ROZDZIAŁ XII Sprawa się rypła.

23 4 1
                                    

Myśli o nadchodzącym pojedynku z Viricassisem pobudziły mnie do wzmożonych treningów. Nie miałem z kim trenować, więc skupiłem się na budowaniu siły. W tym celu przepoławiałem konary najtwardszych drzew własnymi zębami i ściągałem korę szybkimi ruchami pazurów. Przy tym wszystkim dbałem, aby drewno nie zostało zmarnowane – elfy wykorzystywały je do budowy nowych konstrukcji.

Pokokbat – drzewo trzykrotnie twardsze od dębu – stawiał ogromny opór. Ściskałem go tak mocno, aż odczuwałem ból w dziąsłach. Po wielu próbach kawałek grubej gałęzi poddał się i pękł na dwie równe części.

Poczułem wielką satysfakcję, ponieważ kilka dni obgryzania drzew nie poszły na marne. Jednak pozostawało pytanie – czy moja siła i zwinność wystarczą, by przebić się przez pancerną skórę „króla smoków"?

Wyplułem drewniane resztki, lecz kilka kawałków utkwiło między zębami, powodując dyskomfort, dlatego zdecydowałem się wypłukać trociny wodą z pobliskiej rzeki.

Na miejscu zanurzyłem głowę w lodowatej cieczy i dokładnie wypłukałem jamę ustną. Poczułem chwilową ulgę, lecz jeden uciążliwy kawałek wciąż tkwił między zębami. Nawet końcem języka nie zdołałem wygrzebać tego małego, irytującego odłamka.

– Szlak! – krzyknąłem zirytowany.

Rozejrzałem się uważnie po okolicy, szukając czegoś do roboty. Interesujące zajęcie miało jedynie na celu odwrócić uwagę od nieprzyjemnych doznań.

Nagle drzazga dała o sobie znać promieniującym bólem, który sparaliżował mnie na kilka sekund. Upadłem na ziemię i ująłem obiema łapami dolną szczękę. Zdając sobie sprawę, że bez fachowej pomocy się nie obejdzie, postanowiłem zajrzeć do miejscowej zielarki.

Dom Ante stał na skraju wioski i wyróżniał się swym skromnym rozmiarem oraz bezpośrednim połączeniem z drewnianym murem. Trawiasty dach nie przylegał do ziemi jak u reszty domostw. Uroku dodawało jedno okno, dwuskrzydłowe drzwi i przednia ściana udekorowana suszonymi ziołami i kwiatami.

Zastałem Ante bujającą się na werandzie w fotelu. Staruszka była zajęta segregowaniem ziół, nucąc melodię, którą szczególnie upodobała sobie Erela. Powitała mnie serdecznym uśmiechem, a jej głos brzmiał niezwykle troskliwie:

– Wszystko w porządku, mój drogi?

– Strasznie bolą mnie dziąsła – przyznałem, starając się mówić jak najwyraźniej, mimo bólu utrudniającego zaciśnięcie szczęk.

Ante otoczyła mnie swą opieką, jak gdybym był członkiem rodziny. Na prośbę elfki ostrożnie otworzyłem paszczę. W momencie, gdy dotknęła palcami dziąsła, doznałem ostrego bólu.

– O rany! Rany! Rany! – wykrzyknęła.

– Aż tak źle? – zapytałem z niepokojem.

Ante wolnym krokiem udała się do wnętrza domu, a mi kazała zaczekać na zewnątrz. Z rozbawieniem przyjąłem tę prośbę, wiedząc, że i tak nie zmieściłbym się w jej skromnej chacie.

Po dziesięciu minutach wróciła, trzymając w dłoniach porcelanową miseczkę. Ktoś musiał włożyć w nie bardzo dużo pracy, aby wyryte na niej kwiaty wyglądały jak żywe.

Staruszka ponownie zbadała stan moich dziąseł, wyrażając głębokie zaniepokojenie:

– Wygląda to strasznie: duże zaczerwienienie, spuchnięte dziąsła i naczynka widoczne gołym okiem.

W miseczce znajdował się specyfik o intensywnym aromacie. Ante z wielką dokładnością usunęła drzazgę, po czym równie delikatnie zaaplikowała lekarstwo.

Żyć w Smoczej Skórze cz.1/3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz