Rozdział V

208 96 15
                                    

I nadeszła sobota, właśnie kończyłam prace domowe na poniedziałek, aby cieszyć się całym weekendem z dziadkami. Może nawet razem udamy się na wspólny lot? Jakoś lepiej mi było ze świadomością, że będą tak blisko, co prawda w Klanie ukrytym niedaleko Transylwanii, ale blisko. Byłam tam ostatni raz siedem lat temu przez okrągły rok. Po swoich dziesiątych urodzinach kiedy przeistoczyłam się w wampirzyce, Vešperr powiadomił rodziców o tym co się stało. Uznał, że niebezpiecznie byłoby pozostawienie teoretycznie nowo przemienionego wampira w świecie ludzi. Zabrał mnie do Klanu, gdzie uczono mnie jak pohamować pragnienie krwi, używania mocy i latania. Kiedy uznano, że jestem gotowa, pozwolił mi wrócić do domu. Ale już nic nie było takie samo.

Dobra, dochodziła dziewiąta, pójdę im pomóc przy obiedzie.

Zeszłam na dół, szukając rodziców. Znalazłam ich w kuchni obmyślających co podać dziadkom.

– Dobra, ja pojadę po zakupy, a ty przyszykuj stół i barek z Soriną. – powiedziała mama.

– Dobra – odparł tata.

– Mogę jakoś pomóc? – zapytałam.

– Nie wszystko jest gotowe, idź do pokoju, Sorina zawoła cię, jak przyjdą. – odpowiedziała mama, chowając listę zakupów do torebki.

– Mogę pojechać z tobą na zakupy?

– Nie. Poradzę sobie sama.

– Na pewno? Nie wiem, czy sprzedadzą ci pseudokrew?

– Mirabela ma racje – stwierdził tata.

– Dobra chodź – odparła mama po dłuższym zastanowieniu się. Razem zabrałyśmy się do sklepu. – Masz tu listę tego co potrzebuje dla mamy i taty – powiedziała, podając mi kartkę.

– Ok – odparłam, szybko przeglądając listę.

Jejku w życiu nie jadłam połowy z tych rzeczy.

– Pośpiesz się, nie mamy całego dnia.

– Idę, spokojnie.

Szybko zebrałam artykuły z wampirzej strefy i wróciłam do mamy.

– Masz wszystko? – zapytałam.

– Tak, możemy iść do kasy i wracamy do domu.

Rozpakowaliśmy siatki i pomagałyśmy z Soriną przygotować obiad. Wszystko było, prawie gotowe na przyjście dziadków. Przyjechali o czternastej w sam raz na gotowe. Dziadek przyniósł whisky, którą mieli wypić potem razem z tatą.

– Witajcie moje kochane – powiedziała babcia.

– Cześć babciu – odparłam.

– Ślicznie wyglądacie – stwierdził dziadek na nasz widok.

– Mira zaprowadź dziadków do jadalni i pomóż w kuchni – rzuciła mama.

– Pomogę ci – odparła Sorina.

– Nie Sori, ty idź pogadać z dziadkami.

Zaprowadziłam dziadków do jadalni, gdzie zasiedli do stołu. Jak kazała mama, zabrałam się za kuchnię. Przywykłam, że w towarzystwie traktują mnie bardziej, jak służącą czy gosposie niż jako córkę. Mama nałożyła na talerze mięso z ziemniakami dla taty, Sori i siebie, a dla nas z kolei miał być krwisty stek z karmelizowanym burakiem, wszystko to było oczywiście z pseudokrwi ukryte pod krwistoczerwoną barwą. Tak przyszykowane dania podałam do stołu, gdzie tata z dziadkiem dyskutowali o firmie.

– Odchudzasz się kochanie? – zapytała babcia na widok mojej porcji, która była znacznie mniejsza od ich.

– Co? Nie.

Miłość silniejsza niż nienawiść tom I - w trakcie korektyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz