taki prawdziwy koniec

395 32 22
                                    

Pov Vincent

Od śmierci Toniego minął tydzień. Od tego czasu każdy z nas żyje w własnym świecie.

Ja zacząłem pracować dwa razy więcej i prawie nie wychodzę z gabinetu. Zacząłem też pić. W siedem dni zdążyłem wypić już połowę mojej kolekcji whisky.

Will też więcej pracuje ale jednak nie aż tyle co ja. Jego poranny bieg przedłużył się z godziny na 3 godziny. Wydaje mi się że też mniej je.

Dylan spędza cały swój wolny czas na siłowni a wieczorami wraca ledwo kontaktujący z jakiś imprez. Jak jest w gorszym nastroju czyli prawie codziennie bije jakichś randomowych ludzi w szkole.

Shane codziennie jeździ na cmentarz i spędza tam około 2 godziny. Zaczął też palić. Rozmawia tylko z Hailie i prawie nic nie je co jest do niego niepodobne.

Hailie. Ona przeżywa to chyba najbardziej z całego rodzeństwa w końcu miała najlepszy kontakt z Tonym z nas wszystkich. Nie je, nie śpi, dużo czasu spędza w pokoju najmłodszego brata. Nawet nie chce chodzić do szkoły.

Podsumowując wszyscy bardzo przeżyliśmy śmierć Toniego. Był najmłodszy z nas i miał jeszcze całe życie przed sobą. Nie rozumiem dlaczego coś takiego spotkało akurat jego.











Koniec teraz już naprawdę.





















































Nie no żartuję to jeszcze nie koniec ile osób się nabrało? Jak myślicie co będzie dalej?






















































Pov Tony
O

budziłem się. Albo nie. Ciężko stwierdzić bo mimo iż miałem otwarte oczy nic nie widziałem. Słyszałem jednak jakieś przytłumione dźwięki. Dla pewności się uszczypalem. Zabolało to znaczy że naprawdę żyję. Ale skoro żyję to gdzie ja w ogóle jestem? Zacząłem się rozglądać ale widziałem jedynie ciemność. Wyciągnąłem ręce przed siebie i poczułem coś twardego.

Zrezygnowałem z wszelkich prób odkrycia gdzie się znajduje. Poczułem że coś leży mi na brzuchu więc po to sięgnąłem. Był to mój telefon. Szybko go odblokowałem. Data wskazywała na to że jestem tu już od tygodnia. Miałem tylko 10% więc nie czekając już na nic zadzwoniłem. Pierwszy wyświetlił mi się numer do Dylana więc to jego wybrałem. Odebrał od razu.

- Czego - chyba nie miał nastroju ale trudno.

- D.d..dylan - miałem bardzo zaschnięte gardło i ciężko mi się mówiło.

- Co chcesz.

- To ja Tony.

- Jeszcze raz to powiedz a obiecuję że znajdę cię tak załatwię że nawet twoja matka nie cię nie rozpozna

Nie dał mi nic więcej powiedzieć tylko się rozłączył. No trudno teraz dzwonię do Shanea. Tak samo jak poprzedni brat odebrał od razu.

- Co chcesz?

- Shane to ja Tony - powiedziałem na jednym wdechu.

- Nie dzwoń więcej. Żegnam i do nie usłyszenia.

Nie mogłem zrozumieć dlaczego moi bracia tak reagowali dopóki nie zadzwoniłem do Willa.

- Słucham

- Will nie rozłączaj się. To ja Tony.

- Nie możliwe bo Tony nie żyje. Jeśli chcesz pieniędzy to ci ich nie dam. Nie dzwoń więcej do mnie ani do mojego rodzeństwa i zostaw mojego nieżyjącego brata w spokoju.

Rozmowa z Willem przynajmniej pomogła mi w zrozumieniu co się stało. Domyśliłem się że jestem w trumnie. Postanowiłem zadzwonić do Vinca zanim rozładuje mi się telefon.

- Słucham i proszę mówić szybko bo się spieszę.

- Vince to ja Tony naprawdę.

- Nie wierzę ci. Trzy razy w tygodniu odbieram podobny telefon.

- Ale ja nie kłamie. Pamiętasz że jak się obudziłem po tym porwaniu to chciałem frytki a ty mi powiedziałeś że Dylan mi je da po badaniu. To naprawdę ja. Proszę uwierz mi.

Nie wiem czy mi uwierzył bo mój telefon się rozładował. Jeśli Vincent potraktuje to jako żart to to będzie mój koniec ale tym razem taki prawdziwy koniec.







Napiszcie czy kontynuować tę historię czy jednak nie. I jak tak to jakieś pomysły.

Najmłodszy z rodzeństwa.  Tony MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz