ROZDZIAŁ 2

794 35 4
                                    

Jake

Wszyscy usiedliśmy do stołu i na moje nieszczęście usiadłem obok dziewczyny. Na nieszczęście, bo przysięgam, że nie mam pojęcia jak to zrobić, żeby nie położyć ręki na jej nagim kolanie, ani nic podobnego i to w towarzystwie jej taty, którym był nikt inny jak najlepszy przyjaciel jeszcze z czasów studiów mojego taty.

Dean Decker był moim największym idolem od kiedy skończyłem jakieś pięć lat. Cały czas pamiętam, że jako dziecko byłem z tatą na jego meczu i to wtedy naprawdę zakochałem się w hokeju. Mimo że tata od zawsze mnie do niego namawiał i jako pięciolatek wymiatałem na lodzie to dopiero po zobaczeniu tego człowieka w akcji pokochałem ten sport.

Mama podała na stół swoje popisowe danie i zaczęła je wszystkim nakładać. Kiedy każdy miał już na swoim talerzu porcję spaghetti zaczęliśmy jeść. Nie minęło pięć minut, a usłyszałem głos dziewczyny.

- Pani Carter, to jest najlepsza rzecz jaką kiedykolwiek jadłam. - powiedziała z pełnymi ustami, bo nie zdarzyła jeszcze dobrze przełknąć makaronu.

Moja mama podziękowała i wszyscy jedli by dalej w spokoju, gdyby nie to, że James nagle jak oparzony wstał od stołu i każdy na niego spojrzał jak na debila. Czasami żałowałem, że jest moim młodszym bratem.

- Zapomniałem dać Avary mojej części wypracowania, żeby mogła to skleić w całość. - odszedł do stołu. - Przepraszam na chwilę, ale muszę jej to wysłać. Zaraz wracam.

Wybiegł z salonu tak szybko, że prawie się za nim kurzyło.

- Właściwie, to czemu się przeprowadziliście? Tony nie chciał mi nic powiedzieć. - zapytała mama.

Nastało niezręczne milczenie. Pan Decker spojrzał na moich rodziców porozumiewawczo, a potem skierował spoje spojrzenie na mnie.

- Wolałbym nie rozmawiać o tym w towarzystwie osoby, której dotyczy ta przeprowadzka. - mówiąc to patrzył na mnie, a ja nie miałem zielonego pojęcia dlaczego.

Po chwili wrócił James, który wyglądał na przejętego, ale nikt nie pytał się go o co mu chodzi. Mój brat czasami był dziwny i nawet ja tego nie kumałem, a przecież razem dorastaliśmy, co było komiczne.

Po skończonej kolacji tata Winter powiedział, że wychodzi na papierosa, a chwilę później ja również wyszedłem do ogrodu pod pretekstem nakarmienia ryb w stawie obok altanki. Zabrałem jedzenie dla rybek i wyszedłem na dwór. Skierowałem się w stronę altany i wszedłem na kładkę, na której mama medytowała latem i zacząłem wsypywać kulki do wody, a ryby wypłynęły na powierzchnię jak opętane. Odstawiłem pojemnik z jedzeniem przy filarze altany. Spojrzałem na pana Deckera, który siedział na ławce i wpatrywał się w jezioro, na którym jak zwykle jeździły dzieci, a ich rodzice pilnowali ich z pomostu.

Ja sam lubiłem przychodzić do altany popatrzeć na dzieci, bo przypominało mi to o moim ulubionym wspomnieniu z dzieciństwa. Uwielbiałem patrzeć jak dzieci zakochiwały się w sporcie.

- Patrzenie na nie uspokaja człowieka, prawda? - zapytał mężczyzna, a ja przytaknąłem.

Kiedy na niego spojrzałem przypomniałem sobie jak go poznałem. Kiedy miałem pięć lat tata zabrał mnie i Jamesa i mamę do Toronto na jego mecz. Tata zawsze opowiadał, że poznali się jeszcze na studiach, kiedy oboje grali dla jednej drużyny. Byli na podobnym poziomie, ale potem tata miał kontuzję i nie mógł już jeździć na takim poziomie, aby trafić do ligi. Podczas meczu obserwowałem Deckera, który sunął po lodzie tak, jakby się na nim urodził i nie sprawiało mu to żadnych problemów. Jak dziś pamiętam, że oddał cztery celne strzały na bramkę, a to rzadkie osiągnięcie. Hat-trick jest już ciężki do zrobienia. Pan Decker po wygranej został wyniesiony przez drużynę z lodowiska, bo każdy gol, albo był jego, albo z jego asystą. To był jeden z najlepszych meczy w jego karierze.

Through the FateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz