Rozdział 16

2.9K 92 106
                                    


Nigdy nie sądziłam, że czas leczył rany. Czas tylko przyzwyczajał do bólu. Dostosowywał nas do otoczenia i sytuacji. Później wmawialiśmy sobie, że jest lepiej, a tak naprawdę to nie było lepiej. To psychika, która przyzwyczajała się do danego bólu. Ale ile takie przyzwyczajenie trwało?

Byliśmy zwykłymi młodymi ludźmi, którzy bardzo często tłumili swoje cierpienia i emocje w papierosach, narkotykach, alkoholu. Wyładowywaliśmy się złością. A gdy nasza bateria wyczerpała się do zera, szukaliśmy ładowarki. Sposobu na ucieczkę przed rzeczywistym światem i nawet nie zdawaliśmy sobie przy tym sprawy, że popełniamy kolejne błędy. I to było po prostu okropne.

Niektórzy zatapiali się w ulubionym serialu, drudzy w książkach, trzeci w muzyce. I była też ta część osób, która sięgała po wszystkie używki, które zatruwały i wyniszczały nasz organizm. Problem był w fakcie, że większość osób zdawała sobie sprawę z tego, że się wyniszcza. I właśnie o to chodziło. Bo niektórzy ludzie w chwili bólu psychicznego pragnęli się wyniszczać. Chcieli tego, bo ból fizyczny przynosił ulgę dla umysłu, a przynajmniej odnosiło się takie wrażenie. To było błędne koło. Jeśli wpadło się w ten wir, ktoś musiał cię z niego wyciągnąć lub musiałeś wydostać się samemu. To było bagno.

⁂ (Do wszystkich, którzy tego potrzebują — Walczcie z tym. Wiem, że wygracie.) ⁂

- Demir do ciebie napisał. - Wymamlała, ale gdy nie otrzymała ode mnie reakcji, znów uchyliła usta. - Rączki skarbie. -  Mruknęła słabo.

Nawet nie spojrzałam na swoją przyjaciółkę. Wpatrywałam się w swoje dłonie, a palce non stop plątałam. Siedziałam przygarbiona na zamkniętej klapie kompaktu WC. Zwiesiłam głowę, a przetłuszczone kosmyki opadły na moje czoło i przymrużone powieki. Czułam się jak gówno i to nie była przenośnia. Odczuwałam do samej siebie wstręt i obrzydzenie. Nie miałam siły umyć się przez ostatnie dwa tygodnie. Dwa pieprzone tygodnie. Po czterech dniach siedzenia w szpitalu, w końcu namówili mnie, abym przyszła do domu. Zrobiłam to, ale co z tego? Przez gardło nie przechodziło mi żadne jedzenie. Przesypiałam taką ilość godzin, aby przynajmniej normalne funkcjonować. Jednak mimo to, wciąż nie miałam siły. Przez ostatnie dwa tygodnie żyłam jak na wegetacji. Nie potrafiłam wejść pod prysznic, a dalej psikałam się malinowymi perfumami, które mieszały się z zapachem mojego potu. Zmieniałam ubrania co jakiś czas. Jadłam tyle, ile kot napłakał. Spałam po cztery godziny albo wcale. Większość czasu spędzałam w szpitalu i jak ta ostatnia kretynka oczekiwałam cudów. Moi przyjaciele zamknęli firmę na ponad tydzień. Otworzyli dopiero pięć dni temu i choć chciałam także wrócić, nie pozwolili mi. Próbowałam wdać się z nimi w dyskusję, ale oni postawili sprawę jasno i tyle miałam do gadania! Po zakończeniu pracy również jeździli do szpitala, gdzie bardzo często już mnie tam zastawali. Mimo że moim przyjaciołom nie było łatwo, dbali o mnie cholernie. Namawiali mnie do jedzenia i prosili o odpoczynek. Po dwóch tygodniach postanowili wziąć sprawę w swoje ręce, bo ich nalegania nie przynosiły rezultatów.

- Jane? - Wymamrotałam, nie wykonując jej polecenia.

Dziewczyna ciszej odetchnęła. Siedziała za mną już od dziesięciu minut w łazience. Gdy usłyszała po raz setny od kilku dni, że nie mam siły się umyć, postanowiła zrobić to za mnie. I naprawdę kochałam swoją przyjaciółkę, bo gdyby nie ona, najprawdopodobniej dalej bym się do tego nie zabrała.

- Tak? - Zapytała spokojnie, mimo że latałam głową w chmurach.

- Kiedy róże więdną? - Uniosłam na nią zmęczony wzrok. Jej brwi momentalnie się uniosły.

- To zależy. - Wymamrotała ze skupieniem. - Twoje są naprawdę cudne. Nie musisz się martwić, że zwiędną. - Mówiła jak do własnego dziecka.

Moi przyjaciele często u mnie bywali ostatnimi wieczorami. Zbierali się razem ze mną ze szpitala i jechali jeszcze na chwilę do mojego mieszkania. Chcieli dać mi dużo towarzystwa, którego potrzebowałam. Nie raz Jane i Oskar zabierali mnie do siebie na jakiś czas, a nawet Noah i jego rodzicielka do domu na obrzeżach Chicago. Nie chciałam przeszkadzać, bo wiedziałam, że Noah nie mieszkał sam, jednak Nicole była wspaniałą kobietą i bardzo mnie nalegała. Podobnie z jej mężem i ojcem Olivki, którego poznałam. Był wesoły, zabawny i próbowali utrzymać we mnie iskierkę lepszego samopoczucia. Byli cudownymi ludźmi.

Sparks Of Hope Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz