Valithra nie wróciła na noc do domu, jednak nie widziałem w tym nic podejrzanego. Często wyruszała sama i wracała dopiero na następny dzień lub dwa. Wówczas błąkałem się bez celu po leśnych ostępach, unikając wioski elfów, lub wyruszałem do Smoczej Góry, aby podpatrzeć rozmaite technik walki i obrony od tamtejszych smoków.
Gdy minęły cztery dni, zacząłem zakładać najgorsze. Pomimo wiary w jej smoczą siłę i instynkty, wiedziałem, że nawet najsilniejsze stworzenia mogą napotkać niepowodzenia.
Głodny i pełen determinacji, wyruszyłem na poszukiwania ku zachodowi, gdzie udała się Valithra, licząc na jakikolwiek ślad jej obecności.
Dotarłem do obszernych równin leżących między wyżynami a elfim lasem. Krążyłem tam godzinami, obserwując uważnie każdy skrawek terenu. Napotykałem wiele istot prócz ludzi, co budziło we mnie niepokój, głównie ze względu na szlaki handlowe. Nie tracąc nadziei, podążałem dalej w kierunku wyżyn, wierząc, że właśnie tam odnajdę Valithrę.
Nad pofałdowanymi terenami również nie znalazłem dziewczyny. Szukałem w „Sosnowym Lesie" i „Jagodowym Zagajniku". Zbadałem nawet cały teren wzdłuż rzeki, co wprawiło tamtejszych mieszkańców w panikę.
Były to niezwykle prymitywne istoty o ludzkich sylwetkach, lecz miały pyski, uszy jak kojoty i kudłate ogony jak lisy. Porastało je grube futro – zwykle bure, rude lub białe, rzadko kiedy czarne. Żyły w prostych warunkach, używając kamiennych narzędzi i nosząc bardzo skromne ubranie jak ludzie.
Po trzech godzinach poszukiwań natknąłem się na ślady krwi i odciski stóp, które do złudzenia przypominały te, które zostawiała Valithra. Znalazłem je na skraju „Sosnowego Lasu", gdzie bezkresne połacie łąk przylegały do skalistych wzniesień.
Zapach dziewczyny był tutaj wyraźnie wyczuwalny, lecz dziwnym trafem zanikał w każdym kierunku, jakby po wylądowaniu w tym miejscu zniknęła w nieznanych okolicznościach. Ponadto mój nos wyczuł smród rozkładającego się mięsa, siarki i sadzy.
Niespodziewanie, zza kamienia wyszedł łoś, zajęty nawoływaniem łani. Nie zauważył, że stałem niecałe sto metrów za nim.
– „Szybki posiłek i w drogę" – pomyślałem, oblizując wargi.
Będąc już sytym, wyruszyłem do wioski elfów, mając nadzieję, że Erela będzie wiedziała coś o zaginięciu Valithry. Po drodze zastanawiałem się, gdzie jeszcze mogła polecieć.
Wylądowałem w centrum wioski, gdzie przestrzeń była wystarczająca. W jednej chwili otoczyły mnie dzieci pragnące się ze mną przywitać. Irytująco krzyczały i zasypywały pytaniami:
– Zabierzesz nas ponad chmury? Zioniesz ogniem?
– Pojedynczo proszę – poprosiłem, używając bardzo groźnego tonu, aby uspokoić te rozwydrzone bachory. Mój głos przyniósł pozytywne rezultaty i nastała cisza. Zamilkły nawet rozmowy starszych mieszkańców, którzy akurat spędzali czas przy swoich domach.
– Erela cię dzisiaj rano szukała – oznajmiła Delora, żona Imalgara. Miałem zaszczyt poznać ją na jednym z uroczystych wieczerzy, które organizowała Ante. Jak zawsze miała na sobie zieloną sukienkę w białe róże.
Była to bardzo skromna osobowość, której do szczęścia niewiele było potrzebne. Mieszkała w małym domku na drzewie, które stanowiło część muru otaczającego wioskę. Zawsze rodziło słodkie owoce, dlatego na głód nie mogła narzekać.
Po tym jak elfiki wróciły do zabawy, a wśród pozostałych mieszkańców przestałem być obiektem zainteresowań, skupiłem się na rozmowie z Delorą:
![](https://img.wattpad.com/cover/361434260-288-k675453.jpg)
CZYTASZ
Żyć w Smoczej Skórze cz.1/3
FantasíaBohater trafia do magicznej krainy, gdzie zostaje wplątany w wojnę między dobrem a złem. Zamienia się w smoka i spotyka dziewczynę dzielącą podobny los. Łączy ich silna więź i wspólnie stawiają czoło najeźdźcom z piekła. TEKSTU NIE WIDZIAŁ JESZCZE K...