ROZDZIAŁ 7

425 19 1
                                    

Winter

Tej nocy sen długo nie nadchodził. Leżałam bezczynnie na łóżku i myślałam o Jake'u. Przypominałam sobie wyraz jego twarzy, kiedy pogrążony w myślach słuchał tych dzieci na jeziorze. 

     Jego wyraźne brwi były zmarszczone, a oczy lekko zaciśnięte. Mimo to wglądał wtedy jak najspokojniejszy człowiek na świecie. Kiedy mu się przyglądałam widziałam w nim błogi spokój, który wręcz od niego emanował. Coś co chciałam zrobić ponad wszystko to po prostu wtulić się w jego silne ramiona i trwać przy nim. Chciałam poczuć to bezpieczeństwo, które od niego biło. 

     Leżąc na łóżku przykryta kołdrą pod samą szyję przypomniałam sobie jak to było być w jego ramionach. Silne ręce obejmowały mnie w pasie. Czułam to. Czułam się przy nim bezpiecznie. Miejsce między jego ramionami było bezpieczne i to ja je zajmowałam. 

     Zamknęłam oczy i powoli poczułam jak sen zaczyna opanowywać mój umysł. Z każdą sekundą czułam coraz większą niemoc, aż w końcu się jej poddałam i zasnęłam.

    Trybuny areny w Toronto były pełne. Ludzie krzyczeli i wiwatowali. Kilka osób obok mnie wykrzykiwało imiona zawodników, którym kibicowali. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że na środku lodowiska rozgrywa się walka o krążek.

    Na tablicy zobaczyłam, że mecz rozgrywał się między drużyną z Toronto i z Bostonu. Zawodnicy stali po obu stronach sędziego, nachyleni nad taflą lodowiska i czekali na upadający krążek. Sędzia, który był ubrany w czarno-biały strój w pasy miał pomarańczowe przepaski na ramionach, aby można było go odróżnić. Mężczyzna trzymał w ręce mały, czarny krążek, kiedy go upuścił było słychać charakterystyczny plask.

    Kapitanowie obu drużyn rzucili się na krążek, ale to ten z Bostonu go przechwycił i podał do prawego skrzydłowego.

    Starałam się obserwować tor lotu małego krążka, ale nawet siedząc w pierwszym rzędzie było to dla mnie trudne. Zawsze zastanawiałam się jak to jest możliwe, że zawodnicy dokładnie wiedzą gdzie w danym momencie jest krążek.

    Kiedy kapitan drużyny z Bostonu przygotowywał się do oddania strzału poczułam, że coś ciągnie w dół moją dłoń. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam małą dziewczynkę, która wyglądała jakby miała maksymalnie pięć lat. Włosy miała zaplecione w dwa dobierane warkocze, a na ich końcach miała zawiązane kokardki.

    - Mamo... - zaskoczenie musiało być wymalowane na mojej twarzy. - Mamo, tata...

    - Tak! Zaliczył pierwszego gola! - odwróciłam się w drugą stronę, gdzie na siedzeniu ustał chłopiec. Wyglądał na kilka lat starszego. Skakał ze szczęścia. -  Tata strzelił!

    Ponownie spojrzałam na taflę lodowiska i wtedy to zobaczyłam. Po drugiej stronie bandy stał mężczyzna. Patrzył na mnie, a w juego oczach malowało się szczęście.

    Te oczy... Ten bursztynowy odcień...

    Jake...

    Mężczyzna posłał mi całusa przez szybę, a następnie zbił piątkę z chłopcem i dziewczynką. Po chwili odjechał i ponownie ustawił się w centrum lodowiska.

    Śledziłam każdy jego ruch, a nasze spojrzenia skrzyżowały się na chwilę przed tym jak krążek ponownie upadł na lód.

     Otworzyłam oczy, a mój oddech się rwał. Poderwałam się do pozycje siedzącej i przyłożyłam sobie rękę do miejsca, gdzie znajduje się serce, które biło jak szalone. Zaczęłam głęboko oddycha, aby się uspokoić, ale nie mogłam wyrzucić mojego snu z głowy. 

     Mimo że wiedziałam, że to był tylko sen, to... To było takie realne. Jake wyglądał... był starszy. Mógł mieć coś około trzydziestki, ale jego spojrzenie pozostawało takie samo, a te dzieci...  Próbowałam sobie przypomnieć jak wyglądały... Ten chłopiec... On miał moje oczy. Doskonale znałam te zielone tęczówki. Takie same jak moje i taty. Mimo wszystko mocne brwi były takie... Jake'a.

     Pokręciłam głową, aby wyrzucić tą myśl z głowy, ale nie potrafiłam, bo kiedy zamknęłam oczy ponownie ukazał mi się przed nimi obraz chłopca. Starałam się myśleć o czymkolwiek innym, ale nic nie działało. 

     Otworzyłam oczy i sięgnęłam po telefon, który podpięty do ładowarki leżał na stoliku nocnym. Kiedy go podniosłam zapalił się ekran, który mnie oślepił. Zmniejszyłam jasność, aby cokolwiek widzieć, a następnie odblokowałam go i weszłam na wiadomości, bo zobaczyłam, że mam jedną nieodczytaną. Była od Jake'a. Wysłał mi zdjęcie. Kiedy w nie kliknęłam, aby je powiększyć zobaczyłam siebie. 

     Zrobił zdjęcie w naleśnikarni. Siedziałam na kanapie, a Jake zapewne jeszcze wtedy siedział naprzeciw mnie. Uśmiechałam się. Naprawdę się uśmiechałam, szczerze i tak beztrosko... Wyglądałam jak mała dziewczynka, którą ktoś wsadził w ciało prawie dorosłej kobiety. 

     Zapisałam zdjęcie w galerii i wysłałam buźkę z sercami zamiast oczu. Praktycznie od razu pojawił się napis odczytane, co mnie zdziwiło, bo kiedy spojrzałam na godzinę pokazywała się prawie czwarta w nocy. 

Winter: Nie śpisz?

Jake: Nie mogę zasnąć. Od prawie dwóch godzin przewracam się z jednego boku na drugi.

Winter: To tak jak ja.

     Niewiele myśląc kliknęłam ikonkę telefonu i usłyszałam sygnał, a potem oddech Jake'a.

     - Cześć... - powiedziałam cicho. - Co słychać?

     - Myślę o tym jak bardzo to jest nienormalne, że chciałbym być obok ciebie i mieć cię w ramionach. - jego głos był przytłumiony, ale doskonale go słyszałam. - Winter... - milczałam. - Ja nie wiem co ja mam zrobić. Nie chcę cię urazić, ale miałem wiele dziewczyn. Na pewno to wiesz, ale... Ja jeszcze nigdy nie czułem się tak... Nawet nie wiem jak to określić.

     - Wiem o co ci chodzi. Mam podobnie...

     - Winter... Ja nie mogę przestać o tobie myśleć. Jem kolację i myślę o tobie. Biorę prysznic, nakładam krem na twarz, myję zęby, ubieram się i myślę o tobie. Co ty w sobie takiego masz, Winter? Nie umiem tego rozgryźć.

     Milczałam, bo mimo że chciałam powiedzieć, że też o nim myślę, to coś mnie przed tym powstrzymywało. A właściwie to, nie coś, a ktoś. Ktoś, kogo chciałam wyrzucić z mojej pamięci, ale on zawsze wracał. Wracał i burzył wszystko, co udało mi się zbudować. Niszczył wszystko i wszystkich, którzy znajdowali się przy mnie, a ja nie mogłam pozwolić, aby zniszczył Jake'a. Nie mogłam.

     - Winter... - jego głos łamał mi serce.

     - Muszę kończyć. Dobranoc Jake...

     Rozłączyłam się zanim zdążył mi odpowiedzieć. Zrobiłam to, mimo że wiedziałam, że będę tego żałować, ale musiałam jeśli chciałam go ochronić przed samą sobą. Chciałam to zrobić, bo nie mogłam pozwolić, aby on zniszczył i złamał go tak jak mnie.

Through the FateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz