ROZDZIAŁ XIII Mroczna strona Valithry.

32 4 2
                                    

Pierwszy napastnik ruszył do ataku – smok o trzech szponach, z rogami zakrzywionymi w stronę nosa i skórze składającej się z ośmiu rzędów łusek nachodzących na siebie nawzajem. Moje serce nagle przyspieszyło, a w żyłach buzowała adrenalina. Ożył we mnie smoczy instynkt z jednym, jasnym zadaniem: „Utrzymać mnie przy życiu".

Gad przystanął tuż przede mną i otworzył paszczę, z której wystrzelił długi język. Owinął go wokół mojej kończyny tak szybko, że nie zdążyłem nawet drgnąć.

– Ohyda! – wykrzyknąłem, próbując się uwolnić.

Gdy zrozumiałem, że próby są daremne, stanąłem na tylnych kończynach i drugą łapą odciąłem napastnikowi język. Smok schował resztki ozora z powrotem do paszczy, a pozostała część ześlizgnęła się z łapy, pozostawiając po sobie lepką ślinę.

W międzyczasie Erela walczyła z trzema wrogami jednocześnie. Gady pluły ogniem, ale ona z niesamowitą zręcznością unikała ataków. Była szybsza i zwinniejsza niż kiedykolwiek wcześniej, jakby księżyc w połączeniu z magicznym kamieniem potęgowały jej zdolności.

Do walki przystąpiły kolejne dwa smoki, lecz ich próby trafienia mnie kłami i pazurami spełzły na niczym. Za każdym razem celowały w szyję oraz skrzydła. Skutecznie odpierałem ciosy rogiem, przez który wyglądałem jak jednorożec.

Wkrótce dołączył kolejny smok o czerwonych łuskach i znacznie większych skrzydłach. Skoncentrował uwagę na Ereli, próbując uderzyć znienacka, gdy zabijała jednego smoka za drugim przy użyciu łuku i magii. Nie była w stanie go zauważyć, dlatego musiałem interweniować.

Gdy tylko przeciwnicy na chwilę odpuścili, wykorzystałem okazję i uderzyłem napastnika ogonem – pierwszy cios spoliczkował gada, a drugi podciął mu wszystkie łapy. Upadł na plecy. Nie wahając się, wbiłem w niego pazury, szczęśliwie trafiając w tętnicę.

Niespodziewanie z nieba uderzył smokopodobny demon, celując w mój grzbiet. W porę odskoczyłem na bok, dzięki czemu ugodził rannego przeciwnika. W rezultacie przez sznyty na brzuchu czerwonego jaszczura wypłynęły wnętrzności.

Dwa smoki wykorzystały ten moment i zaatakowały od tyłu. Pierwszy próbował chwycić za ogon, jednak w porę zareagowałem, unikając jego paszczy. Drugi w tym czasie zacisnął kły na lewym udzie. Przebił się przez łuski, powodując lekkie krwawienie.

Walcząc z bólem i szukając sposobu na uwolnienie się, cudem uniknąłem strumienia ognia, który wystrzelił jeszcze inny smok. Wówczas drugi gad zaatakował ponownie, dążąc do schwytania zębami mojego ogona.

W pewnym momencie smok zrezygnował, kierując swoją uwagę na moje przednie łapy. Gdy tylko podszedł bliżej, zwinnie przeturlałem się po jego plecach, raniąc grzebieniem i uwalniając łapę ze szczęk pierwszego jaszczura.

Do walki dołączył kolejny gad, zirytowany nieudolnością swoich braci. Jego groźnie wyglądających rogów nie szło zliczyć. Razem z demonem zaatakowali w tym samym momencie – smok z lewej, demon z prawej. Wówczas rywal, któremu zadałem kilka ran na grzbiecie, podniósł się i kulawym krokiem dołączył do smoków, które wolały podziwiać walkę, niż stawić nam czoło.

Tymczasem smok, który uprzednio złapał mnie za tylną łapę, zjednoczył siły z demonem i brązowo-żółtym smokiem. Zablokowałem jego frontalny atak, jak uczyła Valithra – pozycja bokiem do przeciwnika, głowa nisko, górna część szyi przygotowana na przyjęcie ciosu.

Zacisnął zęby na moim karku, gdzie skóra była praktycznie nie do przebicia. Grzebień zadziałał jak piła, przecinając wargi smoka aż do gardła. W obliczu mojego naporu momentalnie stracił równowagę i runął na ziemię.

Żyć w Smoczej Skórze cz.1/3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz