Rozdział 19

8.6K 597 99
                                    

#natchnionamelodiawatt na twitterze


Aria

Opłukałam miskę oraz łyżkę, po czym odłożyłam je na suszarkę. Wytarłam wilgotne dłonie ręcznikiem kuchennym i z szerokim uśmiechem wróciłam do sypialni. Czekał mnie pierwszy od dawna wolny weekend. Nie miałam pojęcia, co zrobić z taką ilością czasu, ale z jakiegoś powodu od rana miałam ochotę pograć na skrzypcach.

Na szczęście Mara już dawno wstała i wyszła na zakupy, więc nie musiałam się martwić, że obudzę ją grą. Tym razem musiałam w duchu podziękować matce za to, że nie dała się namówić na normalne mieszkanie w kamienicy, bo zapewne już by mnie wyrzucili za częste próby.

Chwyciłam instrument w dłonie, a po jego lekkim dostrojeniu wybrałam odpowiedni dla siebie numer. Postawiłam na nieco nowocześniejsze brzmienia, gdyż nie była to próba do żadnego zaliczenia, a własna zachcianka.

Już po chwili pokój wypełniły dźwięki Seven Nation Army The White Stripes. Z uśmiechem na ustach pociągałam smyczkiem struny skrzypiec, zatracając się w wygrywanej melodii. Zmieniałam pozycję, poruszałam się po całej długości pokoju i stawałam jednością z muzyką. Kiedyś uwielbiałam grać właśnie takie kawałki. Pełne werwy, naładowane emocjami.

W pewnym momencie do mojej głowy napłynęła melodia, którą odkryłam w sobie jakiś czas temu w szkole. Zagrałam kilka dźwięków, czując, że dokładnie tego szukałam. Rzuciłam się biegiem do mojego biurka, wyjęłam z niego zeszyt z nutami i zapisałam to, co udało mi się zapamiętać.

Kiedy spojrzałam na swoje dzieło, uśmiechnęłam się szeroko, nadal odczuwając zdziwienie. Dlaczego akurat dzisiaj powróciła do mnie ta melodia?

Szmery w kuchni sprawiły, że nieco się nastroszyłam.

– Mara?! – zapytałam, podchodząc do drzwi.

– Jestem, Mozarcie! – odkrzyknęła, a ja od razu się odprężyłam. Przeszłam do kuchni, w której przyjaciółka wkładała właśnie zakupy do szafek i lodówki.

– Co tak szybko? I ile razy mam ci przypominać, że jest więcej sławnych muzyków niż Mozart i Bach? – Obserwowałam w skupieniu, jak rozkładała produkty, po czym zerknęła na mnie przez ramię i cicho się zaśmiała.

– Zawsze zapominam, jak się nazywają. Sorry. A co do mojej szybkości, to chyba jak zwykle, nie? Wyszłam godzinę temu.

Dopiero po jej komentarzu spojrzałam na zegarek. Rzeczywiście. Wyszła z domu godzinę temu, a ja zaczęłam grać jakieś trzydzieści minut potem. Grałam przez pół godziny i nawet nie zauważyłam biegu czasu.

Pół godziny.

Jebane pół godziny, które prześladowało mnie od wczorajszego wieczora.

– Słyszałam, że grałaś. Co to było to na końcu? Chyba nie znam. – No cóż, ja też jeszcze nie znam.

– To taki kawałek na zajęcia. Nic ciekawego – skłamałam. Nie chciałam nikomu mówić o tym, że sama próbowałam coś tworzyć. Nauczyłam się z doświadczenia, że lepiej pokazać komuś gotowy produkt, niż opowiadać o swoich planach, bo jeśli nie wypalą, to nikomu nie musisz się z tego tłumaczyć i nikogo nie zawodzisz.

– Fajny był. Nie wiedziałam, że ćwiczycie na zajęciach takie pasjonujące melodie. Miałam wrażenie, że wyrwałaś to z jakiegoś erotyka. – Zaśmiała się, a ja odrobinę się zmieszałam.

Wcale nie myślałam wtedy o tym, jak Hunter kazał mi ustawić się na czworaka i sprzedał mi kilka całkiem mocnych klapsów.

Czy ja mogłam w końcu przestać to roztrząsać?

Natchniona melodia | Tom IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz