Rozdział 37

8.4K 753 142
                                    

#natchnionamelodiawatt na twitterze


Aria

Widziałam wszystko jak przez mgłę. Grupa policjantów skuwających Verę, Hunter na podłodze i masa krwi. Tylko raz w życiu byłam tak przestraszona – tętniak taty i jego rekonwalescencja. Wypadek samochodowy był szybki. Nie miałam czasu na strach, bo gdy do nas zadzwonili, on już nie żył.

Pamiętam, że krzyczałam, by go ratowali. Uciskałam jego ranę i kazałam mu nie zamykać oczu. Traumatyczne przeżycie.

Na szczęście szybko przewieźli nas do szpitala. Nie zamierzałam odstępować jego boku, ale sama również dostałam mocno w głowę, więc nas rozdzielili. Natychmiast zadzwoniłam do Hope, bo potrzebowałam, by ktoś nad nim czuwał.

Nie spodziewałam się, że przez próg przejdą dodatkowo Alex, Nick, Ivy, Mara oraz... moja mama. Kiedy tylko zobaczyłam, w jakim stanie była, zerwałam się z miejsca i podbiegłam do niej, by ją uściskać.

– Przepraszam – powtarzałam w kółko. Mimo wszystkiego, co się między nami wydarzyło, czułam się okropnie, z tym że bezpodstawnie ją oskarżyłam.

– Boże, dziecko, tak się cieszę, że nic ci nie jest. – Płakała. Moja matka nie roniła łez z byle powodu.

– Co z nim? – spytałam, gdy trochę się uspokoiłam. Spojrzałam na Hope, bo tylko ona mogła mi teraz pomóc.

Trzymała Alexa za dłoń, ciepło się do mnie uśmiechając.

– Trwa operacja. Wyciągają mu kulę – rzekła cicho.

– Ale wszystko będzie dobrze, prawda? – zapytałam, a kiedy nikt mi nie odpowiedział, powtórzyłam: – Prawda?

– Dziecko – zaczęła matka, więc delikatnie wyrwałam się z jej objęć.

– Nie jestem już dzieckiem! – warknęłam, podchodząc do Hope. – Powiedz mi prawdę.

Hope potarła moje ramię i wzięła mnie w objęcia.

– Kula trafiła w ukrwione miejsce. Trochę jej stracił, ale bądźmy dobrej myśli. Pewnie niedługo przewiozą go do sali – uspokajała mnie. Oddychałam nierówno, starając się powstrzymać łzy.

– Chciał mnie zasłonić własnym ciałem – wychlipałam i kompletnie się rozkleiłam. Uścisk Hope się wzmocnił. Po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Uniosłam głowę, by zobaczyć, że nie było już z nami Alexa.

Prychnęłam. Typowe.

Podali mi środki na uspokojenie i dokładnie zbadali głowę. Na szczęście nic mi się nie stało. W międzyczasie Hope powiadomiła mnie, że operacja Huntera zakończyła się pomyślnie. Pozwolili mi nawet do niego wejść, więc od razu tam pognałam.

Gdy zobaczyłam go podpiętego do tych wszystkich maszyn, zamarłam w progu, bo wyglądał na pokonanego. Zawsze kojarzył mi się z siłą i odwagą, a teraz leżał nieruchomo i gdyby nie poruszająca się klatka piersiowa... Nie, nawet nie chciałam o tym myśleć.

Podeszłam do niego, usiadłam przy łóżku, a potem moja dłoń jakoś tak odruchowo chwyciła tę jego. Kilka łez spłynęło mi po policzku. Leżał tu, był bezpieczny, udało nam się.

– Jesteś takim idiotą – szepnęłam z wyrzutem, ocierając wciąż kapiące łzy. – Jak mogłeś tak ryzykować? I dla kogo? Dla mnie? Pomyślałeś w ogóle o Mai?

Jakąś godzinę temu przypomniałam sobie, że ktoś musiał ją odebrać z przedszkola i zająć się nią. Mama jednej z przyjaciółek Mai była taka miła, że postanowiła nam pomóc.

Natchniona melodia | Tom IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz