Gdy nastał świt byłam już na miejscu. Zostałam sama i to był znak ,że mój chrzest się właśnie zaczął. Po moim ciele przeszedł dreszcz ,gdy poczułam czyjąś obecność , rozglądałam się dookoła ale nic nie zauważyłam. Postanowiłam ,że zostanę czujna i wolnymi ,ale pewnymi krokiem zaczęłam się poruszać w kierunku ścieżki ,która prowadzi na szczyt smoczych gór.
Pięłam się w górę po ścieżce i obserwowałam naturę, która była jakby niespokojna. Drzewa kołysały się na prawo i lewo pomimo ,że nie było wiatru , a słońce schowało się za ciemnymi chmurami , zwierzęta jakby wymarły . Postanowiłam się nie zatrzymywać nawet na sekundę , ponieważ moja magia była słaba ...ja byłam słaba.
Przez to ,że korzystałam z magii wiedźm krwi osłabiłam siebie tak bardzo ,że nawet najprostsze czary były ciężkie i choć starałam się tego nie pokazywać... byłam już na skraju życia a śmierci .
Po przebyciu kolejnego odcinku trasy ,zauważyłam strumyk wody . Miałam się nie zatrzymywać ,ale potrzebowałam uzupełnić płyny . Podeszłam wolnym krokiem do pasma wody , uważając aby nie wpaść do jaskini , która miała swój otwór parę kroków od strumyka. Gdy upewniłam się ,że nie wpadnę do jaskini, przykucnęłam i zaczęłam zachłannie brać wodę w koszyczek z rąk i ją pić.
-Wyglądasz smakowicie- powiedział nieznany mi głos ,natychmiast się podniosłam i zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony świata ,ale nikogo nie zauważyłam.
-Kto tu jest? Pokaż się w tym momencie.
-Pachniesz równie smakowicie jak wyglądasz . przeszedł mnie dreszcz ,gdy poczułam oddech na swoim karku. Gwałtownie się odwróciłam w stronę ścieżki ,ale nikogo tam nie było.
Odwróciłam się z powrotem w stronę strumyku i zobaczyłam czarną postać z wielkimi czerwonymi oczami i uśmiechem rodem z najgorszego koszmaru przed swoją twarzą. Straciłam możliwość oddychania tak jakby ktoś wyrwał mi płuca ,zaczęłam się cofać .To był błąd.
Poślizgnęłam się o kawałek mokrej ziemi i wpadłam do jaskini. Czułam ból , w każdej możliwej części swojego ciała i widziałam te czerwone oczy ,które patrzały na moje leżące ciało. Obraz zaczął mi się rozchodzić ,a postać zniknęła. Zamknęłam oczy ,a w mojej głowie kiełkowała tylko jedna myśl CZYM DO DIABŁA BYŁO TO COŚ?
Uchyliłam pomału powieki ,było ciemno i tylko blask księżyca wpadający przez otwór jaskini oświetlał grotę , poczułam ostry ból i skrępowanie...byłam przymocowana do skały za pomocą liany. Jęknęłam ,gdy próbowałam się poruszyć a pnącze się na mnie zacisnęło jeszcze bardziej.
-Mmm obiad się obudził- powiedział głos , podniosłam wzrok i skierowałam w stronę głosu , znów zobaczyłam czerwone oczyska wbijające się we mnie ,ale tym razem postać była jakby wyraźniejsza. W mroku zauważyłam rysy mocno umięśnionego ciała z rogami . Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem ,ja wpatrywałam się w oczy tego czegoś a to wpatrywało się w moją duszę, czułam to ...czułam jak połyka wszystko ,co było we mnie.
-Czekałem na moment ,w którym się obudzisz. - białe kły zawitały na jego twarzy ,a mnie przeszedł dreszcz, który przemknął po moich obolałych plecach.
-Czym lub kim jesteś?-zapytałam po kolejnej chwili wpatrywania się w postać ukrywającą się w mroku jaskini.
-Gdybym ci powiedział ,nie byłoby tak zabawnie jak jest teraz.
-A wiesz kim ja jestem?
-Tak, Pandora Mors Satanas marna Królowa i strażniczka tych gór . Córka Marianne Vita i... I kogo przypomnij jak się nazywa twój ojciec? Mieszańcu. - uśmiech tego czegoś powiększył się jeszcze bardziej , wiedział kim jestem i co sprawia ,że serce mi się zatrzymuję.
Wiedział, że nie odpowiem na to pytanie...bo nie znałam odpowiedzi na nie. W pałacu nikt nie mówił o moim ojcu ,a gdy próbowałam kogoś zapytać nawet pod groźbą kary ,każdy milknął jak kamień.
-Pandoro, powiedz mi jak to jest być kimś a jednocześnie nikim? - postać podeszła parę kroków w stronę blasku księżyca, a ja usłyszałam tupot kopyt. -Mów .
-Nie mam pojęcia jak to jest być kimś a jednocześnie nikim.- odpowiedziałam z delikatną nutką rozpaczy w głosie.
-Kłamiesz.-podszedł jeszcze bliżej ,a blask księżyca wpadający przez otwór jaskini oświetlił jego nagie ciało.
-Kłamię?-czując jak kończy mi się pomału czas , ból przeszywa moje ciało ,a umysł szaleje sekunda po sekundzie coraz bardziej przez jego spojrzenie, postanowiłam grać na słowa dopóki czegoś nie wymyśle ,albo nie oszaleje. Wszystko było lepsze od zostania obiadem jakiegoś potwora.
Postać wydała z siebie pomruk niezadowolenia.
-Wiesz ,że wiedźmy są praktycznie nieśmiertelne?-zadałam kolejne pytanie i przypomniałam sobie ,że Astrid na moją prośbę wsadziła mi do torby umieszczonej na mojej tali sztylet. Postać spojrzała na mnie z rozbawieniem na twarzy.
-Wiedźmy tak ,ale ty jesteś mieszańcem. Brudną plamą w rodzinie ,której nikt nigdy nie chciał i nigdy nie zechcę .
-Jestem brudną plamą? - Uśmiech zniknął z jego twarzy ,a ja poczułam że jestem coraz bliżej końca.
-Nie drażnij się ze mną.-odpowiedział używając nieznanego mi do tej pory tonu.
-Ja się z tobą drażnię?
Na twarzy postaci pojawił się gniew ,którego wcześniej nie widziałam . Ruszył w moim kierunku. Tupot kopyt roznosił się echem po jaskini . Stanął przed moją twarzą i wpatrywał się we mnie z gniewem.
-Ludzie mają rację wyglądasz jak Marianne ,tylko że ona miała w sobie siłę i życie....a ty jesteś nikim. Zaraz pochłonę twoją dusze i przejmę twoje ciało ,a później zniszczę wszystko. - w jego oczach nadal był gniew ,ale mimo to na jego twarz z powrotem napłynął uśmiech.
Wyciągnął pomału prawą rękę ku górze ,a następnie wystawił palec wskazujący .
-Zaraz cię dotknę w twoją główkę i przejadę tym palcem ,aż na twoją klatkę piersiową . Pochłonę twój umysł a później życie .- roześmiał się w niebogłosy i wystawił palec w moją stronę .Chciał mnie dotknąć ,ale jakaś niewidzialna siła mu na to nie pozwoliła .
Poczułam ciepło na palcu serdecznym i zobaczyłam kontem oka pierścień ,który świecił bardziej niż kiedykolwiek.
-DLACZEGO NIE MOGĘ CIĘ DOTKNĄĆ! -wykrzyczał i walnął dłonią w skałę koło mojej głowy ,a następnie się odwrócił ,gdy to zrobił liana popuściła a ja postanowiłam wykorzystać sytuacje.
Szybkim choć szalenie bolącym ruchem sięgnęłam do torby i wyciągnęłam sztylet, przecięłam lianę a następnie runęłam na ziemie . Moje nogi odmówiły mi pomocy tak jak większość obolałego ciała.
Podniosłam wzrok ,a on już na mnie patrzył swoimi ślepiami.
-Odejdź ode mnie...zostaw mnie w spokoju ,a dam ci co tylko zechcesz.- powiedziałam załamanym głosem.
-Chce ciebie . Daj mi swoją duszę , spalę ją dla ciebie. Daj mi swoje ciało , a uwolnię cię od życia . Czy to nie jest dobra wymiana?- podał mi dłoń , spojrzałam na niego bezsilnie. Nie ,nie i jeszcze raz nie , nie mogę się teraz poddać.
-Nie to nie jest dobra wymiana, nie pozwolę ci spalić wszystkiego , co kiedykolwiek istniało we mnie .- podniosłam się odpijając lewą dłonią od ziemi i pomimo bólu ,który gościł wszędzie wymierzyłam sztyletem w środek jego klatki piersiowej . Zaczął rozmywać się jak pył na deszczu ,a ja z powrotem upadłam na ziemie .
CZYTASZ
WIEDŹMA
FantasyPandora Mors Satanas jest królową oraz strażniczką smoczej góry na wyspie sześciu królestw, na której już od dawna są toczone liczne wojny między królestwami . Czy sojusznik pojawiający się z dnia na dzień będzie miał dobre intencje? Dlaczego na w...