Nasza podróż zdawała się ciągnąć bez końca, dla Valithry niemal w nieskończoność. Dla mnie jednak każdy nowy krajobraz był źródłem zachwytu, co wzbudzało w mojej towarzyszce cichą zazdrość. Oczarowany nawet widokiem łąk, przemierzałem trasę z nieskrywanym entuzjazmem.
Zatrzymaliśmy się na obrzeżach krainy elfów, którędy płynęła kręta rzeka. Brzeg obfitował w wysokie paprocie, sięgające niemal do połowy mojego ciała. Tam zmyliśmy z siebie brud, ugasiliśmy pragnienie i złapaliśmy kilka ryb – jak zwykle ciężko przeszły mi przez gardło.
Po posiłku ruszyliśmy w dalszą drogę. Niedługo potem zaczęło męczyć mnie zmęczenie spowodowane nieprzespaną nocą i walką z demonami. Kilka razy myślałem, że zasłabnę i spadnę na ziemię z kilkuset metrów.
W końcu na horyzoncie ujrzeliśmy upragniony cel naszej podróży. Radość, która mnie wtedy ogarnęła, była niewyobrażalna.
Wioska, skryta głęboko w gęstwinie lasu, zdawała się niemal niewidoczna. Dachy wyłożone trawnikiem i gęstą roślinnością niemal ginęły w tle. Jej położenie zdradzała jedynie kamienna studnia i przechadzające się wokół elfy.
Nasze lądowanie w centrum wioski wywołało natychmiastowy alarm – echo krzyków i dźwięk dzwonu szybko wypełniły przestrzeń, a mieszkańcy wrócili do swoich domostwach. Otoczyli nas strażnicy, doświadczeni w swoim rzemiośle. Poruszali się niesamowicie szybko, nosili zbroję z bardzo lekkiego materiału i wyposażeni byli w łuki oraz miecze, którymi wymachiwali, jakby robili to od dziecka.
Przekonany o przyjaznych stosunkach elfów, bezwładnie padłem na ziemię. Uczucie wyczerpania przerastało poczucie jakiegokolwiek zagrożenia. W porównaniu do mnie Valithra wciąż tryskała energią, wypatrując swojej przyjaciółki.
– Chcę mówić z Senikosem! – ogłosiła po chwili z pewnością siebie, jakby stała na czele smoczej dyplomacji.
Wszystkie elfy wymieniły spojrzenia z wyrazem kompletnego zdziwienia, a ich szepty wydawały się sugerować, że nasze niespodziewane przybycie wprawiło je w ogromne zakłopotanie. Dwójka wojowników kiwnęła do siebie głową, po czym schowali broń i zniknęli w tłumie strażników.
Próbując wstać, doznałem zawrotów głowy, więc znów oparłem łeb o podłoże. W pewnym momencie zebrało mi się na wymioty, lecz zanim zwróciłem ostatni posiłek, zdążyłem zemdleć.
Gdy odzyskałem przytomność, pierwsze, co zrobiłem, to rozejrzałem się po otoczeniu, trzymając wciąż głowę na ziemi. Wokół stali strażnicy oraz zwykłych mieszkańców osady. Nie zauważyłem jednak ani Valithry, ani Ereli.
– Gdzie jest Valithra? – wydusiłem ledwo z siebie.
– Jest z Erelą nad leśnym potokiem – odpowiedział jeden z elfów, schylając się ku mnie. Był bardzo stary, skórę miał niebywale pomarszczoną i bladą, aż nie dowierzałem, że jeszcze dawał radę chodzić o własnych siłach. W jego długą, siwą brodę wplątały się drobne gałązki i listki, a na głowie nie miał nawet jednego włosa. Ubrany był bardzo skromnie, w długą tunikę z zielonego materiału.
– Kim Pan jest? – zapytałem staruszka, unosząc nieznacznie głowę, by nie wywołać niepokoju wśród elfów.
– Jestem Senikos – przedstawił się. – Ale więcej ci nie powiem. Wyglądasz mi kolego podejrzanie i powiem otwarcie. Nie ufam ci. – dodał, nie kryjąc swojego niezadowolenia z mojej obecności.
– Tak traktuje Pan gości? – Spojrzałem na elfa z niezadowoleniem. Jego postawa wobec mnie była więcej niż oburzająca.
W odpowiedzi kilku wojowników sięgnęło po broń, a reszta zrobiła kilka kroków w tył. Na ich twarzach rysował się strach, jednak nie u Senikosa. On dalej stał ze zniesmaczoną miną i patrzył prosto w moje wrogo nastawione ślepia.
CZYTASZ
Żyć w Smoczej Skórze cz.1/3
FantasíaBohater trafia do magicznej krainy, gdzie zostaje wplątany w wojnę między dobrem a złem. Zamienia się w smoka i spotyka dziewczynę dzielącą podobny los. Łączy ich silna więź i wspólnie stawiają czoło najeźdźcom z piekła. TEKSTU NIE WIDZIAŁ JESZCZE K...