《 prolog 》

174 13 652
                                    

  Lekcje w szkole już dawno się skończyły, dlatego nie ma w niej nikogo. No, prawie. Stoję na pustym korytarzu rozglądając się dookoła. Uważnie oglądam puste ściany i świeżo umytą podłogę, nie mając żadnego innego zajęcia. Dopiero po chwili wyciągam telefon z kieszeni i włączam. Chcąc się czymś zająć przeglądam powiadomienia, usuwając te, które uznaję za niepotrzebne. Wtedy drzwi obok których stoję otwierają się, a z pomieszczenia za nimi wychodzi Uraraka, na którą czekałam. Żegna się z Hatsume, do której przyszła by odebrać naprawiony strój bohaterski. Zwracam uwagę na jej torbę treningową, którą trzyma w dłoniach.

  — I jak? — pytam, gdy zamyka za sobą drzwi. Widząc, że trzyma w rękach sporo rzeczy, odbieram od niej torbę ze strojem, by zwolnić jej miejsce.

  — Na całe szczęście nie było zbyt poważnych zniszczeń. Nie oglądałam go jeszcze, ale z pewnością wygląda jak nowy. Hatsume zawsze odwala dobrą robotę. — uśmiecha się, wkładając do plecaka bluzę, telefon i puste opakowanie po musie owocowym. — Dzięki. — mówi zabierając mi z dłoni swoją torbę.

  — I co teraz? Wracamy do akademika? — pytam, pomijając podziękowania. Uraraka poprawia plecak i zaczynamy iść w kierunku szafek.

  — Tak, chyba, że masz ochotę iść gdzieś jeszcze. Chociaż w każdym razie chętnie odłożyłabym rzeczy. — odpowiada patrząc na mnie i mój równie zapchany plecak.

  Zastanawiam się chwilę, próbując sobie przypomnieć, czy nie mam do załatwienia jeszcze czegoś, jednak nic nie przychodzi mi do głowy. Zakupy też robiłam niedawno. Nie widzi mi się również pójście do kawiarni, lub w jakiekolwiek podobne miejsce. Już za dużo mam wydatków w ostatnim czasie, a zawsze miałam problem ze zbytnim rozrzucaniem pieniędzy na głupoty. Za łatwo przychodzi mi wydawanie ich, a potem nim zdążam się zorientować, kończę bez żadnych pieniędzy na następne trzy tygodnie, aż nie dostanę kolejnego kieszonkowego.

  — Myślę, że możemy po prostu posiedzieć w akademiku. — mówię ostatecznie. — Właśnie, co mamy jutro? — pytam, bo plan lekcji i zapowiadane testy zawsze umykają mi w najmniej odpowiednich momentach, a egzaminy zbliżają się dużymi krokami, więc nie chcę sobie utrudniać zawalając obecny materiał.

  — W sumie większość praktycznych... — mówi oddychając głęboko. — Nie uwierzę, jeśli znowu będą treningi w parach, a mi trafi się Bakugo. Który to już będzie raz z kolei?! — irytuje się na samą myśl o tym. To nie tak, że mamy do Bakugo jakiś problem. Chodzi wyłącznie o to, że w starciach z jego eksplozjami stroje do ćwiczeń zawsze musiały trafić do naprawy, a Urarace zdarzało się to zbyt często.

  — Nie wiem, czwarty? — odpowiadam, podchodząc do swojej szafki i wyjmując z niej buty na przebranie. — Swoją drogą, słyszałam, że dziś z nim gadałaś. — mówię nie do końca przejęta, jednak nadal rozmowy z Bakugo nie są na porządku dziennym.

  — Nie wiem czy w ogóle można to było zaliczyć do rozmów, ale załóżmy, że tak. — drzwiczki szafki Ochaco zostały gwałtownie zamknięte, mocnym ruchem. Od razu orientuję się, że coś musi być na rzeczy.

  — Co chciał? — pytam, uważnie jej się przyglądając. Jednego buta ciągle nie założonego trzymam w dłoni.

  — Nie, w sumie to nic. — wzrusza lekko ramionami, nakładając swojego. — Po prostu natknęliśmy się na siebie przy zakręcie na korytarzu. Wcale w niego nie wleciałam, nie byłam nawet blisko. Ale wiesz jaki on jest, musiał zwrócić mi uwagę. — mówi, kończąc wiązać sznurówkę.

  Kucam przy ziemi z zamiarem założenia buta. Nie chcę, żeby musiała na mnie czekać, dlatego, że zbytnio się ociągam. W dodatku zza przeszklonych drzwi widać pochmurne niebo, więc lepiej, żebyśmy się pospieszyły, żeby nie zmoknąć niepotrzebnie. Nie wiem jak Uraraka, ale ja nie mam ze sobą parasolki.

  — I nie uwierzę, że to dlatego jesteś taka wściekła. — mówię, podnosząc się do góry. Urarakę nie łatwo zdenerwować, a Bakugo podobne rzeczy robi codziennie, w stosunku do każdego. Cała nasza klasa przywykła już dawno temu.

  Chowam buty po szkole na odpowiednie miejsce, a potem przerzucam do środka szafki kilka podręczników. I tak nie będę używała ich w swoim pokoju więc bez sensu ciągle nosić je tam i z powrotem.

  — Bo to nie jest powód. — przyznaje, wpatrując się intensywnie w zamykaną przeze mnie szafkę. — Najpierw wydzierał się na mnie, że powinnam bardziej uważać.

  — Typowo. — przytakuję, czekając, aż dojdzie do sedna sprawy. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z jakiegoś powodu Uraraka nie chce mi tego powiedzieć. A przecież się przyjaźnimy i nie ukrywamy przed sobą niczego. A przynajmniej tak mi się wydaje.

  — Tak, a potem powiedział mi, żebym się zajebała, jakkolwiek mu się to łączyło z-

  — Co ci powiedział?! — przerywam jej natychmiastowo, mając nadzieję, że po prostu się przesłyszałam.

  Bakugo to Bakugo, zawsze mówi co chce nie przejmując się konsekwencjami. Zazwyczaj nawet nie ma na myśli tego co mówi, po prostu coś przychodzi mu do głowy i zanim zastanowi się nad znaczeniem wypowiada słowa na głos. Zawsze to ignoruję, nie biorąc do siebie żadnego z jego słów. W zasadzie robią tak wszyscy, których znam. Nie zmienia to jednak faktu, że życzenie komuś śmierci, lub zachęcanie do samobójstw jest wysoko poza granicą rzeczy, które mogę tolerować.

  — Właśnie dlatego jeszcze ci nie powiedziałam. — śmieje się lekko. — Wiem, że nie powinien tak mówić i w ogóle, ale odpuść mu. Nic to dla mnie nie znaczy, serio. — zapewnia, jednak to dalej nie tłumaczy dlaczego tak się na niego wścieka. I choć teraz miałam wrażenie, że negatywne emocje z niej uleciały, wracają ponownie, gdy tylko kontynuuje. — Była przy nas Mina, wiesz jaka ona jest. Plotki to jej specjalność, ale przez to dowiaduje się też dużo rzeczy, które faktycznie są prawdą.

  — I co ci powiedziała? — dopytuję przepuszczając ją w drzwiach. Mam wrażenie, że w tych czasach jestem większym gentlemanem niż faceci. A przynajmniej niż ci z mojego otoczenia.

  — Że kiedyś takie same rzeczy wygadywał do Deku. Wiesz, kiedy jeszcze chodzili do gimnazjum. No bo rozumiesz, ja się wcale jego gadaniem nie przejmuję, ale Deku to inna bajka.

  Idziemy wzdłuż chodnika, gdy na niebie pojawia się jeszcze więcej ciemnych chmur, a deszcz zaczyna kropić. Akademik jest na tyle blisko, że przyspieszonym krokiem powinnyśmy zdążyć dojść zanim do reszty się rozpada, a my przemokniemy do ostatniej suchej nitki.

— Już wcześniej obiło mi się o uszy coś o jego relacji z Midoriyą. — przyznaję. — Podchodzi do niego z konkurencją większą, niż do reszty i tak dalej, ale w życiu bym nie pomyślała, że mógł go prześladować. Do cholery, przyszedł do szkoły bohaterskiej.

  Im dłużej o tym myślę, tym bardziej zaczynam się denerwować. Nawet jeśli kwestia jego i Midoriyi pozostawała przeszłością dla nich obydwu, nie tłumaczy to jego słów wobec Uraraki, a ja nie mogę tak po prostu pogodzić się z tym, że ktokolwiek powiedział coś takiego do mojej przyjaciółki.

  Uraraka musiała zauważyć moje mimowolnie zaciskające się dłonie, bo zatrzymuje się, kładąc mi rękę na ramieniu i wyrywając z rozmyślań.

  — Naprawdę, Risa. Odpuść mu. — mówi wyglądając naprawdę poważnie. Nie rozumiem jej podejścia do sprawy, przecież ona również nie uważa jego zachowania za dobre, lub chociażby sensowne.

  — Ktoś wreszcie musi przemówić mu do rozsądku. — mówię jakby na swoje usprawiedliwienie. Zawsze tak miałam. Wolę rozwiązywać problemy, niż udawać, że ich nie ma. Choć często kończyło się to dla mnie niekorzystnie, nie potrafię postępować inaczej. A wizja obrywania jego eksplozjami wcale mnie nie zniechęca.

  — Ale dlaczego to musisz być akurat ty? — pyta, cofając rękę z mojego ramienia. Idzie dalej przed siebie, a ja jestem zmuszona podbiec kilka kroków by iść z nią na równi.

  — Bo kto inny by się odważył? — pytam całkowicie poważnie, a milczenie Uraraki jest dla mnie wystarczająca odpowiedzią.

"Czas w Którym Umierasz" | Bakugo × OcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz