ROZDZIAŁ VII Martwe zło.

29 3 0
                                    

Lecieliśmy bardzo spokojnie, aby ograniczyć liczbę postojów do minimum. Podróż umilała nam wspólna rozmowa pełna anegdot i żartów, która nie miała końca. Tematy dotyczyły głównie lęku związanego z moim przyznaniem się do ludzkiej natury.

Snuliśmy między sobą opowieści o naszych przygodach, gdzie bezsprzecznie królowała Valithra, zasypując mnie rozmaitymi historiami o swoich niebywałych poczynaniach. Były świetne i zawsze mogłem wyciągnąć z nich pewną naukę.

Jedna szczególnie zapadła mi w pamięć – opowieść o gigantycznym wężu, który zaatakował ją znienacka podczas łowów. Miał podobno ponad sto metrów długości i bez trudu mógł zabić dorosłego smoka. Pokonała go „smoczym oddechem", co nie było takie proste w silnym uścisku gada i przypadkiem zniszczyła kawałek lasu.

– To niesamowite – wyraziłem swoje zdumienie.

Valithrę wypełniła duma, którą przesadnie okazywała przez dłuższy czas. Z czasem coś zaczęło ją bawić, jakby dopatrzyła się czegoś na mojej twarzy. Zaintrygowany, zapytałem, skąd u niej tak dobry humor. Wówczas zapytała z lekkim uśmiechem:

– Jak się czujesz, nie mając na sobie ubrań?

Niezręczność ogarnęła mnie całkowicie i na siłę zacząłem szukać wymówki. Do tej pory nie przywiązywałem większej wagi do tego aspektu, zważywszy, że nikt nie był świadomy mojego ludzkiego pochodzenia.

– Ty też nie nosisz ubrań – wytknąłem sfrustrowanym głosem.

Ten temat drążył się praktycznie do wieczora, a nasze zdania były podzielone. Valithra uważała, że smocze łuski stanowią naturalną ochronę ciała, analogicznie do ludzkiej skóry. Dziwiło mnie jej podejście, ponieważ nie wykazywała żadnych oznak dyskomfortu w tej kwestii.

Niezależnie od tego, jak bardzo ten temat nas różnił, nie wpłynął on na wzajemne postrzeganie samych siebie. Jak się okazało, był to jedynie żart ze strony Valithry, mający na celu sprawdzenie mojej reakcji. Oczekiwała, że usłyszy inną odpowiedź, a wszystko przez pewną postać, którą spotkała kilka miesięcy wcześniej. Ta osoba znalazła schronienie gdzieś głęboko w lesie, przez co zmarła z łap stada wilków.

– Stado wilków jest w stanie załatwić smoka? – spytałem z wyraźnym zdziwieniem.

– Nie smoka, a człekokształtną wronę – wyjaśniła, nie kryjąc rozbawienia.

– Co w tym śmiesznego?

– Śmierć sama w sobie nie, ale powód, przez który zginęła już tak. – Smoczyca nieco spoważniała. – Miała około czterdziestu lat. Strasznie zarozumiała jędza. Mówiłam jej, że na pewne rzeczy nie ma wpływu. Ech... Mogłam wybrać lepszy moment na przyznanie się do prawdziwej osobowości.

– Ale mną musiałaś się zabawiać – westchnąłem.

– Nie miej mi tego za złe. – Valithra podleciała bliżej mnie. – Przynajmniej było ciekawie. Nauczyłam cię latać, nie zapomnij o tym.

– Sam potrafię rzucić się w przepaść – wyraziłem z irytacją.

– Chciałabym to zobaczyć – odparła, podkreślając ironię swych słów. – Już to widzę, jak sam z własnej woli skaczesz z samego szczytu Smoczej Góry.

– Dobra... Tu wygrałaś. Ale zamiast opowiadać o Rzymie, mogłaś zwyczajnie powiedzieć: „Miło cię poznać, jestem Valithra. Wprawdzie wyglądam jak smok, ale tak naprawdę jestem przepiękną dziewczyną".

– Serio tak uważasz? – dopytała, uradowana. – Jestem piękna? A jak ci się podoba moja smocza sylwetka?

– Gdybym był człowiekiem, uciekałbym, gdzie pieprz rośnie – wyznałem, mając ubaw z własnych słów. Valithrze jednak nie spodobał się mój komplement. – No co? Zamieniłaś się w smoka, przerażającą bestię. To komplement – wyjaśniłem.

Żyć w Smoczej Skórze cz.1/3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz