ROZDZIAŁ 7 - W JEGO RAMIONACH

49 15 3
                                    

      Rozłączyłem się i ubrałem w pośpiechu. Ucieszyłem się, że zasnąłem przy transmitowanym meczu, bo zapewne, obaliłbym całą butelkę Danielsa. Chwyciłem z komody pilota do Hondy i z niesamowitym strachem o Mili, pojechałem do szpitala, w którym się znajdowała.

      Dojazd na miejsce w środku nocy, zajął mi kilkanaście minut. Przerażenie zżerało mnie, trawiąc od wewnątrz.

Co tam się u licha stało? Co mojej żonie strzeliło do łba?

Obwiniałem ją w duchu, myśląc o tym, co mogło się stać i dlaczego została przewieziona do szpitala. W głowie huczało mi tylko imię Mileny. Starałem się jechać ostrożnie, nie działała sygnalizacja świetlna, a moje rozbiegane myśli o mały włos nie przyczyniły się do potrącenia pieszego, gdy z piskiem opon zahamowałem kilka centymetrów przed nim.

- Debilu, znalazłeś prawo jazdy w paczce chipsów? - Rzucił gniewnie w moją stronę, młody mężczyzna. - Naucz się jeździć. - Dostrzegłem we wstecznym lusterku, jak podnosił rękę w akcie kierowanych w moją stronę gróźb. Gdy ruszyłem, chwilowo wyrzuciłem z głowy napływające złe przeczucia. Chciałem jedynie jak najszybciej, znaleźć się u boku kobiety, którą kochałem.

      Parkując pod szpitalem, wybrałem numer Mileny. Nie odbierała, a ja rozgorączkowany, zacząłem zastanawiać się gdzie jej szukać. Jedyną alternatywą, było znalezienie jej na izbie przyjęć, zapewne tam zostały przywiezione. Wpadłem do szpitala jak rażony piorunem, naładowany niechcianymi emocjami. W momencie, gdy ją ujrzałem stała do mnie tyłem, oparta o szpitalny filar, miała opuszczoną głowę. Nerwowo przekładała torebkę z rąk do rąk. Usłyszałem, że płacze, pociągała nosem. Skurczyłem się w sobie, jej widok wyparł wszystkie niespokojne myśli. Nic jej się nie stało, była cała i zdrowa. Odetchnąłem z ulgą. Po cichu podszedłem do niej, chwytając dłońmi nagie, ciepłe ramiona. Wydawała się taka krucha, jakby zwyczajne dotknięcie, mogło rozbić ją na milion kawałków. Jej ciało pod wpływem mojego dotyku, zaczęło dygotać.

*

      Poczułam ciepło rozlewające się po moich ramionach, pozwalając na kojący dotyk, podświadomie liczyłam na nieco więcej. Wiedziałem, że to dłonie Igora, obróciłam się szybko i mocno przytuliłam do niego, chłonąc bijący od niego zapach. Potrzebowałam wsparcia, namacalnego dowodu dającego mi świadomość spokoju. Po tych wszystkich koszmarnych zdarzeniach, mających miejsce podczas jednej nocy, miałam stanowczo dosyć myśli o wieczornych eskapadach. Spojrzałam na niego, zadzierając głowę, nie odrywając ciała od mocno oplatających mnie silnych ramionach. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, jak zacząć rozmowę. Głębia niebieskiego spojrzenia, wprawiała mnie w nieśmiałość. Odsunęłam się nieco, zwiększając dystans między nami. Chłód, który wkradł się, w ułamku sekundy wywołał dreszcze. Trzęsłam się, jakbym wyszła z lodowatej wody. Lustrował moją twarz a jego skupienie na moim opatrunku, wprawiało mnie w irytacje. Czułam, że poszukiwał odpowiedzi, na jeszcze niezadane pytanie. Jedną ręką sięgnął w kierunku mojej brody, odwracając twarz w taki sposób, by mieć możliwość przyjrzeć się dokładniej przyklejonemu opatrunkowi.

- Co to? Co się stało? - Padło wreszcie, nieuniknione pytanie.

Co ja mam mu powiedzieć?

- Ja. - Urwałam. - Wracałyśmy i... - Udało mi się wydukać trzy słowa.

- Milena, chce się dowiedzieć, co się stało? Musisz mi powiedzieć. - Jego ciepły głos, który tak bardzo lubiłam, pobrzmiewał z troską. Chwycił mnie za ręce, przyciągając do siebie. Nie potrafiłam znaleźć drogi ewakuacji przed tym, co szykował mi los. Nasze ciała zbliżyły się do siebie. Siła bijąca od jego ciała, przyprawiała mnie o zawrót głowy. Położyłam swoją głowę na jego ramieniu, czując, jak pochyla się nade mną jeszcze bardziej.

INTRYGA CHODZI W SZPILKACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz