobie tu już wyobrażałam najgorsze scenariusze kiedy Cindy do mnie dzwoniła!
-Wiem mamo, przepraszam - kajam się jak mogę ale słyszę jak mama jest wzburzona.
-Co się stało?! Dlaczego Melody? Gdzie jesteś?!
-Narazie nie powiem mamo. Chciałam Ci tylko powiedzieć że u mnie jest ok. Nie martw się.
-Melody!! Nie możesz ...
-Mamuś, kocham Cię. Odezwę się zaś za jakiś czas.
Nie słucham już jej krzyków tylko rozłączam się. Jedna rozmowa za mną. Teraz druga, trudniejsza i chociaż wiem że Cindy kocha mnie, to tego może mi nie wybaczyć. Wystukuje numer który również znam na pamięć. Odbiera po pierwszym sygnale, zupełnie jakby siedziała nad telefonem i czekała na wiadomość ode mnie.
CZYTASZ
10 sekund
Romance10 sekund. Tyle wystarczy by zmieniło się czyjeś życie bezpowrotnie. 10 sekund. Tyle zajmuje wymyślenie debilnego kłamstwa. 10 sekund. Tyle zajmuje zakochanie się od pierwszego wejrzenia. 10 sekund. Tyle wystarczy by policzyć do 10 i zacząć jeszc...