Rozdział 23

119 11 0
                                    

Kiedy ciało Aidena leżało nieruchomo i lekarze zabierali je do kostnicy, Winter nie przestawała trzymać mojej dłoni. Była moim oparciem.

    Przez wiele godzin sprzątaliśmy z Winter salę i kiedy w końcu wyszliśmy ze szpitala, to każde z nas niosło po trzy kartony, a za nami szło jeszcze trzech pielęgniarzy, z których każdy też miał po trzy lub cztery kartony z rzeczami Aidena. Zapakowaliśmy wszystko do mojego mercedesa i razem z Wi wyjechałem ze szpitalnego parkingu. Większość drogi przebyliśmy w milczeniu, ale wiedziałem, że Winter chciała coś powiedzieć. Czekała tylko na dobry moment, więc gdy w końcu stanąłem na światłach jednego ze skrzyżowań, Winter położyła swoją dłoń na mojej, która spoczywała na drążku zmiany biegów.

    - Wiem, że teraz ci ciężko Jake, ale zaufaj mi. Z czasem będzie lepiej.

    Powiedziała to chyba najspokojniejszym głosem jaki kiedykolwiek od niej słyszałem. Kciukiem delikatnie głaskała moją dłoń i to było dokładnie to, czego wtedy potrzebowałem – bliskości Winter – bliskości mojej Śnieżynki.

    Kiedy  na nią spojrzałem moimi czerwonymi od łez oczami dostrzegłem, że ona też płakała, ale musiałem przyznać, że była silniejsza ode mnie. Nie rozkleiła się jak dzieciak i pomagała mi, mimo że pewnie też chciało się jej wyć. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i nachyliłem, aby pocałować ją w usta. Jej wargi pozostawały jak zawsze miękkie i słodkie, mimo że razem ze mną wypłakała chyba z tonę łez.

    - Jedźmy do domu Jakey.

    I tak też zrobiłem. Całą resztę drogi panowała między nami przyjemna cisza i tylko radio ją przerywało. Nagle Winter poderwała się i pogłośniła radio, a w samochodzie rozbrzmiały dźwięki Story of My Life One Direction. Wi zaczęła śpiewać, a kiedy na nią patrzyłem to mój dzień stawał się lepszy. Kuriozalne w tej sytuacji było to, że właśnie zmarł mój przyjaciel, a w radiu leciała piosenka opisująca to co w życiu już przeminęło, to co sprowadzało nas do miejsca, w którym wtedy byliśmy. Winter jak gdyby nigdy nic śpiewała pod nosem, ale kiedy tym razem to ja pogłośniłem radio, to ona spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Wtedy śpiewała już na całe gardło, a ja po prostu cieszyłem się, że mogę mieć ją przy sobie.

    Kiedy piosenka się skończyła, Winter połączyła swój telefon z moim samochodem i włączyła jedną ze swoich playlist, która jak się okazało była zapełniona piosenkami chłopaków. Nigdy bym się do tego otwarcie nie przyznał, ale czasami sam lubiłem ich posłuchać. Następna, która zaczęła lecieć, to było You & I, która była bardzo melodyjna, i którą bardzo lubiłem. Kiedy Harry zaczął śpiewać refren przyłączyłem się do niego.

    - You and I, we don't wanna be like them. We can make it 'til the end. Nothing can come between you and I. Not even the Gods above. Can separate the two of us. Nothing can come between you and I. Oh, you and I.

    Dopiero kiedy wypowiedziałem te słowa na głos rozumiałem, że one dokładnie opisują to co jest między nami, bo byliśmy połączeni przez przeznaczenie. To co było między nami było nierozerwalne i wiedzieliśmy o tym oboje od momentu, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy mając zaledwie po kilka lat. Winter miała być moją księżniczką, a ja jej księciem. Śnieżynka i Jakey. Dokładnie tacy dla siebie byliśmy. Ja ją traktowałem jak najcenniejszy i niezwykle kruchy skarb, który trzeba chronić, a ona mnie jak swojego obrońce, który oddałby za nią życie. Zrobiłbym to. Nawet by mi powieka nie mrugnęła, a wskoczyłbym w ogień, aby ona była bezpieczna.

    - I figured it out. Saw the mistakes of up and down. Meet in the middle. There's always room for common ground.

    I tak śpiewaliśmy aż dojechałem do mojego domu. Otworzyłem bramę garażową z pilota i wjechałem do środka, a ona zaczęła się zamykać. W garażu zrobiło się całkowicie ciemno i błyszczały tylko oczy Winter, która nagle znalazła się bardzo blisko mnie.

Through the FateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz