ROZDZIAŁ 18

293 16 2
                                    

Jake

Wykonałem strzał z nadgarstka na bramkę i rozbrzmiał gong, który sygnalizował koniec meczu.

    - Drodzy państwo, Jake Carter z Boston Bruins zdobywa swój pierwszy Puchar Stanleya!

    Zjechałem na środek tafli lodowiska w Bostonie. Po jednej stronie była moja drużyna, a po drugiej ta z Toronto. Pracownicy lodowiska zaczęli wnosić dywany i podium dla pucharu, które stało obok mnie.

    Po chwili, której towarzyszyły krzyki tłumów z trybun na lodowisko wjechał prezydent NHL, a za nim dwóch mężczyzn, którzy trzymali w dłoniach... Puchar Stanleya... Jechali z nim w moim kierunku, a następnie położyli go na podium. Prezydent podał mi dłoń i niespodziewaniu uniósł ją w górę.

    Tłum wiwatował, a ja... Ja miałem podnieść puchar. Spojrzałem po swoim ubraniu. Na mojej lewej piersi znajdowała się litera C. Byłem kapitanem... Skierowałem spojrzenie na puchar i wyciągnąłem po niego ręce, a kiedy moja skóra zetknęła się z zimnym metalem trybuny milczały. Podniosłem puchar nad głowę i usłyszałem wiwat tysięcy ludzi.

    - Drodzy państwo! Historyczny moment! Jake Carter wygrywa z Boston Bruins swój pierwszy Puchar Stanleya! Proszę o głośne oklaski dla kapitana Bostonu!

    Głos speakera rozniósł się po arenie i dobił od ścian. Z rogów lodowiska wystrzeliły zimne ognie w złotym kolorze, a na telebimie było widać mnie.

    Puchar cały czas tkwił nad moją głową. Wykonałem pierwsze odepchnięcie się do tafli lodowiska, a tłum wiwatował. Po wykonaniu okrążenia oddałem puchar Nathanielowi, który był moim prawym skrzydłem.

    Kolejną rzeczą był głos Winter, która krzyczała wjeżdżając na taflę lodowiska. Pędziła w moją stronę, tak samo jak żony i dziewczyny innych graczy. Rzuciła się na moją szyję, a ja przyciągnąłem ją do siebie najbliżej jak mogłem. Wpiłem się w jej słodkie usta, a kiedy ponownie na nią spojrzałem zobaczyłem dwie rzeczy...

    Po pierwsze na serdecznym palcu je lewej dłoni spoczywał pierścionek ze szmaragdami. Pierścionek zaręczynowy.

    Po drugie... Winter była w ciąży...

Obudziłem się z krzykiem i zlany potem. Miałem rozbiegany wzrok, który od razu poleciał w stronę łóżka Aidena, ale ono było puste. 

     Poczułem małe, ale dobrze mi znane dłonie na moich policzkach i momentalnie spojrzałem w zielone oczy ich właścicielki. 

     - Jake, jestem tu. Popatrz na mnie. Popatrz na mnie Jakey.

     Jej zielone oczy mnie uspokajały i zapominałem o wszystkim, a pozostawała tylko ona. Moja Śnieżynka. 

     - Jestem tu Jake. Jestem. - a potem pocałowała mnie delikatnie w usta. - Wszystko będzie dobrze. Lekarze mówią, że wszystko się dobrze goi, i że jeśli zaczniesz rehabilitacje to wrócisz na lód przed finałem. Wszystko będzie dobrze.

     Jej wyraz twarzy jest taki spokojny, że wpływał nawet na mnie. Kiedy mnie dotyka to czuję się spokojny, że wszystko jest na swoim miejscu. 

     A potem w oczach Winter pojawiają się łzy, ale ona ich nie wyciera. 

     - Tak bardzo się bałam Jake. Tak bardzo. - przytuliłem ją do siebie, a kiedy poczułem, że jej łzy moczą moją piżamę przyciągnąłem ją do siebie i zmusiłem, żeby się przy mnie położyła. - Bałam się, że już nigdy się nie obudzisz, mimo że lekarze mówili, że jesteś nieprzytomny przez wstrząs mózgu. Ja i tak się bałam, że mogę cię stracić.

Through the FateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz