《 Rozdział 3 》

99 9 749
                                    

Kawa ziarnista-jakakolwiek

  Szukam długo, bo pudding waniliowy jest ukryty naprawdę nieźle, ale w końcu mam go w ręce. Liczę na to, że skoro ukryty był w opakowaniu na mokre chusteczki higieniczne, w szafce ze środkami czystości - której rzecz jasna nikt nigdy nie otwiera, nie oznacza tego, że ktoś starał się ukryć to tak dobrze, by nikt sobie tego nie pożyczył. Liczę również na to, że dopisek na torebce "Pod żadnym pozorem nie zabierać! - Sero" nie ma takiego znaczenia, jakie wynika z treści.

  Wpadam na całkiem dobry pomysł i szybko wyciągam z kieszeni telefon, i piszę do Uraraki szybkiego SMS-a, żeby po randce skoczyła mi po pudding waniliowy. Co mi w ogóle przyszło do głowy z tym puddingiem, skoro sama za nim nie przepadam.

  Podchodząc do garnka z gotującym się mlekiem, widzę, że Bakugo podnosi się z kanapy. Godzina jest bardzo bliska tej, w której umierał, więc wiem, że nie mogę pozwolić mu wyjść na zewnątrz. Przez cały czas zakładałam, że było to samobójstwo, jednak wcale nie musiało. To mógł być zwykły wypadek, a wtedy zatrzymanie go wewnątrz akademika powinno rozwiązać sprawę.

  — Gdzie idziesz? — pytam, mając nadzieję, że nie wyczuł w moim tonie głosu tego, jak strasznie się stresuję. — Przecież robię nam pudding. — staram się zmienić to w pretensje, jednak nie wiem czy wyszło na tyle wiarygodnie, by mógł w to uwierzyć.

  — Mówiłem, że go nie chcę. — odpowiada tylko, jednak zatrzymuje się przed drzwiami, wyraźnie czekając na moją odpowiedź.

  — Ty zawsze tak mówisz. — tu akurat mam rację. Spoglądam na Bakugo i widzę w nim zawahanie. Najwyraźniej on również zdaje sobie sprawę, że najpierw odmawia wszystkiemu, tak dla zasady. — Gdzie idziesz? Nie możesz poczekać? — pytam, bo naprawdę wystarczy nawet pięć minut, żeby uniknąć wypadku. Może uda mi się zagadać go na ten czas.

  — Do sklepu. Potrzebuję coś kupić. — dziwi mnie to, że faktycznie odpowiada. Wydawało mi się, że go znam, jednak najwyraźniej wcale tak nie było.

  — Uraraka zaraz do niego pójdzie. — mówię, choć nie jestem pewna, czy zdąży przeczytać moją wiadomość, zanim nie wróci tu wspólnie z Midoriyą. Za bardzo zdaję się na przypadki. — Może ci kupić co potrzebujesz. Napiszę do niej.

  Bakugo spogląda na mnie jak na wariatkę, czemu wcale się nie dziwię. Ale może przyglądać się tak nawet i dziesięć minut, jeśli ma ochotę. Ważne, żeby nie wyszedł teraz na ulicę. Jestem już naprawdę zdesperowana. Gdyby miał teraz otworzyć drzwi byłabym gotowa krzyknąć za nim, żeby nie wchodził na drogę bo umrze w wypadku, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Może zrozumiałby na czas, że mogłam przyjść tu z przyszłości. Ale mimo wszystko wolę znaleźć jakieś inne rozwiązania. Nie każdy chce usłyszeć, że zaraz umrze.

  — Pójdę sam, nie potrzebuję jej jebanej pomocy. — mówi i choć już zaczynam się stresować, staram się myśleć trzeźwo. Przypominam sobie, że Bakugo zawsze odmawia.

  — Od razu pomoc. — przewracam oczami. — Po prostu idzie zrobić zakupy, mi też musi kupić coś przy okazji. — wolę nie mówić co konkretnie, bo zaraz uzna mnie za wielką fanatyczkę waniliowych puddingów, którą zdecydowanie nie jestem. — Mogę jej dopisać żeby kupiła jeszcze... Co tam potrzebujesz. — wzruszam ramionami, nie patrząc już na niego. Mieszam w garnku gotujący się pudding, starając się by pomyślał, że zrobienie mu zakupów to nic nie znaczący drobiazg.

  Nie chcę, żeby odebrał to jako pomoc, bo wiem, że jego godność nie pozwoli mu się na to zgodzić. Natomiast ja nie mogę pozwolić, żeby wyszedł na ulicę.

"Czas w Którym Umierasz" | Bakugo × OcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz