Rozdział X

121 55 11
                                    

Kiedy wróciłam do domu, rodzice jakby nic się nie stało, zajęli się swoimi sprawami związanymi z firmą. Tak jak ustaliłam z Valerianem, po poniedziałkowych zajęciach od razu udaliśmy się do niego do domu. Nie wiem, co się stało, ale rodzice bruneta zaczęli na mnie inaczej patrzeć.

Może to przez tę całą sytuację z obiadem – zastanawiałam się, sprawdzając wyniki chłopaka.

– I co? – zapytał w końcu, sprowadzając mnie na ziemię.

– Tak, wszystko masz prawie dobrze.

– Prawie? To pokaż, gdzie jest błąd, to poprawię.

– Nie. To będzie podejrzane jeśli oddasz bezbłędną pracę. Żmija od razu pomyśli, że ci pomogłam, albo że wszystko sama za ciebie zrobiłam.

– Dobra, jak chcesz – odparł, zrezygnowany kładąc się na kanapie.

– Dobra, to chyba wszystko na dzisiaj. W takim razie będę się już zbierać – stwierdziłam, zbierając swoje rzeczy do plecaka.

– Czekaj – powiedział i złapał mnie za rękę, zmuszając tym samym, żebym znowu usiadła.

– Co tam?

– Trochę już minęło, ale dalej jestem ciekawy. Jeśli oczywiście nie chcesz, nie musisz odpowiadać.

– O co chodzi? – zapytałam.

– No więc. Yyy... wtedy podczas akcji krwiodawstwa mówiłaś o swoich dziesiątych urodzinach.

– Tak i co w związku z tym?

– Co się...? Jak...? Znaczy...

– Uwielbiam twoją składnię. Wiesz co na najbliższe urodziny kupie ci słownik – zaśmiałam się. – No wyduś to z siebie, przecież ci nic nie zrobię. Jeśli pytanie będzie niewygodne, to na nie nie odpowiem i tyle – stwierdziłam, ponaglając bruneta.

– Ok. Mówiłaś, że po wszystkim znalazłaś się w szpitalu. Co się działo potem? Co czułaś? Byłaś spragniona? Zaatakowałaś kogoś?

– Yyy – zrobiłam lekką przerwę, pozwalając wrócić pamięcią do tamtych przykrych wydarzeń – wtedy czułam się, tak jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody.

No chyba inaczej tego nie można było nazwać. W końcu całe moje życie zmieniło się o trzysta sześćdziesiąt stopni – pomyślałam, poprawiając się na kanapie.

Czułam saharę w ustach, jakbym nie piła od dobrych kilku dni. Głowa mnie bolała od nadmiaru bodźców, czułam i słyszałam wszystko. Każdy dźwięk i zapach z dwojoną siłą. Przyszedł Vešperr i wymazał wspomnienia lekarzom, którzy się mną zajmowali i rozkazał przyjść innym lekarzom, którzy podali mi krew.

– Krew? Taką prawdziwą, nie pseudok?

– Niestety tak. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co to było. Ale po jej wypiciu to przeklęte uczucie w gardle ustało. Vešperr powiedział mi, co się stało i oczywiście, że musi mnie zabrać do Klanu.

– A rodzice? Co oni na to? Czy już wtedy byli no wiesz?

– Wydawało się, że rozumieją i byli tacy jak wcześniej. Jak po roku wróciłam, wszystko się zmieniło.

– Co robiłaś w Klanie? I co z nauką? Przecież nie mogłaś ot tak, zniknąć na rok – powiedział, pstrykając palcem.

– W dzień uczyłam się tego co powinnam w swoim wieku, a w nocy jak żyć jako nocne stworzenie. Czyli razem z innymi panować nad pragnieniem i innymi mocami. Do szkoły rodzice dali pismo, że się przenoszę, a po roku jakby nigdy nic wróciłam.

Miłość silniejsza niż nienawiść tom I - w trakcie korektyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz