ROZDZIAŁ XXIV Ucieczka.

10 3 0
                                    

Valithra skoczyła wysoko, zawisła w powietrzu i rozpyliła gęstą „czarną mgłę", tworząc barierę między nami a atakującymi jeźdźcami. Na koniec zanurkowała w kierunku tafli wody. W tym czasie ja – jako smok – złapałem Amira w przednie łapy, zrobiłem salto w tył i przeskoczyłem nad niskim murem. W moją stronę natychmiast poleciały ogniste pociski oraz kolce, których się jednak nie obawiałem. Całe podbrzusze zasłoniłem skrzydłami, aby uniknąć poważnych obrażeń.

Jeden ze smoków wystrzelił piorun w stronę Valithry, lecz dzięki swym zdolnością, uniknęła porażenia, zamieniając się na moment w obłok czarnej mgły, by po chwili zmaterializować się w innym miejscu.

Gdy nadszedł odpowiedni moment, rozpostarłem skrzydła i przeleciałem nad niższymi piętrami zamku. Tuż przed uderzeniem w wodę, szybko złożyłem je z powrotem.

Znalazłszy się pod powierzchnią, przypadkowo zapodziałem gdzieś Amira. Dostrzegłem go chwilę potem, płynącego w stronę pewnej jaskini. Bez namysłu ruszyłem za nim, a Valithra podążyła moim śladem.

Grota, którą przemierzaliśmy, ciągnęła się przez kilkadziesiąt metrów. W niektórych miejscach korytarze były tak wąskie, że z trudem mogłem przez nie przejść. Moja miłość radziła sobie znacznie lepiej dzięki smuklejszej sylwetce. Przez całą drogę obawiałem się o tlen – choć miałem go jeszcze sporo, nie wiedziałem, jak długa droga jeszcze nas czekała.

W pewnym momencie dostrzegliśmy niebieskie światło zza najbliższego zakrętu. Za nim widniał długi, prosty korytarz, na końcu którego czekała nas przestrzeń wypełniona wodą. W tym momencie Valithra zaczepiła mnie, wskazując łapą na swój pysk.

Domyśliłem się, że brakuje jej powietrza. Wzrok skierowałem ku sufitowi, gdzie dostrzegłem niewielką niszę. Przyłożywszy do niej nos, wypuściłem pewien zapas tlenu.

Po pokonaniu kolejnych kilkudziesięciu metrów brak tlenu wywołał we mnie falę paniki. Na moje szczęście byliśmy już prawie u celu, gdzie nad naszymi głowami rozpościerała się przestrzeń wypełniona tlenem.

Wynurzywszy się z wody i zaczerpnąwszy ogromnych ilości powietrza, odetchnąłem z ulgą. Moim oczom ukazała się rozległa grota. Całe podłoże porastały rozmaite rośliny oraz drzewa o dość grubych pniach i białej korze. Większą część jaskini wypełniały krzewy, a niektóre ściany pokrywał mech i pnącza. Światło emitował potężny kryształ, przytwierdzony do sufitu. Sama jaskinia miała ogromne wymiary i dzieliła na wiele korytarzy.

– Co to za miejsce? – zapytała Valithra, gdy tylko wynurzyła głowę spod wody. – Czuję się, jakbym już tu kiedyś... Była – kontynuowała, zaskoczona.

– Wygląda piękniej niż kryształowa grota – stwierdziłem. Patrząc na otaczającą mnie naturę, czułem się jak w jakiejś podziemnej dżungli.

Spod powierzchni wody wynurzył się Amir, który od razu zaczął przepraszać nas za zachowanie towarzyszy. Nie miał pojęcia, co wstąpiło w Juriego. Twierdził, że przemawiał przez niego zupełnie inny człowiek i nie znał go od tej strony.

– Daj spokój – odparła Valithra nieco zagniewanym głosem. – Dzięki tobie jeszcze żyjemy. Pytanie tylko, co z Kasjuszem i resztą.

– Raczej każdy uciekł w swoją stronę – odparł Amir.

– No i co dalej? – zapytałem, koncentrując się na kucharzu.

– Nikt nie wie o tym miejscu – uspokoił nas Amir. – Jesteśmy tu bezpieczni. Pozostali muszą sobie jakoś radzić. – Zamyślił się na moment. – Wątpię, aby ścigali resztę. Chodzi tylko o was. Jesteście nowi. Iiiii. Przybywacie z piekła.

Żyć w Smoczej Skórze cz.1/3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz