Rozdział 19

361 17 3
                                    

Jake

Kiedy tamtego dnia ponownie się obudziłem Winter nadal leżała przytulona do mojego boku. Rozejrzałem się po pokoju, ale mój wzrok zawiesił się na Aidenie, który leżał podłączony do kroplówki. Był jeszcze bladszy niż zapamiętałem z nocy. Miał podkrążone oczy i poszarzałe policzki. Wyglądał prawie jak żywa śmierć.

- Jak tam współlokatorze? - zapytałem w końcu, a Aiden odwrócił umęczony głowę w moją stronę i uśmiechnął się krzywo.

Na pierwszy rzut oka było widać, że coś jest nie tak. Jego oczy nie miały w sobie blasku, brązowe włosy było tak samo oklapnięte, jak Aiden pozbawiony szczęścia, wąskie usta nie rozciągały się w uśmiechu, a chuda sylwetka była tak bezwładna, że wydawało się, że ciało Aidena po prostu egzystuje, a nie żyje.

- Kiedy rano zabrali mnie na badania podjęli decyzje, że mimo wszystko będą próbowali wyciąć mojego guza, więc dają mi na razie jakieś leki na osłabienie, żeby przygotować mnie do pierwszego wlewu.

- Przejdziesz chemię?

- Chcą tym chodź trochę zneutralizować objawy, które już teraz nie pozwalają mi nawet normalnie spać. Potem... jeśli nic się nie zmieni będą próbowali go wyciąć. - wyraz twarzy chłopaka był jak u trupa. Wyglądał jak trup. - Jake... Ja nie przeżyje tej operacji i wiedzą to wszyscy. Chemia też nic nie pomoże. Oni po prostu starają się wydłużyć moje życie. Zachorowałem cztery miesięcy temu, a z guzem maksymalna data mojej śmierci to będzie maj, czyli po prawie siedmiu miesiącach od zachorowania.

A potem odwrócił się po prostu na drugi bok i wiedziałem, że nie chce rozmawiać. Dla każdego temat własnej śmierci jest w cholerę trudny. Kiedy w nocy go poznałem, myślałem, że się z tym pogodził, ale teraz widzę, że całkowicie się pomyliłem. On chce żyć, a nie przeżyć, nie egzystować.

***

Kiedy obudziłem się kolejnego ranka moje łóżko było puste, tak samo jak to Aidena. Jedyna różnica była taka, że w moim łóżku byłem ja, ale bez Winter, a w łóżku chłopaka naprawdę nikogo nie było. Zastanawiałem się gdzie on tak znika skoro ma złamaną nogę i raczej nie za dobrze idzie mu poruszanie się z zaburzeniami sprawności.

Około południa przyszedł lekarz na kontrolę i zabrali mnie na prześwietlenie i tomograf, aby się upewnić, że wstrząs mózgu na pewno minął. Zmienili mi opatrunek na plecach, a pielęgniarki się zapytały, czy potrzebuję pomocy w umyciu się, ale ja odmówiłem. Musiałem być samodzielny. Albo chociaż udawać, że tak jest.

Aiden po prostu się rozpłynął w powietrzu. Nie wrócił do sali i zacząłem się zastanawiać, czy go nie przenieśli, ale kiedy jechałem do łazienki zobaczyłem, że na jego szafce nadal leżały książki i jakieś ubrania.

Na chwilę przyszli rodzice i mój brat sprawdzić jak się czuję, ale to była dosłownie chwila, bo zaraz musieli wracać do swoich spraw, a James bardziej przejmował się Avary niż mną. Nie dziwiło mnie to absolutnie, bo ja też bardziej interesowałem się Winter niż tym debilem.

Kiedy przejechałem się do stołówki spotkałem innych chorych. Poznałem dziewczynę. Miała na imię Sophia. Była raczej niską blondynką, więc zupełnie nie w moim guście, ale znała się z moim współlokatorem, bo trafili do szpitala w podobnym czasie. Chorowała na raka płuc, ale wyglądała dużo lepiej niż chłopak. Dowiedziałem się od niej, że raz w miesiącu spotyka się ze swoimi rodzicami w jakiejś kawiarence przy szpitalu, a potem idą na spacer po strefie zielonej szpitala. Podobno kiedy w drugim miesiącu jego mama wpadła w histerię, że jej syn umrze Aiden zakazał rodzicom odwiedzin w szpitalu.

Through the FateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz