Rozdział 7

160 9 5
                                    

Esther

Od poznania Skylar minęły trzy dni. Może jestem nienormalna, ale ciągle o niej myślę. Sprawdzałam instagarama chyba z milion razy, ale nic nie napisała. A ja sama nie chce się narzucać. Może po prostu podała mi nazwę z litości? Ale po co rozmawiałaby ze mną dwie godziny. Dosłownie tak wyglądały moje ostatnie dni. Przepełnione pytaniami i wątpliwościami.

Zeszłam na dół, do kuchni po więcej przekąsek, tam spotkałam Matta, który przygotowywał sobie obiad.

- Siema młoda, co tak późno wychodzisz z tej swojej nory? - zapytał mieszając makaron.

- Mattie, a co byś powiedział jakbym zaprzyjaźniła się z kimś z twoich znajomych? - zignorowałam jego pytanie i usiadłam na blacie. Ciekawiło mnie to, mimo że prawdopodobnie nic z tego nie wyjdzie.

- Nawet nie próbuj, nie są odpowiedni dla ciebie. Pamiętasz jak było z Blaisem i Blair - powiedział stanowczo, a ja wzdrygnęłam się na dźwięk tych imion.

Blair i Blaise parę lat temu wprowadzili mnie w złe towarzystwo. Ciągłe imprezy, alkohol i papierosy, a miałam wtedy tylko piętnaście lat... Matthew pomógł mi z tego wyjść, a ja ledwo zdawałam, ale rodzice się nie dowiedzieli, dlatego ufają mi teraz w kwestii imprez.

- To czemu ty się z nimi przyjaźnisz? - zmarszczyłam brwi.

- Bo jestem pełnoletni, asertywny i mam umiar w alkoholu - przestał mieszać makaron i spojrzał na mnie.

- Tak, ty i umiar w piciu, człowieku czy ty siebie słyszysz? Co się stało trzy dni temu? - prychnęłam.

- A tak swoją drogą co cię interesują moi znajomi - wrócił do mieszania.

- Po prostu są ciekawi, ale za żadne skarby bym się z nimi nie zaprzyjaźniła.

- No ja myślę - spojrzał na mnie przenikliwie. W kłamaniu najlepsza nie jestem, ale Matthew zawsze okłamie.

- Pomóc ci w obiedzie? Prędzej spalisz nam kuchnię niż coś ugotujesz.

- Ty sama lepsza nie jesteś.

- No, ale wiesz dwa minusy to plus - zeszłam z blatu i uśmiechnęłam się dumnie.

- I co to ma do rzeczy - zaśmiał się.

- Gówno, lepiej powiedz co mam zrobić.

Razem z Mattem próbowaliśmy ugotować spaghetti, ale ledwo było to zjadliwe. Po niezbyt smacznym obiedzie wróciłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.

Koszmarnie się nudziłam. Allison była aktualnie u dziadków, więc nie mogłam się z nią spotkać. A tak naprawdę innych znajomych tu nie mam. W starym mieście też nie było osoby wartej dalszego kontaktu.

Kiedyś, jeszcze przed końcem drugiej liceum, bardzo dużo rysowałam, nawet chodziłam na lekcje rysunku. Mam nadzieję, że nie pozapominałam za wiele. Wstałam z łóżka, kucnęłam przy szafce od biurka, otworzyłam ją i sięgnęłam po czarny szkicownik. Mimo lat dalej jest w świetnym stanie, ale tak to jest ze mną, jak mi na kimś lub na czymś zależy to o to dbam. Usiadłam na krześle, otworzyłam zeszyt na pierwszej stronie. Przerzucałam nieśpiesznie kartki oglądając dokładnie każdy z osobna rysunek. Po dłuższej chwili chwyciłam za ołówek i zaczęłam skrobać po czystej kartce. Od zawsze lubiłam malować ludzi, zazwyczaj malowałam postacie wymyślone przeze mnie, ale zdarzało się że szkicowałam na przykład mamę czy babcię. Teraz w sumie nie wiedziałam co rysowałam moja dłoń sama kreśliła. Choć wydaję mi się że podświadomie wiedziałam co rysuje, ale nie chciałam się do tego przyznać. Powoli zaczęło coś z tego powstawać, a konkretnie... Skylar. W końcu ołówek oderwała się od kartki ukazując śliczną Sky. Oczywiście nie wszystko wyszło idealnie, ponieważ dawno nie rysowałam, ale dziewczyna nawet w takim wydaniu wyglądała świetnie. Wystarczyło tylko dodać podpis na górze i byłoby skończone, kiedy...

Beautiful Sky/glOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz