ROZDZIAŁ XV Walka z własną przeszłością.

32 4 0
                                    

Mijały godziny, a senność ogarniała mnie coraz bardziej. Z wycieńczenia głowa sama opadała ku ziemi. Z trudem ją podnosiłem, unikając uduszenia. Przez łańcuchy krępujące tułów i przednie łapy straciłem czucie w przednich kończynach.

Przez ten cały czas rozmyślałem nad słowami Valithry, czy raczej demona, który ją opętał. Wszystko zaczęło się komplikować, gdy utraciła swój medalion.

– „Może to on ochraniał Valithrę przed demonem'' – myślałem. Było na to kilka argumentów: dziwne zachowanie oraz nagła zmiana wyglądu, gdy zaczynała wpadać w szał. Nie rozumiałem również: „Jak udało jej się ściągnąć ten naszyjnik"?

W pewnym momencie nadeszła zmiana warty. Na miejsce dotychczasowych strażników przybyły inne demony – jeszcze bardziej szkaradne i wzbudzające większy strach.

– Dzisiaj na stołówce serwują „Pedofilskie prącia'' – ogłosił jeden ze strażników, poklepując kolegę po plecach.

Nagle dostałem zawrotów głowy – zrobiło mi się słabo i nie potrafiłem nawet utrzymać wyprostowanej szyi. Pętle zacieśniły więzy, blokując dostęp do powietrza. Zaczynałem się dusić, a brak energii uniemożliwiał jakkolwiek zareagować. Powieki powoli opadały, traciłem kontakt ze światem, przeczuwając nieunikniony koniec. Znalazłem w sobie dziwny rodzaj spokoju, przyjmując nadchodzący koniec jako wyzwolenie.

Nieoczekiwanie ktoś przerwał jeden z łańcuchów. Dwie kolumny zniknęły pod posadzką, a ja delikatnie opadłem na ziemię. Więzy poluzowały się, umożliwiając mi nabranie powietrza.

Z wielkim wysiłkiem otworzyłem prawe oko, by zobaczyć, co zaszło. Nad sobą ujrzałem Valithrę oraz kilku strażników. Demony spoglądały, jak na posiłek, oblizując swoje zwierzęce mordy i szczerząc kły.

Nie chcąc patrzeć na przeraźliwe oblicza potworów, odwróciłem sromotnie wzrok w stronę wrót prowadzących do sali tronowej, lecz nie zauważyłem tam ani Voro, ani jego wartowników. Dochodził z nich jedynie głośny odgłos chrapania.

– Czemu zwyczajnie nie dasz mi umrzeć – ledwie wyszeptałem.

– Kiedy zrozumiesz, że jesteś potrzebny nam żywy? – odparła smoczyca, używając demonicznego głosu.

– Pani – wyraził swoje uniżenie jeden ze strażników, zacierając ręce w oczekiwaniu na zgodę. – Czy możemy się z nim zabawić?

– Jeszcze raz zwrócisz się do mnie w rodzaju żeńskim, to będziesz cierpiał te same katusze, co straceńcy, którzy tu trafiają! – Płomienie buchnęły Valithrze z oczu, a grzbiet spowiła „czarna mgła".

Strażnik, który zabrał głos, przełknął ślinę, ogarnięty strachem. Jego towarzysze westchnęli ciężko, a następnie opuścili zgromadzenie, by pełnić wartę przy wejściach do okrągłej komnaty.

Córka Voro pochyliła się nade mną i wyszeptała na ucho:

– Masz szczęście, że mam słabość do czułych słówek twojej ukochanej. Inaczej pozwoliłbym moim sługom zabawić się w „Złe dusze i gorsze demony".

– Już się nie kryjesz? – wymamrotałem.

– Skoro i tak wiesz, co cię czeka, po co mam ukrywać swoją prawdziwą naturę – odparł demon, coraz bardziej śmiały w swoich działaniach.

Zmrużyłem oko, próbując przetrawić jego słowa, ale szybko uległem zmęczeniu. Pomimo głośnych odgłosów dochodzących spod ziemi i chrapania Voro, zasnąłem niemal natychmiast. Obudził mnie dopiero przeraźliwy ryk władcy piekła.

– Ile on śpi?! – zapytał Voro, wyraźnie rozjuszony.

– Spał zaledwie kilka minut – odpowiedział zły duch siedzący w Valithrze. Na pewno kłamał. Czułem się wypoczęty, co wskazywało na dłuższy odpoczynek.

Żyć w Smoczej Skórze cz.1/3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz