Rozdział 34

34.7K 3.1K 1.4K
                                    

Wyszłam na zewnątrz domu, a blask słońca uderzył prosto w moje oczy. Zapowiadała się piękna pogoda, ale nastroje otaczających mnie osób, jak również i mnie nie zwiastowały dobrego dnia. Każdy pogrążał się w smutku oraz rozpaczy z powodu śmierci Luke'a, którego mieliśmy pochować, aby mógł spoczywać w spokoju. Widziałam Caluma opierającego się o drzewo nieopodal wypełnione zielonymi młodymi liśćmi, które osłaniały go przed słońcem. Instensywnie patrzył w ziemię, skupionym wzrokiem. Domyślałam się, co chodziło po jego głowie. Ruszyłam w kierunku Hooda, chociaż nie do końca wiedziałam, jak mogłabym rozpocząć z nim rozmowę. Od śmierci Luke'a nie rozmawiał z nikim, włącznie ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi. I nie dziwiłam mu się. Stracił Hemmingsa - człowieka, którego nazywał bratem; osobę, która była dla niego rodziną. Pomimo mojego nikłego kontaktu z Lukiem, sama odczuwałam jego braki. Słońce unosiło się na niebie, a jednak moje ciało było zimne, jakbym wyszła z chłodziarni. Łzy niekontrolowanie wypływały z moich oczu i czułam pustkę, jakby kawałek mojego serca został uszkodzony lub zabrany. Ciągle zadawałam sobie pytanie, dlaczego akurat Luke. Z jakiego powodu to właśnie on musiał odejść z tego przeklętego, pełnego niesprawiedliwości świata? Byłam pewna, że nie mnie jedyną męczyło to pytanie. Nie tylko ja cierpiałam, a przede wszystkim nie mogłam wyobrażać sobie, jak wielki ból tłumił w sobie sam Calum.

Przystanęłam przy ciemnowłosym, ale nie odważyłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Kątem oka oglądałam jedynie jego twarz. Wzrok nie zwrócił się nawet na milimetr, aby zobaczyć kto zdecydował się być jego towarzyszem. Wgapiał się w rozkopaną ziemię, w której za niedługo miał znaleźć się Luke. Z jego twarzy nie potrafiłam wyczytać emocji. Wyglądał na obojętnego, chociaż wewnątrz umierał razem z przyjacielem.

- Dobrze być w domu, co? – zapytał ciężkim i znudzonym głosem, a ja odwróciłam głowę, kiedy tylko jego pytanie dotarło do moich uszu. Odezwał się, a w dodatku wybrał akurat mnie do przeprowadzenia dialogu.

- Zależy kto uważa Hurstville za swój dom.. – szepnęłam.

- Luke uważał – odparł szybko i pewnie – Nazywał swoim domem tamten garaż – wskazał palcem, a potem prychnął – Czasem nawet nocował w tej ruderze.

W jego oczach wezbrały się łzy. Ten widok był niesamowicie ciężki do oglądania. Musiałam stać i obserwować, jak chłopak napina mięśnie i stara się powstrzymać przed kolejną godziną szlochu. Zaciągał nosem, po czym ocierał swoją twarz rękawem starej bluzy, którą dostał od zmarłego przyjaciela na piętnaste urodziny.

- Ja.. – zawahał się, zanim dokończył wypowiedź – Ja nie chcę zemsty.. – wyznał – Chcę tylko wiedzieć dlaczego... Rozumiesz? Chciałbym wiedzieć dlaczego właśnie on...

Kiedy pierwsza łza spłynęła po jego policzku, moje serce rozpadło się na milion kawałkow tak samo, jak rozpadał się sam Calum. Zanim przyciągnęłam go do siebie, pozwalając płakać w moje ramię, zdążyłam jedynie wymamrotać, jak bardzo mi przykro. Później przez dobre pół godziny, obejmowałam go milcząc i pozwalając wylewać cały swój żal poprzez płacz. Sama dołączyłam do przyjaciela Ashtona, pogrążając się w większej rozpaczy. Pomimo żywych kolorów, jakie nadawała pogoda, ten dzień należał do szarych, pozbawionych uroku i melodii. Był beznadziejny.

Calum poprosił mnie, o chwilę samotności, dlatego wróciłam do domu, gdzie Ashton i Michael przygotowywali się do pogrzebu. Cassie siedziała w salonie, nucąc pod nosem kołysankę, niegdyś śpiewaną nam do snu przez moją mamę. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Wszelkich przykrości i cierpień doświadczyła z mojej winy. Gdybym tylko trzymała ją z daleka od spraw Cienia, nie poznałaby Luke'a i nie opłakiwałaby go, zamykając się na świat.

- Rozmawiałaś z nim? – usłyszałam głos za plecami i gwałtownie odwróciłam się.

- Nie mówił zbyt wiele – odpowiedziałam Michaelowi – Jedynie wspominał.

Cień 2 - PułapkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz