ROZDZIAŁ 15

379 17 1
                                    

Jake

Kiedy zobaczyłem, że Winter upadła zacząłem działać jak na autopilocie. Znalazłem się przy niej w ciągu kilku sekund, ale wiedziałem, że to i tak za późno, bo dookoła jej głowy zaczęła rozlewać się czerwona plama cieczy. Natychmiast zacząłem się wydzierać do ludzi, żeby zadzwonili na pogotowie, a jakaś dziewczyna w końcu wybudziła się z transu i zadzwoniła po karetkę. Podciągnąłem Winter do siadu i zacząłem ją przytulać. Była na wpół świadoma tego co się dzieje dookoła niej, ale wiedziałem, że mnie słyszała, bo patrzyła mi w oczy spod na wpół zamykających się powiek. 

     - Śnieżynko, proszę cię nie zasypiaj. Wszystko będzie dobrze, zaraz przyjedzie pomoc.

     Powtarzałem to w kółko i w kółko, ale z każdą minutą powieki Winter coraz bardziej jej ciążyły i widziałem, że walczy ze samą sobą o pozostanie przytomną. 

     W pewnym momencie na lodowisko wbiegli ratownicy i wyrwali mi ją z objęć, aby położyć ją na noszach. Nie chcieli mi pozwolić z nią jechać, ale Winter zaczęła powtarzać moje imię i w końcu się zgodzili zabrać mnie z nią do szpitala. W karetce straciła przytomność i nagle wszyscy ucichli i spojrzeli na mnie.

     - Ona... - jeden z ratowników spojrzał na mnie. - Dziewczyna straciła przytomność z powodu urazu głowy. Dzwońcie na blok, będzie szycie. - mężczyzna spojrzał na mnie. -  Nie umiem stwierdzić jak szybko po szyciu się wybudzi, dzieciaku. 

     Nie wiem kiedy, ale zacząłem płakać jak dziecko. Jedna z ratowniczek z karetki mnie przytuliła i poprosiła o telefon do jej ojca. Oczywiściej jej go podałem. Moje ciało w jednym momencie przestało odczuwać wszystko co nie było rozpaczą, strachem i czymś takim dziwnym. Coś jakby moje serce zaczęło bić wolniej kiedy patrzyłem ja spokojną twarz Winter. 

     Jak tylko dotarliśmy do szpitala przewieźli ją na blok, żeby zszyć jej rozciętą głowę, a mi kazali czekać na korytarzu na przyjazd jej ojca, który jak na nieszczęście był na drugim końcu kraju.  Kiedy przekazałem im tą informacje poprosili, abym zadzwonił po kogokolwiek dorosłego, więc wykonałem telefon do mojej mamy. 

     Rodzice po godzinie przyjechali do szpitala, a kiedy mój wzrok napotkał spojrzeniem mamy poczułem jak po policzkach zaczęły ściekać mi łzy, które w sobie tłumiłem. Mama podeszła do mnie i wzięła mnie w ramiona, mimo że byłem od niej wyższy o blisko trzydzieści centymetrów. Objąłem ramionami jej szczupłe ciało i po prostu się poddałem. Zacząłem płakać, a mama tylko głaskała mnie po głowie. 

     - Jake... Co się stało?

     Nie byłem w stanie wypowiedzieć nawet jednego słowa. Ostatnie dwie godziny praktycznie pozbawiły mnie głosu, więc mimo że chciałem powiedzieć mamie to nie potrafiłem. Słyszałem, że szeptała coś do taty, ale nie rozumiałem jej słów. 

     Kobieta poprowadziła mnie do jednej z ławek na korytarzu i usiadła obok mnie, a ja się temu poddałem. Opadłem na ławkę i ponownie wtuliłem się w ciało mamy, która nie przestała trzymać mnie w swoich ramionach.

     Tak bardzo płakałem. 

     - Jake, wiem, że ci ciężko, ale musisz powiedzieć co się stało. - dotarł do mnie głos taty i to on przywołał mnie do rzeczywistości.

     Uniosłem głowę i spojrzałem w oczy ojca. Ledwo widziałem przez łzy, które ciągle kapały mi z oczu.

     - Ona skoczyła poczwórnego axla, a potem wylądowała na nodze, którą miała kontuzjowaną i się przewróciła. Ma rozciętą głowę... - łzy nie pozwalały mi mówić dalej.

Through the FateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz