Stare Legendy

31 6 18
                                    

Mimo wczesnej pory na zewnątrz panował już mrok. Okolicę rozświetlała samotna latarnia stojąca na końcu alejki. Kordian miał wrażenie, że właśnie w jej pobliżu coś czai się na granicy światła i cienia. Wydawało mu się, że coś śledzi go, od kiedy tylko wyszedł z domu. Całą drogę oglądał się przez ramię, ale nikogo, ani niczego nie zauważył. Towarzyszył mu tylko wiatr, który poruszał gałęziami i unosił do góry liście, pobudzając już i tak szalejącą wyobraźnię chłopaka.

Śledził każdy ruch z okna małego pokoiku na piętrze letniskowej chaty. Drewniane schody skrzypnęły cicho, dając znak, że ktoś się zbliża. Kordian odwrócił głowę, kiedy w progu stanęła Kornelia, niosąc dwa parujące kubki.

– Herbata z sokiem malinowym. Moja ulubiona. – Uśmiechnęła się radośnie.

Kordian odebrał jeden z jej ręki. Uderzyła w niego fala przyjemności, kiedy jego zdrętwiałe z zimna palce zetknęły się z nagrzanym kubkiem. Uwielbiał to uczucie. Dmuchnął kilka razy na herbatę. Jej aromat docierał do jego nozdrzy, ale na razie wolał delektować się ciepłem zamkniętym w swoich dłoniach. Całą drogę przeszedł pieszo, a wszystko przez to, że nie chciał pożyczać samochodu od rodziców, czy prosić ich o podwiezienie. Zamiast tego skłamał, że zabierze go kolega, z którym miał się spotkać. Nie lubił ich oszukiwać, ale nie wiedział, jak wytłumaczyć im nagłe pojawienie się Kornelii. Często słyszał o sławnych osobach i ich sobowtórach. On też mógł mieć swojego i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że oboje widzieli duchy. Siwy powiedział, że nie wierzy w przypadki. Tymi słowami zasiał w umyśle Kordiana pewne podejrzenia. Amelia również zasugerowała, że Kornelia jest jego siostrą, czy miała powód, by go oszukiwać? Wydawało mu się, że nie, a jednak postanowił, że najpierw sam dowie się czegoś o dziewczynie i upewni się, czy to wszystko może być prawdą. 

Od Święta Zmarłych minęły trzy tygodnie, a on nie odwiedził jej ani razu, tłumacząc się natłokiem obowiązków. Bał się tego spotkania i nie do końca był na nie gotowy. Gdy tylko dowiedział się, że pozostali pojechali na polowanie, upatrzył w tym okazję, by zebrać się na odwagę i porozmawiać z Kornelią sam na sam. Zziajany i zmarznięty stawił się w chacie, nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać. W dalszym ciągu nie potrafił oswoić się z tym, że jego nowi znajomi są Łowcami demonów, a słowo polowanie nie umiało przejść mu przez usta i zupełnie straciło na znaczeniu. 

– Długo jesteście w Górce? – zapytał.

Pytanie wydało mu się głupie, gdy wypowiedział je na głos, ale nie wiedział, jak inaczej zacząć rozmowę. 

– Nie, od Święta Zmarłych – powiedziała tonem, jakby to było coś oczywistego. 

Opadła na łóżko obok niego i ułożyła głowę na puchowej poduszce tak, że jej gruby warkocz zawisł na skraju mebla. Kordian zazdrościł jej tego, jak swobodnie się przy nim czuła. Sam nie był tak wyluzowany. Rozejrzał się po pokoju i dostrzegł, że jest prawie pusty i uporządkowany z pedantyczną wręcz dbałością. Nie było żadnych kosmetyków, ubrań czy innych bibelotów. Jedynie kilka kolorowych poduszek i stos równo ułożonych książek przy łóżku. Nawet zegar stał idealnie pośrodku komody, na rozłożonej jak od linijki serwecie w góralskie wzory. Kordian zawiesił na nim swój wzrok. 

– Pusto tu – zauważył.

– Nie przywiązuję uwagi do wystroju – szepnęła cicho. – Staram się zostawiać wszystko tak, jak było, żeby łatwiej było mi opuścić to miejsce.

– Ale trochę tu jeszcze pobędziecie, prawda? – zapytał Kordian z nadzieją w głosie. 

Maleńki pokoik na poddaszu wypełniały tylko ich oddechy i dźwięk zegara. Poduszka zaszeleściła jak liście na wietrze, gdy Kornelia podniosła się do pionu, by sięgnąć po kubek z herbatą. Rzuciła mu przy tym spojrzenie pełne wyrzutu.

Szepty Wiatru Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz