Koło godziny piętnastej stałam zdenerwowana pod domem Valeriana. Ubrałam czarne rurki, błękitną bluzkę na ramiączkach, bo jak by nie patrzeć, mieliśmy lato. Do tego zestawu miałam granatową w białe paski zasuwaną bluzę, która przykrywała moje blade ręce, które wyglądały, jakby nigdy słońca nie widziały. Zimą pod tymi wszystkimi bluzkami z długimi rękawami, swetrami czy bluzami, zdecydowanie łatwej to było ukrywać.
Niepewnie zapukałam w drzwi, które po chwili otworzył chłopak.
– Cześć.
– Cześć – przywitał się, robiąc mi miejsce.
Tak jak mówił Valerian, dom był pusty i byliśmy całkiem sami. Od razu poszliśmy do jego pokoju.
– Co robisz? – zapytałam, kiedy doszedł do mnie dźwięk przekręconego kluczyka w drzwiach.
– Zamykam nas. Tak na wszelki wypadek.
– Żebym ci nie uciekła? – zapytałam sarkastycznie.
– Kurdę rozgryzłaś mnie – zaśmiał się, opierając o kanapę.
Mnie nie było do śmiechu. Stałam jak słup soli, starając się patrzeć wszędzie, byle tylko nie w te przeszywające mnie błękitne oczy.
– Denerwujesz się? – podszedł do mnie, na co odruchowo cofnęłam się i trafiłam na bok łóżka, uniemożliwiające mi dalszą drogę ucieczki.
– Ja... – urwałam, czując jego dłoń, która delikatnie głaskała mój policzek.
– Dobra. Jeśli nie chcesz, nie musisz mi ich dzisiaj pokazywać. Zrobisz to jak będziesz gotowa?
– Nie taka była umowa – stwierdziłam, po raz pierwszy dzisiaj spoglądając mu w oczy, w których widziałam troskę i zrozumienie. – Daj mi chwilkę – powiedziałam, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
– Jasne. Nie będę cię pośpieszał – oznajmił, samoistnie przytulając mnie.
Nie mam pojęcia, jak długo trwaliśmy w uścisku. Valerian spokojnie stał, tuląc mnie, dzięki czemu byłam w stanie opanować swoją szalejącą burzę w głowie. Rozsądek radził by, tego nie robić, aż tak nie ujawniać swoich tajemnic przed brunetem. Wsłuchując się w nierównomierny oddech Valeriana i w rytm bicia jego serca, które było dziwnie przyspieszone, wzięłam głęboki wdech. Ostatni raz zaciągnęłam się jego cudownym zapachem i podjęłam decyzję.
– Zgoda – wymamrotałam, odsuwając się od chłopaka, na co on poluzował uścisk i odsunął się do tyłu, robiąc mi miejsce. – Pokaże ci – rzekłam, zdejmując bluzę, którą rzuciłam na łóżko Valeriana.
Po chwili rozłożyłam swoje ogromne czarne, jak u nietoperza skrzydła i wyczekiwałam reakcji Valeriana.
No dawaj, ciśnij we mnie najbardziej okrutnymi określeniami, że jestem dziwadłem, potworem, wybrykiem natury... – zaczęłam, wymieniać w głowię najróżniejsze określenia, jakimi się często nazywałam.
– Anioł – wydukał, nie odrywając ode mnie wzroku, przerywając mój wewnętrzny monolog.
– Chyba demon. – Zaśmiałam się ironicznie. – Jestem...
– Piękna – wypalił dalej w amoku. – Mogę? – zapytał, podnosząc rękę, dając do zrozumienia, że chce ich dotknąć.
Nie protestowałam, to przecież była naturalna reakcja. Czysta ciekawość z czymś nieznanym, chęć poczucia i dotknięcia. Odwróciłam się do Valeriana tyłem, ukazując tym samym, jak ogromne one były, dając mu możliwość ich obejrzenia.
Moje skrzydła przypominały, jak te u nietoperza. Są duże i rozłożyste, a ich rozpiętość znacznie przewyższa szerokość ramion. Mają charakterystyczny kształt - szerokie u nasady, zwężające się ku końcom z zaokrąglonymi krawędziami, co dodawało im złowieszczego uroku. Struktura kości skrzydeł jest wydłużona i cienka, z wyraźnie zaznaczonymi stawami. Każde skrzydło składa się z kości ramiennej, przedramienia oraz wydłużonych palców, które wspierają błonę skrzydłową. Krawędzie skrzydeł zakończone były drobnymi kolcami, co dodatkowo potęgowały wrażenie grozy. Skrzydła były mocno przytwierdzone do górnej części pleców, tuż za ramionami. Przy ich nasadzie widoczne są mocne mięśnie, dzięki którym mogłam intensywnie i skutecznie machać nimi.
CZYTASZ
Miłość silniejsza niż nienawiść tom I - w trakcie korekty
FantasyMówi się, że między nienawiścią a miłością jest tylko cienka granica. Czy to możliwe, że w tym przysłowiu tkwi ziarno prawdy? On - gwiazda koszykówki, najprzystojniejszy i najpopularniejszy chłopak w szkole. Ona - niepozorna kujonka, której nikt nie...