ROZDZIAŁ 5

546 27 3
                                    

Winter

Kiedy obudziłam się rano poczułam jak materac obok mnie się ugina. Uchyliłam delikatnie powieki i przewróciłam się na drugi bok. Materac zaskrzypiał, a ja mentalnie strzeliłam sobie w czoło.

- Cholera jasna. - znałam ten głos. Otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam Jake'a, który spojrzał na mnie w tym samym momencie.

Chłopak chciał po cichu wstać z łóżka, ale każdy jego ruch powodował skrzypienie materaca. Zaczął cicho przeklinać pod nosem, na co się zaśmiałam.

- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. - powiedział spokojnym głosem.

Wyciągnęłam rękę w jego stronę, którą on przyjął. Pociągnęłam go delikatnie za dużą dłoń, a on poleciał w moją stronę i podparł się na przegubie lewej dłoni, aby na mnie nie upaść. Nasze nosy dzieliły zaledwie centymetry. Czułam jego oddech na swojej twarzy.

Kiedy Jake chciał się podnieść, więc uniosłam obie ręce i splotłam je na jego karku. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, ale mi to nie przeszkadzało. Delikatnie odepchnęłam się stopą od materaca co umożliwiło mi przekręcenie nas na łóżku. To ja byłam nad chłopakiem.

Usiadłam na wyrzeźbionych udach Jake'a i nachyliłam się nad jego twarzą, a przedramiona oparłam na jego klatce.

- Cześć... - powiedziałam cicho, ale cały czas byłam ku niemu nachylona. - Gdzie wychodzisz?

Jake się uśmiechnął, a następnie podniósł swoje ręce i położył dłonie na moich lędźwiach. Przyciągnął mnie bliżej siebie, a ja się temu poddałam. Opadłam na jego ciało, a on zaczął błądzić dłońmi po moich nagich plecach.

Opuszki jego palców były szorstkie, zapewne od rękawic hokejowych i talku na siłowni, ale jego dłonie były naprawdę miękkie, nawet mimo tego. Były ciepłe i dużo większe od moich. Jake został obdarowany takimi dłońmi, z którymi nie miałby najmniejszego problemu z utrzymaniem piłki do koszykówki, czy siatkówki.

Uniósł delikatnie głowę, aby wyjść mi naprzeciw, a nasze nosy się zetknęły. Wyczułam, że chłopak zaczął się uśmiechać, więc ja też to zrobiłam.

- Chciałem wyjść do łazienki i może ogarnąć coś do jedzenia, ale widzę, że mi nie pozwolisz. - zaśmiałam się na jego słowa, bo po pierwsze nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, a po drugie dlatego, że faktycznie nie miałam zamiaru go puszczać. - Co robiłem w nocy jak już byłem pijany? - zapytał zmieniając temat.

Uniosłam się lekko, zebrałam włosy i przerzuciłam je na jedna stronę. Odchyliłam głowę i pokazałam chłopakowi jego dzieło z ostatniej nocy. Jego oczy rozszerzyły się, ale na jego ustach pojawił się szczery uśmiech, który udzielił się i mnie.

- Jak do tego doszło?

- No cóż, stwierdziłeś, że cytuję „niech widzą, z kim tu jesteś", a potem bez żadnego ostrzeżenia zrobiłeś mi malinkę.

- Jak bardzo zła, w skali od jeden do dziesięć, jesteś? - zaśmiałam się na jego pytanie.

- Nie jestem zła. W pierwszej chwili może byłam zaskoczona, ale miałam całą noc, aby to przetrawić. Zresztą, to ja to zaczęłam zakładając twoją bluzę na stołówce.

Ponownie położył głowę na wygodniej poduszce, a mnie zmusił swoimi ciężkimi dłońmi do ułożenia się na jego klatce piersiowej, od której biło przyjemne ciepło.

- Ja też nie byłem za to zły. Na początku byłem w szoku, ale prawda jest taka, że chci... miałem nadzieję, że to zrobisz. - coś poczułam. Jakby coś zaczęło się we mnie rozpuszczać. - Vic ci pewnie powiedziała, ale nikt poza tobą nie miał tej bluzy. Nie dlatego, że była moja, ale dlatego, że nigdy nie chciałem, aby żadna dziewczyna, z którą byłem stała się nietykalna.

Through the FateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz