Obudziłem się o 7. Jak na mnie w soboty to bardzo wcześnie. Poszłem się przebrać i zeszłem na dół. Zajęło mi to dużo czasu bo nadal bolała mnie noga. Przypomniałem sobie że Will mówił wczoraj że jak zjem śniadanie to pojedziemy do lekarza.
Zrobiłem sobie płatki. Przy jedzeniu myślałem kto mógł mi wysłać te wiadomość. Nie doszłem do żadnego sensownego rozwiązania więc pozostało mi tylko czekać aż samo się wyjaśni.
- Jak skończysz to przyjdź do garażu i pojedziemy do lekarza.
- Dobrze Will.
Jak powiedział mój brat tak zrobiłem. Will już na mnie czekał w swoim jeepie. Gdy tylko opuściliśmy teren rezydencji zaczął rozmowę.
- Dylan już opowiedział swoją wersję wydarzeń ale teraz chce usłyszeć ją od ciebie. Możesz opowiedzieć ją mi albo Vincentowi.
- Okej. Wracaliśmy ze szkoły gdy Dylan zatrzymał się na środku drogi w lesie. Jak się go zapytałem dlaczego stoimy to powiedział że skończyło się paliwo. Dylan stwierdził że pójdziemy na skróty przez las. Mniej więcej w połowie drogi się zgubił i wtedy skręciłem kostkę na takiej skarpie. Potem mnie niósł aż doszliśmy do jakiejś górki skąd było widać nasz dom a dalej to nie wiem bo zasnąłem. - znaczy wiem ale wy myślicie że spałem.
- Dobrze twoja historia w większości pokrywa się z wersją Dylana. Skończymy tę rozmowę w drodze powrotnej a teraz chodź.
Okazało się że Dylan miał rację. Może jednak nie jest taki głupi albo po prostu miał szczęście.
Lekarz założył mi bandarz elastyczny i za 2 tygodnie mieliśmy przyjechać do kontroli.
- Chcesz coś ze sklepu?
- Nie - miałem jakieś źle przeczucia tylko wtedy nie wiedziałem co znaczyły.
Will pojechał jeszcze do apteki wykupić receptę która przepisał mi lekarz. Czekałem na niego kiedy zobaczyłem że śledzi nas jakiś samochód.
Było to czarne kombi. Nie zdążyłem się przyjrzeć bo wrócił Will i od razu odjechał. Jak na niego jechaliśmy bardzo szybko. Te auto cały czas jechało za nami. Nagle z naprzeciwka wyjechał inny samochód. Will próbował go ominąć przez co wpadliśmy do rowu.
Mój brat był nie przytomny a szkoda bo teraz by mi się przydała jego pomoc. Kombi zatrzymało się na drodze niedaleko nas. Wysiadł z niego jakiś facet z bronią. Rozmawiał z kimś przez telefon.
Zacząłem się rozglądać po aucie w poszukiwaniu czegoś do samoobrony. Wtedy przypomniałem sobie że Dylan i Shane mają zawsze w schowku broń. Sprawdziłem i tak Will też ją miał. Ciekawiło mnie po co moim braciom broń w samochodzie i to w dodatku naładowana.
Tamten facet chyba nie wiedział że ja też mam broń no ale to już był jego problem. Wiedziałem że muszę zadzwonić do Vinca bo on będzie wiedział co robić. W tej sytuacji to jednak było trudne. Drżącymi palcami wybrałem jego numer i schowałem telefon pod fotelem. Nie wiedziałem nawet czy odebrał. Miałem nadzieję że tak i że mi pomorze.
Pov Vincent:
Byłem na ważnym spotkaniu gdy zadzwonił mój telefon. Dzwonił Tony. Przypomniałem sobie sytuację z wczoraj i postanowiłem że odbiorę. Przeprosiłem i wyszłem z sali.- Tak Tony? - nie usłyszałem odpowiedzi co już mnie trochę zmartwiło - Tony co się dzieje? Tony gdzie Will - nie wiedziałem co się u nich dzieje nagle usłyszałem głosy po drugiej stronie.
- I co teraz zrobisz? Braciszek ci nie pomoże. Nikt ci nie pomoże.
- Kłamiesz ..- jak usłyszałem płaczliwy głos Toniego byłem pewien że coś się dzieje. Sprawdziłem lokalizację jego telefonu. Był w tym samym miejscu gdzie wczoraj zatrzymał się Dylan.
Wsiadłem do auta i zgarnąłem po drodze resztę rodzeństwa z domu. Wszyscy szykowali broń. Nie rozłączyłem się ale w słuchawce była cisza i to mnie najbardziej martwiło. Przerażała mnie myśl że jest za późno i oni już nie żyją.
- Szef kazał cię nie zabijać. Podobno jesteś mu potrzebny żywy ale z braciszkiem możesz się pożegnać. Na pogrzebie raczej też cię nie będzie.
Potem było słychać dźwięk odbezpieczanego pistoletu i 3 strzały jeden po drugim. Potem nastała cisza.
Spojrzałem na rodzeństwo. Wszyscy mieli łzy w oczach.- Vince myślisz że on ich zabił?
- Nie wiem Dylan mam nadzieję że zdążymy ich uratować.
- On mówił że Tony jest im potrzebny żywy.
- I dlatego mógł go nie zabić. Jesteśmy.
Wyszliśmy z auta idąc powoli z bronią gotowa do strzału w stronę samochodu Willa. Nikt z nas nie spodziewał się zobaczyć ledwo stojącego Toniego z bronią w ręku i leżącego na ziemi obok niego martwego lub rannego mężczyznę. Obok niego leżały jeszcze 2 osoby ale chyba nic im nie było. Zauważyłem że mój brat jest przerażony więc spróbowałem go uspokoić a reszta poszła sprawdzić co z Willem.
- Tony spokojnie oddaj mi broń. Jesteś już bezpieczny nic ci się nie stanie.
- Co z Willem? - zapytał cały zapłakany. Bałem się że za chwilę dostanie ataku paniki i przestanie panować nad tym co robi. Wiedziałem że muszę mu zabrać ten pistolet. Nagle z auta wyszedł Dylan. Tony automatycznie skierował na niego broń i nacisnął spust. Czekałem na huk wystrzału ale nic takiego się nie wydarzyło.
- Jest pusty. - powiedział w miarę spokojnie mój najmłodszy brat - nie chciałem go zabić ale on chciał zabić Willa. Musiałem Vince. Przepraszam. - rozpłakał się teraz na dobre. W dodatku cały się trząsł i nie mógł nabrać powietrza.
- Tony musisz się uspokoić masz atak paniki.
- Vince bo Will ma ranę postrzałową i...
- Już idę - czułem że nie powinienem zostawiać Toniego ale jego stan był lepszy niż Willa a przynajmniej tak mi się wydawało do momentu gdy mój młodszy brat zaczął wrzeszczeć. Wybiegłem od razu z Dylanem z auta z bronią w ręku.
Zapomniałem o tych dwóch mężczyznach którzy leżeli na ziemi i teraz postanowili o sobie przypomnieć. Jeden z nich trzymał Toniego który próbował się wyrwać a drugi trzymał nożyczki. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić Dylan strzelił. Celował do tego który trzymał naszego brata. Strzał byłby bardzo celny ale trafił w zła osobę. Szybko zastrzeliłem tych dwóch mężczyzn i podbiegłem do brata. Było z nim źle bardzo źle.
Ocena
Propozycje
CZYTASZ
Najmłodszy z rodzeństwa. Tony Monet
FanfictionA co gdyby Hailie była bliźniaczką Shane'a a Tony byłby najmłodszy? Jednego dnia jego życie się zmienia. Jednego dnia traci mamę i dziadka. Dowiaduje się że ma czterech starszych braci Vincenta, Willa,Dylana i Shane'a oraz starszą siostrę Hailie. Cz...