Rozdział 14

2.7K 103 222
                                    

POV Victoria's

* A few moments earlier - 12:07 a.m *

To niesamowite. Człowiek dorasta, kończy szkołę i idzie do pracy. I czy to była „dorosłość"? Nie, to nie była dorosłość. Nadal wierzyłam w bajki jak pieprzona czterolatka.

Wierzyłam w każdą pięknie namalowaną bajkę, którą opowiadał mi Alan. Jego bajki były jak opowieści o Świętym Mikołaju. Różnica była tylko jedna. Dzieciaki szybko się orientowały, że facetem z białą brodą, który zostawiał prezenty pod choinką, był ich tata, a mama elfem, który zjadał ciasteczka i wypijał mleko. A ja? Miałam dziewiętnaście lat, a dalej wierzyłam w bajki chłopaka o ciemnych oczach. Łudziłam się raz, drugi, trzeci. Byłam głupia. Byłam naiwna i wiedziałam, że już zawsze będę.

Co ja sobie myślałam? Brawo, Victorio Smith.

Mocno zacisnęłam dłoń na poduszce obok swojej głowy. Najchętniej chciałabym się obudzić za jakiś tydzień bądź dwa. Chciałabym się rozbudzić z tego koszmaru, który nazywany był życiem. To było nierealne, bo nie mogłam przespać nawet nocy. Od momentu, w którym Alan wyszedł z mojego mieszkania, czułam się wybrakowana. Próbowałam zasnąć, co mi się udało, ale tylko na godzinę. Zmrużyłam oko o jedenastej w nocy, a obudziłam się już po północy. Nie wiedziałam, dlaczego akurat po północy. Czy to były jakieś wyrzuty sumienia, bo nie spełniłam jego ostatniej prośby? Prosił mnie tylko o obecność na tym jednym pieprzonym wyścigu, w którym właśnie startował.

A ja prosiłam go tylko o szczerość, której i tak nie dostałam, to dlaczego miałabym mieć wyrzuty? Czy to, czego chciałam od niego, było czymś za dużym? Czy szczerość to zbyt duże wymaganie? Czy to za wiele, do cholery?!

Chciałam od ciebie tylko tego.

Zacisnęłam szczękę i niechcianym ruchem przewróciłam się na plecy. Swoje zamknięte powieki bardzo powoli zaczęłam uchylać. Czułam, jak moje długie rzęsy opadają pod wpływem ciężaru słonych łez. Były strasznie ciężkie, tak jak moje opuchnięte powieki. Wilgotne policzki swędziały i drażniły moją cienką skórę na twarzy, bo cały czas były czerwone. W tamtym momencie jedyne, o czym marzyłam, to już nigdy więcej nie zobaczyć Alana Harrisa i tego..tego czegoś, co się nazywało Livien Morgan. Co miała ona, a czego nie miałam ja? Czy było aż tak wiele rzeczy, w których była lepsza? Najprawdopodobniej tak.

Była pierwszą dziewczyną, która tak bardzo zaniżyła moją samoocenę. Jeniffer nigdy jej nie zaniżała, bo nawet cycki miała sztuczne, ale Livien? Livien była z natury piękna. Była naturalnie śliczna. Cholera. Alan na trzeźwym umyśle nie chciałby mnie dotykać. Nie chciałby mnie całować. Gdy był naćpany i ledwo żywy, potrafił się do mnie przytulić w trakcie snu. Gdy był napierdolony, chciał mnie dotykać i całować, a ja głupia na to pozwalałam. Wtedy nad jeziorem Michigan, przy samochodzie, chciałam go mieć tylko dla siebie. Chciałam od niego wszystko. A Livien? On dotykał Livien na trzeźwo. Dotykał? Byłam pewna, że nie tylko dotykał. Ich widok nie wyglądał normalnie. A co jeśli to już od dawna się ciągnęło? A co jeśli on już coś robił z Livien, gdy mnie całował i wmawiał głupoty? On dotykał mnie pod wpływem alkoholu, a Livien na trzeźwo. Ja byłam tylko i wyłącznie opcją, która go pociągała po pijaku, a Livien dziewczyną, która go pociągała na trzeźwym umyśle.

Nawet jeśli chciałabym wierzyć Alanowi, nie umiałam. Kurwa, nie umiałam. W chwili, gdy ich zobaczyłam, coś we mnie pękło. Pętla zawiązała się na mojej szyi i nie pozwala wymówić nawet słowa. Dopiero później wszystko ze mnie wyszło. Do tamtej chwili czułam potworny ból gardła. Wykrzyczałam wszystko. Swoje dziury na psychice odbiłam w miejscach na jego ciele. Pozwalał mi na to. Pozwalał, abym wszystko z siebie wypluła. Przyjął każdy mój cios, a ja nawet nie myślałam nad tym, że z każdym uderzeniem przywracałam jego siniaki i przyprawiałam o ból, bo jego żebra nadal nie były zdrowe. Nie próbował mnie zatrzymywać, choć wiedziałam, że mógłby to zrobić w ułamku sekundy. Biłam go tak mocno, a on nie pochwycił moich dłoni. Nie chciał mnie powstrzymywać. Nie rozumiałam tego. To, jak się wtedy czułam, było nie do opisania. W tamtym momencie moje uczucia nie istniały. Byłam rozerwana jak kartka papieru, przygnieciona do dna i związana przy ciężkim kamieniu bez możliwości wydostania się na powierzchnie. Dusiłam się jego osobą. Dławiłam się nienawiścią, którą zaczęłam go darzyć. Pragnęłam, aby zniknął z mojego życia. Brzydziłam się jego przeprosinami i wszelakimi wyjaśnieniami.

Sparks Of Hope Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz