Dotarłem do rzeki dzielącą las od zielonych połaci. Woda mieniła się w blasku słońca, prezentując swoją nieskazitelną czystość. Z brzegu dałem radę dostrzec pływające ryby i dno porośnięte gęstą roślinnością. Wydawała się naprawdę głęboka i rwąca w niektórych miejscach.
Niestety, nie znalazłem tam żadnych smoków. Okolica obfitowała jedynie w dziką zwierzynę, zwłaszcza od strony lasu, który z bliska robił jeszcze większe wrażenie ogromnymi drzewami. Na brzegu roiło się od kamieni, głazów – głównie piaskowców i wapieni, trzykrotnie większych ode mnie.
Wszedłem na najwyższy z nich, aby wreszcie podjąć pierwsze próby lotu. Udało mi się to za pierwszym razem dzięki silnym kończynom i ostrym pazurom.
Rozpostarłszy skrzydła, poruszyłem nimi góra-dół. Rozwinąłem także lotki ogonowe działające niczym ster. Zauważyłem, że kiedy jedna znajdowała się w pozycji górnej, druga zawsze musiała być w pozycji dolnej.
Niespodziewanie za plecami usłyszałem cichy szelest. Początkowo spodziewałem się grupki małych zwierzątek, lecz gdy obróciłem wzrok za siebie, dostrzegłem uzbrojonych ludzi. Nie była to ta sama grupa, którą spotkałem w nocy. Ci byli ubrudzeni jak świnie, a ich zapach wręcz ranił mój wyczulony nos. Przy sobie mieli łuki, zużyte topory i zardzewiałe miecze. Nosili zbroje wykonane ze skóry i kilku żelaznych elementów wyciągniętych z odzysku.
– Witam? – powitałem niepewnie przybyszy.
Na moje słowa zatrzymali się na moment i z zakłopotaniem wymienili się spojrzeniami, jakby zrozumieli moją mowę. Część łowców chwyciła za miecze i topory, co nie wróżyło dobrych intencji.
– Do ataku! – krzyknął jeden z nich, wychodząc na sam przód grupy i kierując miecz w moim kierunku.
Wojownicy ruszyli z głośnym okrzykiem. Instynkt kazał mi wziąć się w garść i wykorzystać nowe atuty. Jednakże blokowało mnie ludzkie sumienie, więc zamiast walki wybrałem ucieczkę. Zamierzałem przelecieć nad rzeką, choć wiedziałem, że ten lot może się źle skończyć.
Zanim do mnie dotarli, zdążyłem przełamać strach. Zamknąłem na moment oczy, oraz wziąłem kilka głębokich oddechów. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk metalu, który z ogromną siłą uderzył o skałę. Było to jasne ostrzeżenie, że łowcy dotarli do podnóża skały i musiałem podjąć tę próbę.
Odbiłem się mocno od ziemi, machając skrzydłami ze wszystkich sił. Przeleciałem dwadzieścia, a może nawet trzydzieści metrów, zanim wpadłem do wody.
Pomysł ten szybko okazał się nietrafiony przez nowe wcielenie – ledwie dawałem radę utrzymać głowę nad taflą wody. Rzeka na samym środku była przerażająco głęboka, a prąd niewiarygodnie silny, który bez trudu zdołał mnie porwać.
Ludzie zajęli miejsca na brzegu, kilku złapało za łuki i natychmiast wystrzeliło strzały. Na szczęście żaden nie trafił. Pozostali obserwowali, śmiejąc się z nieudolności swoich towarzyszy.
– Z czego rżycie! – wrzasnął brodaty mężczyzna groźnym głosem. Irytowała go postawa ludzi, którymi zarządzał.
– Ten smok nie lata... nie ucieknie nam – zaśmiał się ktoś z tyłu grupy.
Dowódcy puściły nerwy – upuścił tarczę i złamany w pół topór. Podszedł do pewnego siebie cwaniaka i uderzył go w twarz. Gdy nauczył wojownika pokory, wrzasnął do pozostałych:
– Na co czekacie?! Smok nam ucieka!
Na widok kolejnej salwy zaczerpnąłem powietrza i zanurkowałem pod wodę. Spędziłem pod powierzchnią kilka minut, zanim ostrzał ustał.
CZYTASZ
Żyć w Smoczej Skórze cz.1/3
FantasiaBohater trafia do magicznej krainy, gdzie zostaje wplątany w wojnę między dobrem a złem. Zamienia się w smoka i spotyka dziewczynę dzielącą podobny los. Łączy ich silna więź i wspólnie stawiają czoło najeźdźcom z piekła. TEKSTU NIE WIDZIAŁ JESZCZE K...