Przebudziłam się w środku nocy ,gdy poczułam nieprzyjemny zapach oraz chłód. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. W rogu pomieszczenia ujrzałam postać była ona wysoka i bardzo koścista, włosy miała poszarpane na wszystkie strony ,a ich kolor przypominał smołę , twarz postaci była równie koścista co ciało ,z ust wystawał długi ciemny język ,a oczy były całe czarne.
Wysoka postać ruszyła się do przodu ,a ja zauważyłam ,że w jej długiej kościstej dłoni coś mignęło. -Zatrzymaj się.- powiedziałam i wyciągnęłam prawą dłoń przed siebie. Nie ma go. Nie ma mojego pierścienia. -Tego szukasz?- powiedziała niewyraźnie postać ,a ja ujrzałam moją biżuterie na palec. -Skąd masz mój pierścień?-zapytałam i odsunęłam się w tył na poduszki.-Twój przyjaciel mi go podarował.-powiedziała znów tak samo niewyraźnie. -Mój przyjaciel ?zapytałam niepewnie ,pokiwała głową w górę i dół -Mastema.-gdy postać wymieniła imię mojego towarzysza serce mi pękło po raz kolejny. Koścista sylwetka zaczęła się śmiać. Stoi na końcu mojego łóżka ,obserwuje mnie. Oczy miałam zalane łzami.-Zabij mnie. Błagam.-Uśmiechnęła się dalej mając wyciągnięty język. Postać zaczęła wciągać się na moje łóżko hacząc przy okazji swoim językiem o moją pościel i zostawiając na niej dziwną maź. Dotarła nad moją twarz jej język spoczął pod moją brodą ,wbijała wzrok w moje zapłakane oczy , oparła się na jednej ręce ,a drugą położyła na moim brzuchu i zaczęła wbijać w niego palce z moich ust mimowolnie wydał się krzyk, gdy palce przebiły się przez moją delikatną skórę. Wiedziałam ,że to mnie nie zabije ,bo nadal pamiętałam strzały ,które były w moim ciele i nic mi nie zrobiły, ale wciąż miałam nadzieję. Na moim brzuchu gościła dziura ,z której ciekła krew w kolorze wiśniowym. Postać zjechała językiem do otworu ,który zrobiła w moim brzuchu i przyssała się do niego. Czułam jak wysysa ze mnie krew ,łzy leciały po moich policzkach ,a w moich myślach panował tylko ból.
Uniosłam wzrok i ujrzałam za kościstą postacią cień człowieka z głową kozła. -Jilaiya.- znałam to imię. Widziałam je w jakiejś księdze, ale nie pamiętam nic więcej. Byłam na granicy życia a śmierci? Nie raczej na granicy ,w której mój ból mieszał się z krwią ,która zaczęła się wydostawać ,gdy koścista postać się ode mnie odessała.-Przeszłaś próbę.-chrypliwy męski głos przemówił.-Oddaj mój pierścień.-powiedziałam i poruszyłam lewą dłonią próbując ją wyciągnąć przed siebie. Mężczyzna z głową kozła wskazał dłonią na mnie ,koścista postać podeszła i położyła pierścień na szafce.-Dziękuję.-odpowiedziałam pod nosem. Po mojej prawej stronie pojawiła się ognista obręcz ,przez którą wszedł Mastema w swojej demonicznej postaci. -Motylku.-Chłopak podbiegł do mnie i zaczął chaotycznie błądzić dłońmi po moim brzuchu ,z którego dalej leciała krew .-Dlaczego do cholery jasnej nie użyłaś magii?!-chłopak zaczął krzyczeć i odprawiać jakieś rytuały nad moim ciałem . W międzyczasie mężczyzna z głową kozła wraz z kościstą postacią gdzieś wyparowali. Poczułam jak moja skóra zaczyna się zrastać ,a krew z powrotem zaczyna płynąć w środku mojego ciała. -Motylku.-wyszeptał chłopak i dotknął rozgrzaną dłonią mojej twarzy ,a ja od razu odsunęłam twarz.-Dziękuję za pomoc, a teraz idź stąd.-powiedziałam niewyraźnym głosem ,a po moim policzku poleciała łza.- Motyl...-nie było dane mu dokończyć.-Nie ma ,żadnego motylka. Po raz kolejny sprawiłeś ,że czuje się cholernie źle z myślą ,że ci zaufałam. Najpierw zabiłeś mojego przyjaciela, zostawiłeś mnie , a teraz oddałeś mój pierścień w ręce jakiegoś demona czy czym to w ogóle było. -usiadłam, bo zrobiło mi się gorąco ,a po moim czole spływały kropelki potu.-Nie użyłam magii ,bo jedyne czego pragnęłam to poczuć ból ...zginąć.-powiedziałam ,a moje ciało wrzało. Przymknęłam powieki poczułam nagły ból głowy ,który się nasilał z każdą kolejną sekundą .-Mówiłem ci ,że nie wyprę się swojej natury ,ale chce żebyś była bezpieczna. Jesteś moja a ja twój. I możesz być na mnie zła ,wściekła, obrażona.-przerwał na chwilę i mocno mnie uścisnął ,próbowałam resztkami sił się uwolnić ,ale nie dałam rady był za silny.- Nie obchodzi mnie to bylebyś pozostała moja na zawsze.-kolejna przerwa pomiędzy słowami sprawiła ,że na niego spojrzałam wyglądał jakby walczył sam ze sobą o coś, ale nie miałam odwagi zapytać.-Przepraszam.-wyszeptał prosto do mojego ucha i wiedziałam ,że przegrał wewnętrzną wojnę ,a może wygrał? Tylko on to wie. Mastema przeprosił jestem naiwna ,ale chce mu wierzyć.-Za co przepraszasz?-zapytałam ostatkami sił.-Przepraszam za wszystko.-pokiwałam delikatnie głową na prawo i lewo.-Za co przepraszasz?-zapytałam po raz drugi, chłopak na początku był trochę zmieszany i znów wyglądał jakby prowadził wojnę sam ze sobą.-Przepraszam za każdy raz ,gdy cię zawiodłem. Przepraszam za każdy raz ,gdy wykorzystałem twoje zaufanie i przepraszam za to ,że nie trafiłaś na kogoś lepszego.-powiedział i położył się układając moją głowę na jego klatce piersiowej.-Wybaczam ci.-powiedziałam i przymknęłam powieki ,skrzydła chłopaka okryły moje ciało.-Nie chce ,żebyś utracił siebie dla mnie .-położyłam dłoń przy swojej głowie ,a następnie mocniej docisnęłam swoje ciało do ciała Mastemy.
Leżałam tak już przez dłuższy czas ,gdy poczułam jak skrzydła uwalniają moje ciało ,a chłopak wychodzi z łóżka. Czy on mnie znowu zostawi?
-Och mój motylku ,gdybyś tylko wiedziała ,że już dawno straciłem siebie dla ciebie. -powiedział cichym głosem. Uchyliłam delikatnie powieki tak ,żeby było to praktycznie niewidoczne. Mastema wykonał dziwne gesty dłońmi ,a wokół niego pojawił się ognisty krąg. Zabrał demona i przywrócił mojego białowłosego.
Wrócił do mnie ,ale tym razem to on wtulił się we mnie ,kładąc swoją głowę w zagięciu mojej szyi ,dłonią gładząc mój policzek. -Śpij dobrze motylku. Kocham cię.
Kocha mnie?
CZYTASZ
WIEDŹMA
FantasyPandora Mors Satanas jest królową oraz strażniczką smoczej góry na wyspie sześciu królestw, na której już od dawna są toczone liczne wojny między królestwami . Czy sojusznik pojawiający się z dnia na dzień będzie miał dobre intencje? Dlaczego na w...